Możemy w pewnym stopniu zrozumieć ogólny charakter tej przyszłości, jeśli rozpatrzymy, czym grzeszyła religijna przeszłość, w czym jej główny fałsz, który wywołał konieczność negowania i negatywnego przejścia do innych form.
Przeszłość religijna, o której mówię, jest reprezentowana przez katolicyzm rzymski. Chociaż niewystarczalność tej formy jest już uświadomiona, to jednak do tego czasu, póki nie dokona się przejście od niej do nowej i lepszej formy, a przy tym bardziej pozytywnej i wszystko ogarniającej, do tego czasu katolicyzm zachowuje swoją umowną siłę i swoje umowne prawo. Póki nie zostanie zrealizowana w życiu i świadomości cywilizowanej ludzkości pozytywna, twórcza zasada przyszłości, do tego czasu pozytywna przeszłość będzie ciągle ciążyć nad negatywną teraźniejszością. Może być ona zlikwidowana i rzeczywiście oraz ostatecznie będzie zlikwidowana jedynie przez taką zasadę, która da więcej, niż ona, a nie przez pustą i pozbawioną mocy negację. Dlatego katolicyzm ciągle jeszcze trwa i prowadzi uporczywą walkę z postępem intelektualnym i społecznym, który to postęp tylko wtedy zdobędzie fatalną i nieprzezwyciężoną przewagę nad starą zasadą, kiedy osiągnie pozytywne wnioski, kiedy otrzyma takie fundamenty, na których możliwe będzie stworzenie nowego świata, nie tylko bardziej wolnego, ale także bogatszego w siły duchowe.
Któż zdecyduje się powiedzieć, że współczesna Europa jest bogatsza w siły duchowe choćby od katolickiej i rycerskiej Europy czasów Średniowiecza?
Aktualnie nasi zachodni sąsiedzi prowadzą tak zwaną walkę kulturalną z katolicyzmem. W tej walce bezstronny człowiek nie może opowiedzieć się po żadnej stronie sporu.
Jeśli zwolennicy kultury słusznie zarzucają katolicyzmowi, że stosował przemoc w walce z bogami chrześcijaństwa, jakby naśladując swojego patrona Apostoła Piotra, który wyjął miecz w obronie Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym[1], jeśli słusznie zarzucają katolicyzmowi, że dąży do stworzenia ziemskich form i formuł dla treści Bożych, jakby znowu naśladując tego samego Apostoła, który chciał stworzyć na górze Tabor materialne namioty dla Chrystusa, Mojżesza i Eliasza w czasie Przemienienia[2], to obrońcy katolicyzmu słusznie mogą zarzucać współczesnej kulturze, że rezygnując z chrześcijaństwa i zasad religijnych na rzecz pomyślności materialnej i bogactwa, mając dla siebie fatalny przykład w innym Apostole, który zdradził Chrystusa za trzydzieści srebrników[3].
Ze zrozumiałych przyczyn do katolicyzmu ludzie rzadko odnoszą się neutralnie nie tylko z protestanckiego i racjonalistycznego punktu widzenia, ale także z pozytywnego, religijnego punktu widzenia. Słusznie oskarżając katolicyzm o dążenie „do nakładania na prawdę Bożą ciężaru ziemskich łat”, nie chcą postrzegać w nim samej prawdy Bożej, chociaż w nieodpowiednich szatach. Na skutek uwarunkowań historycznych katolicyzm zawsze był zdecydowanym wrogiem narodu rosyjskiego i Kościoła rosyjskiego, ale właśnie z tego powodu powinniśmy być sprawiedliwi w stosunku do katolicyzmu.
Do Kościoła rzymskiego w pełni odnoszą się słowa poety:
Ona o niebiosach nie zapominała,
Ale i wszystko ziemskie poznała,
Legł na niej cały tej ziemi pył[4].
Zwykle ten „pył” jest brany za samą istotę, za ideę katolicyzmu. Tymczasem w rzeczywistości ogólną ideą katolicyzmu jest przede wszystkim ta prawda, że wszystkie świeckie władze i zasady, wszystkie siły społeczeństwa i poszczególnego człowieka powinny być podporządkowane zasadzie religijnej, że królestwo Boże, reprezentowane na ziemi przez duchowe społeczeństwo, czyli Kościół, powinno rządzić królestwem tego świata.
Jeśli Chrystus powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata”[5]. To właśnie dlatego, że nie jest ono z tego świata, a ponad tym światem, świat powinien zostać podporządkowany Chrystusowi, gdyż On powiedział: „Ja zwyciężyłem świat”[6].
Jednak po tym zwycięstwie dualizm Boga i cezara pozostał, gdyż świecie społeczeństwo nie połączyło się z duchowym, Kościół nie przyswoił sobie państwa, a tym samym problem właściwej relacji tych dwóch władz pozostał otwarty. Z religijnego punktu widzenia na ten problem możliwa jest tylko jedna ogólna odpowiedź: jeśli Kościół rzeczywiście jest królestwem Bożym na ziemi, to wszystkie inne siły i władze powinny być mu podporządkowane, powinny być jego narzędziami. Jeśli Kościół jest absolutną zasadą Bożą, to wszystko inne powinno być umowne, zależne, służebne. W życiu człowieka nie może być dwóch jednakowo samodzielnych najwyższych zasad – człowiek nie może służyć dwom panom[7]. Często mówi się o ścisłym rozgraniczeniu sfery obywatelskiej i kościelnej. Przecież problem polega właśnie na tym, czy sfera obywatelska może być całkowicie niezależna, co przynależy wyłącznie sprawom Bożym, czy obywatelskie interesy człowieka mogą być oddzielone od jego wewnętrznych zainteresowań duchowych bez naruszania żywotności jednych i drugich? Czy taki podział zasad wewnętrznej i zewnętrznej nie jest tym samym, co nazywa się śmiercią i rozkładem? Jeśli ziemskie życie człowieka jest jedynie środkiem i przejściem do życia wiecznego, to wszystkie interesy i sprawy ziemskiego życia powinny być jedynie środkiem i narzędziem dla wiecznych spraw duchowych, powinny być tak lub inaczej uwarunkowane przez życie wieczne i królestwo Boże, a skoro społeczeństwo i państwo uznały się za chrześcijańskie, to tego typu punkt widzenia powinien być dla nich obowiązujący.
Królestwo tego świata powinno być podporządkowane królestwu Bożemu, siły społeczeństwa świeckiego i człowieka powinny być podporządkowane sile duchowej, ale jak rozumieć to podporządkowanie i jak, jakimi środkami i sposobami powinno być ono zrealizowane?
Oczywiście, charakter i sposób tego podporządkowania powinien odpowiadać tej absolutnej zasadzie Bożej, w imię której żąda się podporządkowania. Jeśli w chrześcijaństwie Bóg jest traktowany jako miłość, rozum i wolny duch, wyklucza to wszelki przymus i niewolę, wszelką ciemną i ślepą wiarę: podporządkowanie świeckich zasad zasadzie Boskiej powinno być dobrowolne i osiągane wewnętrzną mocą zasady podporządkowanej.
„W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”, mówi Chrystus[8].
Wszystko ma swoje miejsce w królestwie Bożym, wszystko może być powiązane wewnętrznym harmonijnym związkiem, nic nie powinno być stłamszone i zlikwidowane. Duchowe społeczeństwo – Kościół – powinno podporządkować sobie społeczeństwo świeckie, podnosząc je do swego poziomu, uduchowiając je, czyniąc świecki element swoim narzędziem i pośrednikiem, swoim ciałem, przy czym jedność zewnętrzną jest sama z siebie jak naturalny rezultat. W katolicyzmie natomiast zewnętrzna jedność nie jest rezultatem, a osnową i równocześnie celem. Dla zewnętrznej jedności jako celu jest tylko jeden środek – siła zewnętrzna, i katolicyzm przyswaja ją sobie, a tym samym staje w jednym szeregu z innymi siłami zewnętrznymi, czyli świeckimi. Afirmując się jako zewnętrzna siła światowa, katolicyzm tym samym, oczywiście, uzasadnia także autoafirmację innych sił zewnętrznych, które chce sobie podporządkować, co oznacza, że samo podporządkowanie sobie tych sił staje się niemożliwe.
Jako wyższa zasada – zasada tego, co ogólne – katolicyzm żąda podporządkowania się tego, co jest indywidualne i jednostkowe, podporządkowania osoby człowieka. Jednak stając się siłą zewnętrzną przestaje być wyższą zasadą i traci prawo do panowania nad osobą człowieka (jako dysponującą siłą wewnętrzną), natomiast faktyczne panowanie staje się wyłącznie przemocą i tłamszeniem, co wywołuje słuszny i konieczny protest osoby, co zarazem stanowi istotne znaczenie i uzasadnienie protestantyzmu.
Poczynając od protestantyzmu cywilizacja zachodnia stopniowo wyzwala osobę ludzką, ludzkie ja od tego związku historycznego, bazującego na tradycji, który jednoczył, ale równocześnie zniewalał ludzi w okresie Średniowiecza. Wielki sens procesu historycznego, poczynając od reformacji religijnej, polega na tym, że wyzwolił on osobę człowieka, pozostawił ją samą sobie, aby mogła świadomie i dobrowolnie zwrócić się do zasady Boskiej, wejść z nią w całkowicie świadomy i dobrowolny związek.
Taki związek nie byłby możliwy, gdyby zasada Boska była dla człowieka wyłącznie zewnętrzna, gdyby nie była zakorzeniona w samej osobie człowieka. W takim wypadku człowiek mógłby znajdować się w stosunku do zasady Boskiej jedynie w fatalnym niewolniczym podporządkowaniu. Natomiast dobrowolny związek wewnętrzny między absolutną zasadą Boską i osobą człowieka jest możliwy jedynie dlatego, że sama osoba człowieka ma absolutne znaczenie. Osoba człowieka tylko dlatego może dobrowolnie, od wewnątrz zjednoczyć się z zasadą Boską, gdyż sama w pewnym sensie jest Boska, a mówiąc dokładniej – ma wspólnotę z Bogiem.
Osoba ludzka – ale nie w ogólności, nie jako abstrakcyjne pojęcie, a rzeczywista, żywa osoba, każdy poszczególny człowiek – ma znaczenie absolutne, Boskie. Pod tym względem chrześcijaństwo jest zgodne ze współczesną świecką cywilizacją.
Do czego jednak sprowadza się owa absolutność, owa Boskość osoby człowieka?
To, co absolutne, jak i inne podobne pojęcia: nieskończoność, bezwarunkowość – ma dwa znaczenia: negatywne i pozytywne.
Negatywna bezwarunkowość, bez wątpienia właściwa osobie człowieka, polega na zdolności przekraczania wszelkiej ograniczonej treści, na zdolności do nie zatrzymywania się na niej, nie zadawalania się nią, a żądania czegoś więcej, na zdolności, jak mówi poeta, „szukania szczęścia, które nie ma nazwy i nie ma miary”[9].
Nie zadawalając się żadną skończoną i umowną treścią, człowiek de facto jest wolny od wszelkich ograniczeń wewnętrznych, wyjawia swoją negatywną bezwarunkowość, stanowiącą zadatek nieskończonego rozwoju. Natomiast niezadowolenie z wszelkiej skończonej treści, po części ograniczonej przez rzeczywistość, jest tym samym żądaniem rzeczywistości integralnej, jest żądaniem pełni treści. W posiadaniu integralnej rzeczywistości, pełni życia, zawiera się pozytywna bezwarunkowość. Bez niej lub przynajmniej bez jej możliwości negatywna bezwarunkowość nie ma żadnego znaczenia, a dokładniej – ma znaczenie wewnętrznej sprzeczności nie do rozwiązania. W tej sprzeczności tkwi współczesna świadomość.
Cywilizacja zachodnia wyzwoliła świadomość człowieka od wszystkich zewnętrznych ograniczeń, uznała negatywną bezwarunkowość osoby człowieka, ogłosiła absolutne prawa człowieka. Jednak równocześnie z tym odrzucając wszelką absolutną zasadę w sensie pozytywnym, czyli w rzeczywistości, i już z natury dysponującą integralną pełnią bytu, ograniczając życie i świadomość człowieka do kręgu umownego i przemijającego, cywilizacja ta afirmowała zarazem nieskończone dążenie i niemożliwość jego zrealizowania.
Współczesny człowiek uznaje się za wewnętrznie wolnego, przekraczającego wszystkie zewnętrzne i niezależne od niego zasady, uznaje się za centrum wszystkiego, a tymczasem w rzeczywistości jest jedynie nieskończenie małym i znikającym punktem w świecie.
Współczesna świadomość uznaje, że osoba człowieka ma prawa Boskie, ale nie daje jej ani sił Bożych, ani treści Bożej, gdyż człowiek współczesny i w życiu i w poznaniu dopuszcza jedynie ograniczoną i umowną rzeczywistość, rzeczywistość poszczególnych faktów i zjawisk, a z tego punktu widzenia sam człowiek jest jedynie jednym z tych poszczególnych faktów.
Z jednej więc strony człowiek jest istotą o absolutnym znaczeniu, z absolutnymi prawami i żądaniami, i tenże sam człowiek jest jedynie ograniczonym i przemijającym zjawiskiem, faktem wśród wielu innych faktów, ze wszystkich stron przez nie ograniczony i od nich zależny – i to nie tylko poszczególny człowiek, ale i cała ludzkość. Z punktu widzenia ateizmu nie tylko poszczególny człowiek pojawia się i znika, jak wszystkie inne fakty i zjawiska przyrody, ale także cała ludzkość, która pojawiła się na ziemi na skutek zewnętrznych warunków naturalnych, może na skutek zmiany tychże naturalnych warunków całkowicie zniknąć na ziemi, bądź razem z ziemią. Człowiek jest dla siebie wszystkim, a tymczasem samo jego istnienie jest umowne i problematyczne. Gdyby ta sprzeczność była czysto teoretyczna, dotyczyłaby jakiegoś abstrakcyjnego problemu i przedmiotu, wtedy nie byłaby tak fatalna i tragiczna, wtedy można by pozostawić ją w spokoju i człowiek mógłby spokojnie zająć się swoimi życiowymi sprawami. Kiedy jednak sprzeczność tkwi w samym centrum świadomości człowieka, kiedy dotyczy ona samego ludzkiego ja i rozprzestrzenia się na wszystkie jego siły życiowe, wtedy nie ma gdzie odejść od tej sprzeczności. Trzeba przyjąć jeden z członów dylematu: albo człowiek rzeczywiście ma to absolutne znaczenie, absolutne prawa, które sam sobie nadaje w swojej wewnętrznej świadomości subiektywnej, a w takim wypadku powinien mieć możliwość zrealizowania tego znaczenia, tych praw; albo też, jeśli człowiek jest tylko faktem, tylko umownym i ograniczonym zjawiskiem, które dzisiaj jest, a jutro może go nie być, a za parę dziesiątków lat na pewno nie będzie, w takim wypadku jest i będzie tylko faktem: fakt sam z siebie nie jest prawdziwy i nie jest fałszywy, nie jest dobry i nie jest zły – jest naturalny i konieczny. Niech więc człowiek nie dąży do prawdy i dobra, są to jedynie umowne pojęcia, a w istocie – puste słowa. Jeśli człowiek jest tylko faktem, jeśli w nieunikniony sposób jest ograniczony przez mechanizm zewnętrznej rzeczywistości, to niech nie poszukuje niczego wielkiego w tej naturalnej rzeczywistości, niech je, pije i weseli się, a jeśli jest mu smutno, to może faktyczny położyć kres swemu fikcyjnemu istnieniu.
Tymczasem człowiek nie chce być jedynie faktem, a to wskazuje, że rzeczywiście nie jest on tylko faktem, nie jest tylko zjawiskiem, jest czymś więcej. Cóż bowiem znaczy fakt, który nie chce być faktem? – zjawisko, które nie chce być zjawiskiem?
Nie jest to jeszcze żaden dowód, poza tym, że przyjmując pierwszy człon dylematu, stając zdecydowanie i konsekwentnie po stronie światopoglądu mechanistycznego, nie unikamy sprzeczności, a sprawiamy, że staje się ona jeszcze wyraźniejsza.
Nasuwa się pytanie: na czym bazuje sam światopogląd mechanistyczny, według którego człowiek jest tylko jednym ze zjawisk przyrody, nic nie znaczącym kółkiem w mechanizmie świata?
W tym celu, żeby przyjąć taki światopogląd, który zadaje śmiertelny cios wszystkim istotnym dążeniom człowieka i sprawia, że życie staje się niemożliwe dla kogoś, kto w pełni i konsekwentnie przyjąłby taki światopogląd – w tym celu, żeby go zaakceptować, trzeba mieć bardzo mocne podstawy. Jeśli ten światopogląd przeczy ludzkiej woli i uczuciom, to powinien być przynajmniej koniecznie potrzebny rozumowi, powinien dysponować absolutną prawdą teoretyczną. Światopogląd ten rzeczywiście do tego pretenduje. Dziwna jest jednak taka pretensja do absolutnej prawdy ze strony światopoglądu, który uznaje tylko to, co jest umowne i względne. Jest to nowa sprzeczność, ale dopuśćmy ją, dopuśćmy, że światopogląd mechanistyczny może być absolutnie prawdziwy – gdzież jednak jest podstawa, ze względu na którą moglibyśmy rzeczywiście uznać go za taki? Jak już dawno temu zauważył Leibniz, każda nauka jest prawdziwa w tym, co głosi i fałszywa w tym, co neguje lub wyklucza. Również w odniesieniu do światopoglądu mechanistycznego lub materializmu (używam oba te określenia bez różnicy, gdyż mam na uwadze jedynie ten ich sens, w którym się one zgadzają) musimy uznać, że jego ogólne tezy są w pełni prawdziwe. Sprowadzają się one do dwóch podstawowych: 1) wszystko, co istnieje, składa się z siły i materii – i 2) wszystko, co się dokonuje, dokonuje się w sposób konieczny lub według stałych praw.
Założenia te w swojej całości niczego nie wykluczają i mogą być uznane także z punktu widzenia spirytualizmu. Rzeczywiście, wszystko składa się z materii i siły, ale są to przecież pojęcia ogólne. Mówimy o siłach fizycznych, mówimy też o siłach duchowych. Jedne i drugie w równym stopniu mogą być rzeczywistymi siłami. Uznając dalej wraz z materializmem, że siły nie mogą istnieć same z siebie, a w konieczny sposób przynależą do realnych jednostek lub atomów stanowiących podmioty tych sił, możemy wraz z Demokrytem rozumieć także podmiot sił duchowych – ludzka duszę – jako taką samą realną jednostkę, jako atom wyższego rzędu lub monadę, która dysponuje, jak i wszystkie atomy – wiecznością.
Jeśli zacytowane ogólne założenie nie daje żadnej podstawy do negowania samodzielnych sił duchowych, które są tak samo rzeczywiste, jak i siły fizyczne, a jeśli w istocie wszystkie bardziej filozoficzne, bardziej logiczne umysły wśród zwolenników światopoglądu mechanistycznego nie negują realności sił duchowych i ich samodzielności – sprowadzenie natomiast sił duchowych do fizycznych, twierdzenie, że dusza, że myśl jest taką samą wydzieliną mózgu jak żółć jest wydzieliną wątroby, należy wyłącznie do słabych przedstawicieli światopoglądu mechanistycznego, do słabych uczonych i słabych filozofów – jeśli, mówię, z tego ogólnego punktu widzenia nie ma podstaw do negowania istnienia i samodzielności znanych nam sił duchowych, to tak samo nie ma też podstaw, żeby z tego punktu widzenia negować istnienie i realność nieskończonej ilości innych, nieznanych nam, w danej sytuacji dla nas tajemniczych sił.
Dokładnie tak samo, uznając, że wszystko, co się dokonuje, dokonuje się w sposób konieczny, powinniśmy rozróżniać różne rodzaje konieczności. Rzucony kamień w konieczny sposób spadnie na ziemię; kula uderzającą w inną kulę w konieczny sposób wprawi ją w ruch; także w konieczny sposób słońce swoimi promieniami daje życie roślinom: jest to proces konieczny, ale sposoby oddziaływania są różne. W konieczny sposób wyobrażenie w umyśle zwierzęcia wywołuje taki lub inny ruch i w konieczny sposób wzniosła idea, która przeniknęła do duszy człowieka, wywołuje równie wzniosłe porywy: we wszystkich tych wypadkach jest konieczność, ale konieczność różnego rodzaju.
Pojęcie konieczności w szerokim sensie – a nie ma żadnych podstaw, aby rozumieć je w wąskim sensie – to pojęcie konieczności w żadnym wypadku nie wyklucza wolności. Wolność jest jedynie jedną z postaci konieczności. Kiedy przeciwstawia się wolność determinizmowi, to zwykle równa się to przeciwstawieniu determinizmu wewnętrznego i zewnętrznego.
Dla Boga, na przykład, koniecznością jest kochanie wszystkich i realizowanie w stworzeniu wiecznej idei dobra, Bóg nie może być wrogiem, nie ma w Nim nienawiści: miłość, rozum i wolność są dla Boga koniecznością. Powinniśmy powiedzieć, że dla Boga wolność jest konieczna, a to już pokazuje, iż wolność nie może być pojęciem w sposób absolutny i logiczny wykluczającym pojęcie determinizmu.
Wszystko dokonuje się według niezmiennych praw, ale w różnych sferach bytu powinny w oczywisty sposób panować różnorodne prawa (a dokładniej, różne zastosowania jednego i tego samego prawa), a z tej różnorodności w naturalny sposób wynikają różne relacje poszczególnych praw i prawa niższego porządku mogą wydawać się podporządkowane prawom wyższego porządku, podobnie jak dopuszczając specyficzne różnice między siłami w świecie mamy też prawo dopuszczać różne relacje między nimi, dopuszczać istnienie wyższych i potężniejszych sił, zdolnych do podporządkowania sobie innych sił.
W ten sposób główne założenia materializmu, niewątpliwie słuszne, ze swej ogólności i nieokreśloności niczego nie wykluczają i pozostawiają wszystkie problemy otwartymi. Materializm jest określonym światopoglądem jedynie w swojej negatywnej stronie, w uznaniu, że nie ma żadnych innych sił poza fizycznymi i żadnej innej materii poza tą, z którą ma do czynienia doświadczalna fizyka i chemia, że w przyrodzie nie ma innych praw poza prawami mechanistycznymi, które rządzą ruchem materii (i także żadnych innych równie mechanistycznych praw asocjacji idei w świadomości człowieka). Jeśli w doświadczeniu spotyka się coś, co nie ma charakteru mechanistycznego (na przykład życie, twórczość), jest to iluzja: w istocie wszystko jest mechanizmem i wszystko powinno być sprowadzone do relacji mechanistycznych. Na czym bazuje taka negacja i takie żądanie? Nie na nauce, oczywiście, gdyż nauka badając dane w doświadczeniu zjawiska i mechanizm ich zewnętrznych relacji, wcale nie zajmuje się absolutnymi problemami istoty rzeczy. Bez wątpienia, we wszystkim, co istnieje, powinna być strona mechanistyczna, podlegająca nauce, ale uznanie tylko tej jednej strony byłoby najwyższą dowolnością. Jeśli tam, gdzie kończy się mechanizm, tam też kończy się nauka, to czyż z tego wynika, że koniec nauki jest równocześnie końcem wszelkiej wiedzy? Oczywiście, jest to „logiczny przeskok”, który może wykonać jedynie umysł całkowicie opanowany przez z góry powziętą ideę. Nauka ma do czynienia z rzeczami i siłami, ale czym jest w istocie rzecz i siła – ten problem nie wchodzi w jej zadania i jeśli uczony usłyszy od metafizyka, że rzecz w istocie jest wyobrażeniem, a siła w istocie jest wolą, to jako uczony nie może powiedzieć nic ani za, ani przeciwko temu stwierdzeniu. Jeśli jednak, co jest niewątpliwe, negatywna zasada materializmu nie jest wynikiem nauki (która w ogóle nie zajmuje się uniwersalnymi i absolutnymi zasadami), to jest jedynie założeniem filozoficznym. Tymczasem w dziedzinie światopoglądu filozoficznego (o czym wie każdy, kto choć trochę zna tę dziedzinę) nie tylko nie ma podstaw do negowania sił duchowych jako samodzielnych od sił fizycznych, ale są poważne przesłanki filozoficzne, żeby twierdzić, że same siły fizyczne sprowadzają się do sił duchowych. Dowodzenie tego założenia byłoby niewłaściwe w tym wypadku, ale w każdym bądź razie jest niewątpliwe, że w filozofii całe nauki, a nawet można powiedzieć – większość nauk filozoficznych uznaje sprowadzalność sił materialnych do sił duchowych, przez co materializm w każdym wypadku jest tylko jedną z opinii filozoficznych.
Jeśli jednak materializm jako teoria jest tylko jedną z opinii teologicznych, to tym samym uznanie absolutnej prawdy tej opinii jest jedynie samowolną wiarą – to na czym polega niewątpliwa praktyczna siła materializmu? Jeśli ta siła nie ma pozytywnej podstawy, to powinna mieć podstawę negatywną: bazuje na niemocy przeciwstawnej zasady duchowej, jak siła wszelkiego kłamstwa bazuje na bezsile prawdy i siła zła bazuje na bezsile dobra. Bezsiła prawdy zawiera się, oczywiście, nie w niej samej, a w nas, w naszej niekonsekwencji: nie doprowadzając prawdy do końca, ograniczmy ją, a granica prawdy staje się przestrzenią dla fałszu.
Skoro prawda nie może sobie przeczyć, to pełna konsekwencja w nieunikniony sposób daje jej tryumf, dokładnie tak samo, jak konsekwencja jest zgubna dla fałszu, który utrzymuje się wyłącznie dzięki wewnętrznym sprzecznościom.
Zasadą prawdy jest przekonanie, że osoba człowieka jest nie tylko negatywnie absolutna (co jest faktem), gdyż nie chce i nie może zadowolić się żadną umowną ograniczającą treścią, ale że osoba człowieka może osiągnąć także pozytywną absolutność, czyli może dysponować integralną treścią, pełnią bytu, a w konsekwencji ta absolutna treść, absolutna pełnia bytu nie jest jedynie fantazją, subiektywnym fantomem, a autentyczną, pełną sił rzeczywistością. W ten sposób wiara w siebie, wiara w człowieka jest zarazem wiarą w Boga, z tą różnicą, że Bogu przynależy ona w wiecznej rzeczywistości, a człowiek jedynie ją osiąga, otrzymuje, co w danym jego stanie jest jedynie możliwością, dążeniem.
Ludzkie ja jest absolutne w możliwości i żałosne w rzeczywistości. W tej sprzeczności zło i cierpienie, w niej brak wolności, wewnętrzna niewola człowieka. Wyzwolenie z niewoli może polegać wyłącznie na osiągnięciu absolutnej treści, tej pełni bytu, którą afirmuje nieskończone pragnienie ludzkiego ja. „Poznajcie prawdę i prawda was wyzwoli”[10].
Zanim człowiek może osiągnąć tę absolutną treść w życiu, powinien osiągnąć ją w świadomości; zanim pozna ją jako rzeczywistość poza sobą, powinien ją uświadomić sobie jako ideę w sobie. Natomiast pozytywne przekonanie w idei jest przekonaniem co do jej realizacji, gdyż idea niezrealizowana jest fantomem i oszustwem i jeśli szaleństwem jest niewiara w Boga, to jeszcze większym szaleństwem jest wierzyć w Niego połowicznie.
Dawna tradycyjna forma religii wychodzi od wiary w Boga, ale nie doprowadza tej wiary do końca. Współczesna pozareligijna cywilizacja wychodzi od wiary w człowieka, ale też jest niekonsekwentna – nie doprowadza swojej wiary do końca. Natomiast konsekwentne doprowadzenie do końca i zrealizowanie wiary w Boga i wiary w człowieka – sprowadza się do jedynej pełnej i integralnej prawdy Bogoczłowieczeństwa.
[1] Por. J 18, 10-11 (uwaga tłumacza).
[2] Por. Mt 17, 1-8; Mk 9, 2-8; Łk 9, 28-36 (uwaga tłumacza).
[3] Por. Mt 26, 14-16; Mk 14, 10-11; Łk 22, 3-6 (uwaga tłumacza).
[4] Cytat z wiersza A. Chomiakowa Dawid (uwaga tłumacza).
[5] J 19, 36 (uwaga tłumacza).
[6] J 16, 33 (uwaga tłumacza).
[7] Mt 6, 24; Łk 16, 13 (uwaga tłumacza).
[8] J 14, 2 (uwaga tłumacza).
[9] Cytat z wiersza A.Chomiakowa Napis na obrazie (uwaga tłumacza).
[10] J 8, 32 (uwaga tłumacza).