artykuły św. męcz. arch. Grzegorza
Religia Szoty Rustawelego
2010-02-24

Szotę Rustawelego w jego utworze „Wepchis Tkaosani” bardzo interesują zagadnienia religijne. Bohaterowie tego poematu są nie tylko ludźmi najpiękniejszymi fizycznie, czy też duchowo, ale pomimo tej piękności duszy dążą do jeszcze większej doskonałości, do większych stopni rozwoju ducha. Ideał, podany nam w Ewangelii przez Pana naszego Jezusa Chrystusa – „Bądźcie doskonałymi, jak i Ojciec wasz niebieski jest doskonałym” (Mt 5, 48) – przechodzi czerwoną nicią przez cały poemat. Mimo to nie jest to utwór chrześcijański w najistotniejszym znaczeniu tego słowa, przecież chrześcijaństwo składa się oprócz Ewangelii i dogmatów także z Kościoła i z kapłanów. W poemacie nie ma takiego chrześcijaństwa. Szota Rustaweli wychodzi poza mury i granice postawione człowiekowi przez trzy zasadnicze części historycznego chrześcijaństwa i rozwija swój własny światopogląd filozoficzno-teologiczny. Biorąc to pod uwagę można Szotę Rustawelego określić jako największego reformatora chrześcijaństwa, a nawet jako założyciela nowej religii. Chodzi o religię piękna i dążenia do doskonałości, o religię, która za największy grzech uważa kłamstwo, a ojcu rodziny daje w niej prawa kapłańskie, która propaguje miłość i dobroczynność w stosunku do ubogich, wdów i sierot, która łączy największą arystokrację ducha z demokracją bytu i stosunków międzyludzkich. Oczywiście, Szota pozostaje pod wielkim wpływem chrześcijaństwa. Zna dobrze Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu oraz je cytuje. Poza tym zna chrześcijańskich filozofów – mistyków, a także pogańskich filozofów neoplatoników. Zna suffizm i islam, zna Zoroastra oraz starą pogańską religię gruzińską. Wpływy i impulsy otrzymywane z tych religii czy też światopoglądów przekształca w genialny dar twórczy.

Trzeba bardzo dokładnie przeczytać jego utwór, zanim odpowie się na pytanie: Co on ma właściwie swego, nie zapożyczonego, nie przekazanego, ale tę samą kwestię z taką samą słusznością można by postawić przy badaniu dzieł błogosławionego Augustyna, a nawet kazań naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Duch człowieka, wieczny duch, dla którego nie ma zakreślonych granic i dla którego nie istnieją przeszkody, żyje z tych samych przesłanek i czerpie z tego samego źródła: poszukuje Boga, wiecznej Jego prawdy i przetwarza tę prawdę dla codziennego życia. Nowym zawsze jest sformułowanie, nowym zawsze jest piękny i barwny język, nowymi są zawsze ładne obrazy i postaci, w których ta wieczna, stara i nowa prawda, odzwierciedla się.

Dla przykładu przytaczam tylko jeden aforyzm Szoty Rustawelego: „To, co ty dasz – to należy do ciebie; to, co schowasz dla siebie – jest zgubione”[1]. Każdy za źródło tego aforyzmu może uznać słowa naszego Pana: „Ktokolwiek stara się zachować swoją duszę, ten ją straci, a ktokolwiek ją straci, ten ją odzyska” (Łk 17, 33). Goethe w swym „Fauście” stosuje to tylko do osoby wybranej, do wieszcza, do poety:

 

Bin der Poet, der sich vollendet,

wenn er sein eingenst Gut verschwendet[2].

 

Klemens Aleksandryjski w swym utworze „Kto z bogatych zostanie zbawiony”, mówi, „że nie ten jest bogaty, kto coś posiada, ale ten, kto daje. Nie przez posiadanie człowiek jest szczęśliwy, ale przez dawanie”[3]. Jeden znany filozof zaznacza: „Nie stosowność, nie roztropność, nie to, co jest zgodne z rozumem jest najlepszą częścią w nas, ale to, w czym my się całkowicie zatracamy”[4]. Czytając książkę Axel Munthe „Das Buch von San Michele”, napotkałem inną parafrazę tej samej sentencji:

 

Ce n’est rien donner aux hommes

que de ne pas se donner soi même.

 

Albo w innym miejscu tej samej książki: „To, co schowasz dla siebie, to stracisz, a to, co dasz innym, jest twoje na zawsze”[5].

Czy to ostatnie sformułowanie nie mogłoby być zapożyczone bezpośrednio z utworu Szoty Rustawelego? Mimo tego wszystkiego, zdaje mi się, że wieczne słowo Pana Jezusa Chrystusa znalazło u gruzińskiego poety najlepszy oddźwięk. Już przez fakt, że ten poeta z tą największą prawdą nie zwraca się do elity – do poety, jak czyni Goethe, czy do filozofa, jak czyni filozof, czy też do bogatego, jak to robi Klemens Aleksandryjski, bądź wreszcie do kogoś wypieszczonego przez los, kim był Axel Munthe – nie, ten poeta mówi, jak i Chrystus, do zwykłych, niewykształconych ludzi.

On formułuje te prawdy i przykazania, jak zresztą i Chrystus to czynił, w postaci obrazów słońca, kwiatów i najcudniejszych barw, w języku zwykłym i prostym w zdaniach, nie wymagającym ani studiów, ani znajomości czegokolwiek dla ich zrozumienia. Utwór ten porywa człowieka i unosi. Ktokolwiek go czytał, pragnie znowu go przeczytać, a nawet będzie go czytał tyle razy, aż nauczy się go na pamięć.

Nie tylko życie na tej ziemi i stosunek człowieka do Boga, ale także życie pozagrobowe bardzo interesują autora, który podaje bardzo ważne i ciekawe odpowiedzi na pytania stawiane przez ludzkiego ducha. Zawsze mam wrażenie, że Szota Rustaweli chciał w tym utworze, tak pięknym, o treści zrozumiałej dla wszystkich, dać nam koncepcję nowej religii: religii gruzińskiej. Dla swych celów sięga do gruzińskiego pogaństwa i radzi się go w jego narodowych obyczajach i przykazaniach, w mitologii i tradycji narodowej. Zbiera żniwo z całej długiej historii swego kraju, z jego życia, dążeń i dni słonecznych. Szanuje chrześcijaństwo, bierze z niego dla swej religii wszystko to, co według niego chrześcijaństwo posiada najlepszego.

Cóż nowego on dał? Trudno o tym mówić. Aby odpowiedzieć na to pytanie, należałoby bardzo dokładnie znać ten utwór, a ponadto wiele innych rzeczy. Na emigracji nie ma możliwości zdobycia wszystkich niezbędnych do tego materiałów. Według mojej opinii nowym elementem w jego twórczości jest aktywność, walka człowieka o lepszy byt i o zwycięstwo nad siłami ciemności. Z pomocą Boga dla człowieka nie istnieją żadne przeszkody. Zło jest jedynie chwilowym przejawem. W tym utworze nie ma nastroju pasywno-apokaliptycznego: światło zapanuje wyłącznie dzięki walce, zostanie wywalczone przez człowieka. Istnieje opinia, że pod koniec swego życia Rustaweli został mnichem. Osobiście uważam, że jeśli został mnichem, to przed napisaniem tego utworu. Człowiek bowiem, który napisał taki poemat, prędzej poniósłby męczeństwo w obronie swych przekonań, aniżeli zamknąłby się w murach klasztornych.

Niestety, jego utwór nie został jeszcze należycie zrozumiany. Duchowieństwo, które w XII wieku – kiedy powstawał ten utwór – miało bardzo duże wpływy w Gruzji, prześladowało ten utwór. Grono szlachty gruzińskiej zachwycało się jedynie pięknymi aforyzmami, sentencjami, umiłowaniem pięknych ludzi – „de l’esprit de la jeunesse de visage et jeunesse du coeur” – które emanuje z tego utworu z każdej jego nieśmiertelnej stronicy, ale głębszego zrozumienia tego utworu brakowało, niestety, także wśród szlachty.

Jedynie prosty lud zrozumiał ten utwór, prosty chłop gruziński. To on czerpał z tego utworu natchnienie do większego doskonalenia się i szlachetności. Utwór ten był dla niego ewangelią, którą znał niemal całą na pamięć i cytaty z niej przytaczał w swoim codziennym życiu. Przypominam sobie teraz pytanie pewnego chłopa w jednej wsi gruzińskiej, gdzie byłem w 1919 roku nauczycielem: „Jak utwór jest piękniejszy: Ewangelia, czy Wepchis Tkaosani?” – „Ewangelia” – odpowiedziałem. Chłop spojrzał na mnie nieufnie. Oczekiwał innej odpowiedzi.

 

Do druku przygotował H. Paprocki



[1] Wiersz 50-ty, cytuję według wydania Czubinaszwili, Petersburg, 1860.

[2] J. W. von Goethe, Faust, Berlin-Leipzig, s. 46.

[3] Berdenhewer, Geschichte der altkirchlichen Literatur, Freiburg, 1914, II, s. 92.

[4] T. Beim, Beiträge zur Religionsphilosophie, Göttingen, 1937, s. 33.

[5] Wydanie niemieckie (Leipzig, 1931), patrz motto tej książki i s. 427.