A jednak niejasna jest dla mnie moja dwu-jednia, niejasna – jako wyższa osoba. – Nie ma jeszcze we mnie doskonałości i pełnej siły miłości do ciebie, ode mnie różnej i ze mną jednej. Dwu-jednia nasza jest większa, niż ty i niż ja: w niej wszyscy ludzie, cały Adam, a w Adamie – cały świat, przez nas przyjęty. Jedynie przez pełnię naszej miłości, jedynie przez całe jej napięcie jesteśmy dwu-jednią, naszą wielo-jedność możemy osiągnąć jako osobę. Do tego zaś czasu wydaje się nam ona dwu-jednią i w dwu-jedni swojej wszech-jedna osoba jest jedynie postrzegana w chwilowych jasnowidzeniach, w niejasnych cechach. Nie możemy siebie dwu-jednych Miłości hipostatycznej jako osobie oddać, nie możemy i Jej przyjąć w siebie jako doskonałej osoby. Tworzymy naszą dwu-jedną osobę, ale i Miłość hipostatyczna w nas ją tworzy. Ona nas przyjmuje w siebie, a w nas – cały świat wszech-jeden. Wszechjedność natomiast świata jest tylko przyjętą pełną nicością przez Wszechjedność Bożą, Boski Rozum, Słowo i Syna. Kochając nas Miłość-Duch kocha Syna, i my w miłości jedni z Duchem-Miłością, w Niej i przez Nią kochamy Słowo-Chrystusa. Tak w Bóstwie Trój-jednym znajdujemy przez Miłość osnowę wszystkiego, osnowę naszej osoby. W Jej otchłań pogrążając się, spotykamy niezachwianą Granicę – Krzyż równoramienny i na nim ukrzyżowanego Stwórcę oraz Zbawiciela świata.
Ja, wszech-jeden Człowiek, Adam Kadmon, jestem stwarzany z niczego w Rodzonym i Tworzącym, w Synu. Ja powstaję w Jego hipostazie, w Nim mocą Ducha-Miłości powracam do jedności Ojca. W samej Trój-jedni jest moja meta-osoba, pogrążająca się w Boski Mrok; w Synu – jest mój byt, moja autentyczna osoba, moje życie i poznanie moje, w Nim – moja dwu-jednia, i ja samotny, i ty. Przez Syna i tylko przez Syna dostępny jest mi Starodawny Ojciec; Miłość i tylko Miłość, Duch Pocieszyciel w Synu wiąże mnie z Ojcem i ze Sobą.
Chrystus kocha we mnie Adama Kadmona. Adam nie już niczym, a wszystko – jest niczym, które przyjęło w siebie Chrystusa i Chrystusowi się przeciwstawia. Miłość Chrystusa do Adama to przyjęcie przez Chrystusa w siebie wszystkiego, co stworzone: stworzonej istoty, stworzonej duszy i woli. Wszystko Chrystusowe w Adamie i wszystko Adamowe w Chrystusie. Chrystus jest Adamem i Adam jest Chrystusem. Jednak Chrystus jest Drugim Adamem ze względu na ogólnoludzką swoją naturę wspólną z Pierwszym Adamem i jednak od niego różny: odrębny jako osoba. Związek Bóstwa z tym co jest stworzone i ludzkie nie jest poza Bóstwem, a w samym Bóstwie, w drugiej Jego hipostazie, w Słowie Przedwiecznym. Logos jako Bóstwo jest nierozdzielnie i bez poplątania zjednoczony z Chrystusem-Człowiekiem, stanowi z nim w swojej hipostatyczności Bosko-stworzoną jedność, w której przez przebóstwienie przezwyciężona jest początkowość lub ograniczoność tego, co stworzone, które jednak nie przestaje być stworzonym. Nie naruszona zostaje pełnia zjednoczenia Boga i Człowieka, gdyż stworzona natura sama z siebie jest niczym i istnieje dopiero jako byt Boży.
Samoświadomość lub osobowość Pierwszego Adama była jedynie niepełną Bosko-Hipostatyczną samoświadomością. W doskonałej jedności ze Słowem Człowiek jako osoba jest samą Hipostazą. Jedynie wtedy Chrystus jest jedynym Bogoczłowiekiem. Natomiast Chrystus ukochał i kocha człowieka i dlatego Pierwszy Adam powinien mieć swoją stworzoną samoświadomość, swoją stworzoną osobowość. Pierwszy Adam kocha Chrystusa jako byt sobie przeciwstawny i dlatego różny od siebie. Adam Kadmon jest wszech-jednym człowiekiem, mężczyzną i kobietą, androgynem. Jednak jako kochany przez Chrystusa, jako tworzony i kształtowany przez Niego, on nie jest już Adamem, nie jest mężczyzną, a kobietą, Pramatką Ewą, a w swoim zbawieniu – Nieskalaną Dziewicą i Kościołem, Oblubienicą Chrystusa. Z łaskawości Bożej Logos całkowicie wchodzi w nicość – tworzy siebie w Adamie Kadmonie, tworzy Adama. Adam Kadmon jest wszech-jeden, i mężczyzna, i kobieta. Jako kochany przez Logos, jako tworzony i kształtowany jest on kobietą i oblubienicą, jako złączony w jedno z Logosem jest Adamem Niebiańskim, Drugim, Bogoczłowiekiem.
Wielo-jeden jest Adam Kadmon. W każdym „ja” jest on cały; i we mnie jako w Adamie są wszystkie inne „ja”, ale na mój sposób, i ja jako Adam jestem we wszystkich. Ani jedna osoba nie ginie we Wszech-jednym Człowieku: ona w całości zachowuje się w nim i żyje. Jednak w nim, pozostając sobą, ona jest jedna z wszystkimi; w nich tak samo, jak wszystkie one w niej. Jeśli taki jest Człowiek Wszech-jeden, to taki jest też Bogoczłowiek, który go ukochał. Hipostaza Syna – jedność w stosunku do hipostaz Ojca i Syna – jest wielo-jednością w sobie samej. Dlatego realna jest wielo-jedność Adama i dlatego realna i nieśmiertelna jest każda osoba.
2. Dwu-jedna moja osoba, kiedy rozpozna w zachwycającym mnie uczuciu uczucie mojej ukochanej, odda się jemu, połączy się z nim, nim się stanie i zatraci się. Tak niekiedy niesie ciebie na morze wiatr i nagle zdaje się tobie, że ty sam jesteś tym wiatrem, sobą wypełniasz żagiel swojej łódki, podnosisz wysokie fale, wdzierasz się w szczeliny skał… Tak w południe, kiedy wszystko milknie i żyje nieruchomym napięciem w promieniach palącego słońca, słyszę kiełkowanie trwa, czuję, jak wznosi się sok w pniach i sękach drzew, jak wszystko żyje i coś przyjmuje… i nagle zatracam się i żyję wszech-jednym życiem…
Ja zatracam się, pogrążając się we wszech-jednię. Boję się zatracić w nim tę, którą tak kocham, która jest mi bezmiernie droga. Kocham Miłość także w mojej samotności. Czyżby i Ona mnie w samotności mojej też kochała? Czyżby w moich oczach nie patrzyła w oczy mojej ukochanej? Chcę być niezmiernie bogatszy i szerszy niż teraz, ale nie chcę też zrezygnować z mojego skoncentrowania się na sobie samym, z mojego ograniczonego „ja”. Nie myślę o sobie – myślę o ukochanej. Powinienem być zebranym w sobie i odrębnym, aby siebie jej oddać, powinienem być takim, jakim jestem teraz w tej empirii: takim ona mnie kocha.
Chrystus jest nie tylko Wszech-jednym Człowiekiem, Drugim Adamem. On jest Jezusem z Nazaretu, człowiekiem zrodzonym i zmarłym, naszym bratem, jednym z nas. On nie tylko wcielił się – On jeszcze wziął na siebie ograniczoność naszego przestrzenno-czasowego ciała. On nie tylko przyjął w siebie wszystkich nas i każdego z nas, ale także indywidualną ludzką duszę i wolę, stawszy się jednym z nas, synem Marii.
Jedność Chrystusa to Jego hipostaza, łącząca dwie natury i dwie wole. Samoświadomość Chrystusa to – samoświadomość hipostazy, w której nie ma przeciwieństwa między nią samą i osobowością Chrystusa-Człowieka. Chrystus jest jedyną osobą lub hipostazą w trój-hipostatycznym Bycie. Nie ma tego, co może odróżniać ludzką osobowość od Boskiej, to znaczy stworzonej samoświadomości, gdyż według myśli Stwórcy Wszech-człowiek, jak Chrystus, powinien dysponować nie samoświadomością, a Bogo-świadomością. Skoro jednak Adam nie jest Chrystusem, a tym, kogo Chrystus kocha i przyjmuje, on dysponuje swoją osobą, inną niż hipostaza Chrystusa, gdyż ta osoba odczuwa siebie jako przyjmującą Boga i przez Boga przyjmującą stworzenie. On jest Adamem Kadmonem, przyjmującym Słowo; on jest Ewą Pramatką, siebie Jemu oddającą. On jest stworzoną Bożą Mądrością, Sofią, upadłą, jak Sofia Achamot[1] gnostyckich kontemplacji, jedna z Logosem – jak Nieskalana Dziewica. Nigdy nie słabła wola Chrystusa-Człowieka, nigdy od Bóstwa nie odpadła Jego ludzka natura. Mając jednak świadomość bycia Bogiem całej ludzkości, przez Niego stworzonej i przebóstwionej, Chrystus jako jedyna samoświadomość, powinien uznać się także za stworzenie Boże, kochające Boga, dążące do Boga, powinien mieć świadomość w swoim człowieczeństwie możliwości upadku, przezwyciężonej przez wolę i odsuniętej przez moc Bożą.
W Chrystusie Wszech-Człowieku istnieje realnie każdy byt, i twój, i mój. Jednak istnieje on w Nim w sposób niepojęty dla samotnej osoby, rozmnażając, ale nie naruszając jedności. Stając się Jezusem, Chrystus przebóstwia jedyny i niepowtarzalny moment całej ludzkości i tym afirmuje pełną realność indywidualnego bytu. Przez to On realizuje Wszech-Człowieka nie tylko ze swojej i jego wszechjedności, ale, podobnie każdemu z nas, także z jednego momentu wszechjedności… Chrystus objawia siebie w Jezusie jako w indywidualnym człowieku, jedynym w przezwyciężeniu czasu i przestrzeni. On podporządkowuje sobie ograniczoność niepełnego bytu stworzonego, wskazując drogę do jego realizacji w afirmowaniu Życia prawdziwego przez względną śmierć względnego życia.
W spełnieniu całego ziemskiego życia Jezusa spełnia się Jego indywidualna ludzka osoba, ale i w swojej doskonałości ona pozostaje ograniczoną, chociaż jedną z Jego ludzką osobowością i hipostazą. A byłoby to niemożliwe, gdyby nie było w Nim indywidualnej ludzkiej samoświadomości, która czułaby się porzuconą na krzyżu i modliła o odejście kielicha[2]. Jeśli samoświadomość Jezusa jest ograniczona, to ona nie przeciwstawia się Jego Boskiej samoświadomości; ona ma świadomość, że „od Boga wyszła i do Boga powraca”[3]. Jezus wie, że On i Ojciec są jednym: On w Ojcu i Ojciec w Nim[4]. Osobowość Jezusa jest ograniczona, chociaż w ograniczoności swojej realnym okazaniem hipostazy, która w czasowym bycie to przejawia się jako ograniczoność, to objawia siebie jako pełna jedność z Bogo-świadomością.
Realność czyli Boży byt osoby Jezusa całkowicie warunkuje realność mojego osobowo-indywidualnego bytu i jego niezniszczalność, jeśli kocham Jezusa, jeśli Jezus kocha mnie. Jeśli Jezus jest Słowem Bożym, to mogę kochać Słowo nie zatracając się. Mogę wtedy coś oddać Jezusowi i mogę wtedy ogarnąć Jezusa Najsłodszego, takiego samego człowieka, jak ja sam. Przez miłość do Jezusa jest dla mnie odkryta droga do Bóstwa bez zatracenia się.
3. Całkowicie przelewa się w tworzoną przez siebie stworzoną wszechjedność Słowo, przez Ojca zrodzone i Miłością-Duchem nasycone, całkowicie przyjmuje w siebie tę wszechjedność, skończone czyniąc nieskończonym, zmienne czynią niezmiennym, wolne – przewyższającym wolność, stworzone – Sobą. W Bożym Bycie są różne, ale jedne wypływy Miłości w stworzenie, przebóstwienie tworzonego i przywrócenie Jej w Sobie z nim, przez Nią dobrowolnie przyjmującą. W stworzonym kontakcie z Bytem i Miłością wszystko to przejawia się jako pewna iluzja względnego rozdziału, istniejąca tylko dla stworzenia i w stworzeniu. Jednakże Miłość Nieskończona w niepojęty dla rozumu sposób czyni autentycznym bytem, czyli Sobą, sam uszczerbek stworzonego bytu. To, co jest najdoskonalsze, ujawnia swoją doskonałość przez dobrowolne wyrzeczenie się tejże doskonałości i stanie się innym, przez co to inne zostaje udoskonalone.
Wszystko we wszystkim, i każda osoba jest centrum wszechjedności. Jednak w znanym nam świecie, i w ziemskim, i w stworzonym niebiańskim – autentycznym centrum wszechjedności jest Chrystus, nie anioł i nie duch bezcielesny, a Człowiek. Wszystko jest stworzone we Wszech-jednym Człowieku, w Adamie Kadmonie, różne jest, ale nie oddzielne – człowiek i świat, dusza i ciało, mężczyzna i kobieta, i wszystko w Nim jest Jego wielo-jedną jednością z Bóstwem przez Chrystusa. Jednakże w sobie i dla siebie jako stworzenia, Adam jeszcze nie osiągnął doskonałości. Nie przyjął całego Boga, nie oddał całego siebie Bogu, on od Boga „odpadł”, zniszczył jedność Miłości. Nie w Bożym Bycie on jeszcze dla siebie i w sobie, a w bycie niepełnym – w rozdzieleniu, w fatalnym kręgu czasu. Oddzielając się od Miłości, niszcząc samą jedność, on nie ma sił, aby tę jedność zachować także wewnątrz siebie samego: rozpada się na człowieka i świat, na duszę i ciało, na mężczyznę i kobietę. Odpadając nie jest już jednością materii i formy, a więcej – jest tworzoną przez formę materią, żądzą uformowania, Sofią Achamot, która wypadła z Boskiej Pleromy[5] i w mękach poszukuje swego niebiańskiego Oblubieńca. Ponieważ chroni on w sobie obraz i siłę jedności, ponieważ tworzy siebie i świat, on jest Adamem, a ponieważ utracił jedność i, słaby, jej pragnie, jest on Ewą, w niej zaś, w Kobiecie – jest początek grzechu.
Natomiast w Bożym Bycie upadły Adam jest odwiecznie podniesiony. Razem z nim jest obecny, jego przewyższając i od niego będąc nieoddzielny, Drugi Adam, Bogoczłowiek. Bogoczłowiek łączy w sobie Bóstwo i Adama. On jest mężczyzną najdoskonalszym, a jako najdoskonalszy jest mężczyzną i kobietą, androgynem. On jest Adamem i Jego żoną, już Nieskalaną Dziewicą. On w tworzonym przez siebie swoim człowieczeństwie jest Jego, ale stworzoną Mądrością, Sofią, stworzoną hipostazą, a jako wszechjedność ludzi i w nich świata – jest Kościołem. I Sofia-Kościół – i On sam, i Oblubienica Jego, przez Niego kochana. Dla nas, którzy jeszcze nie dokonaliśmy tego, co mamy dokonać i dokonamy, niejasna jest postać Wszech-jednej Sofii, z trudem odróżnianej od postaci Chrystusa. Nie dosięgamy jeszcze jej świątyni, budowanej na siedmiu kolumnach[6]. Czczona w każdym mędrcu, ona ciągle jeszcze jest tajemniczym ciałem Chrystusa.
Tylko wtedy możliwy jest pełny kontakt miłości między mną i Kościołem-Sofią, kiedy moje empiryczne „ja” znajduje sobie w niej realny odpowiednik, kiedy ona jest przede mną obecna w swojej indywidualnej postaci. Tylko wtedy możliwa jest pełna Miłość między Kościołem i Chrystusem, jeśli Kościół też jest taką osobą, jak Jezus. Jest to właśnie Przeczysta Dziewica Maria, która nieskalanie przyjęła całą pełnię Bóstwa, Miłości, i urodziła Jezusa, oblubienica i matka, ziemskie objawienie Kościoła-Sofii[7].
4. Kobiecość, Wieczna Kobiecość, słowo maniące tajemniczością… W tobie, w ukochanej, szukam jego znaczenia. – Czy to nie ona, kobiecość, pochłania ciebie jak głęboka cicha otchłań, kiedy pochylasz się ku mnie i czekasz, abym ciebie całą objął, zakrył sobą, pieścił ciszą i siłą? Wydaje się, że dokładnie wtedy w tobie wszystko rozpływa się i staje integralnym łagodnym snem. Ale oto i we mnie ten sam sen – czy to nie ty sama, wiecznie kobieca? – tylko jakby silniej i z przekonaniem stoisz przy mnie, przechodząc ze snu w czujne życie. W takich chwilach we mnie przenikającego twego samo zapomnienia się czuję twoją bliskość z życiem przyrody: świat cicho żyje w tobie, a z tobą także we mnie, marzy i oddycha, płynie w krwi i ciemnieje w oczach… Czy na coś czekasz w znużeniu, patrząc spod długich rzęs rozszerzonymi, zamglonymi, niepojętnie pięknymi źrenicami… czekasz na moją myśl i wolę; chcesz, żebym siebie w całości i dobrowolnie objawił w tobie.
Moja abstrakcyjna myśl jest zimna i blada, daleka od życia, nie ma siły, żeby uchwycić różnokolorowy Boży świat. Nie splata mnie z drżeniem jasnozielonych wiosennych liści… Zapomniałem nazwy kwiatów i zwierząt, które kiedyś z tobą powtarzałem w raju[8]. Zapomniałem je, a ty wszystko pamiętasz, od ciebie znowu się uczę… Każda twoja myśl jest tak pełna życia: świat w tobie dla mnie ożywa i oddycha oddechem Miłości.
Kobiecość – mroczne, czujne życie przyrody, jedno we wszystkim i wszędzie; noc, ulubiona przeze mnie, milcząca noc, czekająca na światło, które odkryje bogactwo ukrywane przez noc. Kobiecość – paląca żądza uformowania, kłótliwa, zazdrosna w swojej jedyności. Ona pociąga i przyzywa tajemniczą otchłanią, wielogłosową, pochłania jak mrok. Ale ona czeka na swoje zwycięstwo, a na zwycięstwo nad nią. Męskość siłą rozwiera, dzieli jedność kobiecości, rozwiązując ją w wielości. Ona tworzy lub kształtuje, ale biorąc udział, przeciwstawiając, psując. Ona jest określonością, ale w nieskończoności swoich określeń – rozdrabnia i likwiduje. Władczo męskość rozrywa posłuszną kobiecość, ale w nieskończoności rozerwania traci siebie samo i ginie, tonie w kobiecości, w jej bezdennej głębi. Kobiecość pasywnie daję byt wszystkim określeniom męskości, ale traci w tym swoją jedność, dzieląc gubi swoją nieskalaność i ginie.
Powiedziałem, że kobiecość czeka na zwycięstwo nad sobą. Czyż jednak nie jestem jednym z moją ukochaną; widzialnie ją kształtując, czyż nie siebie w niej kształtuję, czyż nie ona mnie kształtuje w sobie? To ukształtowanie nie jest moją, a naszą myślą, naszym dążeniem. Jedynie jako nasze jest ono dla mnie upragnione. Sam powstałem z łona kobiecości, z mroku jej zrodzony, jej mroczne pragnienie żyje i ją określa we mnie. Kobiecość pragnie samo-wyjaśnienia i przez moją męskość próbuje osiągnąć swój cel. Ona chce ujawnić swoją wielość i w tym pragnieniu, jak w tajemnym dziewiczym marzeniu, jest ona piękna i nieskalana. Ona dręczy mnie niezadowoleniem ze wszystkich prób określenia jej, ona jest we mnie jako żądza wszechjedności, w której jednością jest ona, a wszystkim jestem ja. Ona, straszna Wielka Matka[9], pochłania mnie, śmieje się nad marnością moich samotnych prób.
Nieskalana Wieczna Kobiecość jest jednością, która nie rozpoznała siebie, ale pragnie samoświadomości. Ona ją osiąga przez zrodzenie w sienie z siebie rozumnej woli męskiej, która powinna ujawnić w niej wszystko mnogie, ale jednocząc się z nią odkryć jako wszechjedność. W tym odkryciu nieskalaną dziewicą pozostanie Wielka Matka bogów i ludzi, autentyczna oblubienica swojego syna, cnotliwie w nim cnotę znajdując i zachowując.
Stworzona wszechjedność powinna objawić się jako wszystko, pozostając jedną. Z siebie samej powinna ona wyprowadzić kształtującą siłę, rodzącą syna, który ją kształtuje. Taka jest droga Sofii, zatrwożony widmami Niewolnicy Babilońskiej[10] i strasznej w bezsilnej swej złości Kybele[11], oświeconej jasnością Dziewicy Nieskalanej, gwiazdy wznoszącej się nad otchłanią morza[12]… Jednak stworzona wszechjedność w sobie samym jest niczym: ona żyje Logosem, jest Jego odbiciem i obrazem. Ona jest przez Niego tworzona. I On według ciała jest synem stworzoności, przez Niego stworzonej, a równocześnie jest jej Boskim Oblubieńcem, tworzącym ją jako obraz swojej Wszechjedności.
5. Najwyższa jest miłość do największego, do doskonałego człowieka – do Jezusa, Syna Marii. Jednak szczyt miłości tajemniczo łączy się z jej ostatnią otchłanią i w czystości pojawia się duchowy „powab”. W pełnej napięcia miłości mistyki do Najsłodszego Jezusa, nie przypadkiem zrodzeni w Kościele wyprowadzającej Ducha Świętego także od Syna, pragną pocałunków, mdleją w objęciach niebieskiego oblubieńca, dręczą się płomienną miłością, jak ziemskie dziewice i kobiety. Palą ich słowa i przerażają, zuchwałym bluźnierstwem brukając to, co jest niezbrukane.
Miłość zawsze jest wyborem, „dilectio” lub „agape”[13], zawsze zakłada ukochaną i jedyną, zawsze objawia się w parze. Jedynie wtedy święty jest ziemski związek, jeśli wyraża on prawo Miłości niezmiennej, zrealizowany przez samego Chrystusa Jezusa. – Oblubienica Chrystusa i Małżonka to – Sofia-Kościół, Nieskalana Dziewica. Natomiast Sofia-Kościół w czasie jest zindywidualizowana jako Maria, a jej oblubieńcem jest jej syn Jezus. Maria jest wybranką Jezusa, Jego matką i oblubienicą. Przez Nią i tylko przez Nią Jezus jest jedno-istotny wszystkim ludziom według swego człowieczeństwa. Z Nią jest On związany szczególnym, jedynym związkiem Miłości w duchowo-cielesnej dwu-jedni…
Każdy z nas ma matkę, ale tym nie mnie – każdy ma też oblubienicę. Dlaczego oblubienica Chrystusa nie jest różna od Jego matki? Dlaczego Bóg, który stał się człowiekiem i przebóstwił wszystko, co ziemskie, nie został oblubieńcem nieskalanej kobiety? – Chrystus wcielił się w Jezusa w tym celu, żeby całkowicie przebóstwić to, co ziemskie w samej jego ograniczoności i podnieść do Bytu Bożego nawet empiryczną osobę. W czasie i przestrzeni dokonała ona swoją drogę, zamykając ją w konfrontacji życia i śmierci. W zrodzeniu pojawiła się ona jako empiryczna, a w śmierci zginęła jako empiryczna, natomiast w wieczności Bożej była jedna. Wcielenie Chrystusa uczyniło byt czasowo-przestrzenny z iluzji realnością. Wypełniwszy prawo stworzonego bytu, Jezus uczynił realnym sam czasowo-przestrzenny bieg życia i ujawnił jego wszech-jedność przez wzniesienie się do wyższej sfery bytu. On okazał tworzenie-rozkosz i rozpad-cierpienie jako dwa oblicza jednego bytu; ukazał drogę do znalezienia życia w jego oddaniu, śmiercią zdeptał śmierć. On afirmował nieśmiertelność jako życie w wieczności i niezniszczalność indywidualnego ciała – jako wszechjedność jej indywidualnej drogi.
W ten sposób On uzasadnił i przebóstwił indywidualny byt, udoskonalony przez Niego i udoskonalony przez wszystkich Jego braci i godny zaufania na miarę wiary w Niego, w Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Natomiast Jezus nie przyszedł naruszać prawo swojego świata. – On wypełnił to prawo do ostatniej joty, ujawniając jego wewnętrzny sens. On nie naruszył ani prawa tworzenia ciała, ani prawa jego rozkładu. Jezus nie negował też rozmnażania się rodzaju ludzkiego, co jest konieczne w tym celu, aby wyjawiona została różnorodność wszech-jednego człowieka; nie odrzucał także związku cielesnego jako zjednoczenia ciał, koniecznego w życiu czasowo-przestrzennym. W Chrystusie i w Kościele dokonuje się związek cielesny i już przez to jest przebóstwiony. Jednak: „w Chrystusie i w Kościele”, a nie: „w Jezusie i Marii”. Podnosząc do Bytu Bożego indywidualność, Chrystus nie podnosił do tego poziomu cielesnej dwu-jedni. Nie dlatego, że pozostawiał ją w dziedzinie empirii-iluzji, a dlatego, że pozostawił realizację tego zadania, rozszerzającego, ale nie zmieniającego Jego dzieła, nam wszystkim. Indywidualnie przebóstwiając się przez wiarę w Jezusa i miłość do Niego, powinniśmy przebóstwić tą wiarą i tą miłością także naszą cielesną jedność, zmartwychwstając w Nim – i wskrzeszając cały świat. Gdyby sam Chrystus przebóstwił także nasz związek cielesny – a nie zostawił tego zadania nam, swojemu Kościołowi – nie moglibyśmy zmartwychwstać nie tylko Jego łaską, ale także naszą wolą i wiarą. Wtedy wszyscy bylibyśmy już doskonałymi Jego braćmi.
[1] Sofia Achamot (gr. sofia – mądrość, gr. Achamot – helleńska forma hebr. chochma – mądrość), w nauce gnostyków Sofia (hipostazowana Mądrość) upadła, czekająca na swoje zbawienie.
[2] Mt 26,42; 27,46.
[3] Parafraza tekstu Rdz 3,19.
[4] J 14,10.
[5] Pleroma (gr. pełnia), pojęcie gnostyckie, a także szeregu systemów teologicznych, wyrażające pełnię bytu Bożego (por. L. Karsawin, Sw. Otcy i Uczytieli Cerkwi, Paris, 1926, s. 27-45 oraz Głubiny sataninskije, [w:] Fieniks, Petersburg, 1922, I, s. 95-113). W Nowym Testamencie termin ten odnosi się do Chrystusa: „w Nim mieszka cała pełnia Bóstwa”, Kol 2,9.
[6] Por. Prz 9,1.
[7] Są to jedyne fragmenty w całej twórczości Karsawina, kiedy odwołuje się do pojęć sofiologicznych w nauce o Bogu i Kościele. W jego dojrzałej eklezjologii nie ma ich wcale (por. Cerkow’, licznost’ i gosudarstwo, Paris, 1927), a w pracy o Chomiakowie (por. A. S. Chomiakow, [w:] A. Chomiakow, O Cerkwi, Berlin, 1926) zostają one poddane krytyce.
[8] Aluzja do nadania przez Adama w raju nazw wszystkim zwierzętom, por. Rdz 2,19-20.
[9] Wielka Matka Bogów, żeńskie bóstwo archaicznych kultów Grecji i Azji Mniejszej, władczyni gór i zwierząt, porównywalna z boginiami-matkami w większości mitologii świata.
[10] Por. Ap 17.
[11] Frygijski wariant Wielkiej Matki Bogów.
[12] Gwiazda Morza (łac. Stella Maris), jeden z tytułów, pod którymi w katolicyzmie czczona jest Matka Chrystusa.
[13] Dilectio – miłość (łac.) i agape – miłość (gr.), przy czym słowo greckie zawiera w sobie aspekt oceny, por. P. Florenski, Stołp i utwierżdienije istiny, s. 397-398.