artykuły św. męcz. arch. Grzegorza
Róże Jerychońskie - cz. 2
2010-03-05

Przeczytaj część 1

8. VII. Środa. Przez całą noc spałem bardzo źle i dziś boli mnie głowa, ale trzeba wytrzymać. Podczas gdy myłem się, zauważyłem w westybulu duży kamień z napisem łacińskim. Trzeba go w jakiś sposób sfotografować. Ta cała posiadłość w czasach krzyżowców musiała chyba należeć do franciszkanów i prawdopodobnie z tych czasów pochodzi ten napis. Zdaje mi się, że i w innych klasztorach i domach rosyjskich muszą też znajdować się rozmaite stare napisy. Nie są one jeszcze zbadane, a mogłyby się przyczynić do lepszego poznania historii Ziemi Świętej. To będzie moim obowiązkiem, ponieważ względem uczonych innych wyznań, zakonnice są nieufne i nie pokazują im wszystkiego. Żałuję, że nie wziąłem ze sobą aparatu fotograficznego. Trzeba więc przyjść tutaj po raz drugi.

Nabożeństwo nie zbliżało się jeszcze do końca, gdy zauważyłem w cerkwi jakieś poruszenie. Zakonnice robiły dla kogoś przejście. Gdy obróciłem się dyskretnie, ujrzałem cesarzową Etiopii[1] z dwiema paniami i ze świtą, było z nią także kilka osób duchownych. Duchowni byli zupełnie bosi, cesarzowa zaś i wysokie panie tylko w jedwabnych pończochach. Nie skorzystały one z przywileju siedzenia i stały z wielką pobożnością.

Po nabożeństwie cesarzowa wraz ze świtą została zaproszona na herbatę. Od jakiegoś wojskowego, nieźle rozmawiającego po francusku, dowiedziałem się, że jedna z pań jest córką negusa i małżonką Ras Desty już od czterech lat[2]; druga pani była żoną następcy tronu[3]. Podczas herbaty wypadła mi zaszczytna rola tłumacza. Siedziałem obok małżonki następcy tronu, obok niej z prawej Ras Destowa, naprzeciwko cesarzowa, za nią archimandryta abisyński, dalej zaś siedzieli inni. Zakonnice chciały posadzić obok mnie – dla ułatwienia konwersacji – tego wojskowego, jednak cesarzowa nie pozwoliła mu siedzieć na tak zaszczytnym miejscu. Prawdopodobnie etykieta dworu na to nie zezwala. Cesarzowa ma bardzo łagodny i miły wyraz twarzy, rzec możną uduchowiony, uśmiechała się bardzo mile i wcale nie mówiła, żona następcy tronu też nie miała chęci do rozmowy, oczywiście, że włada ona jakimś obcym językiem. Ma ona na prawej ręce, tuż koło łokcia, wypalony znak małego, bardzo ładnego krzyża, i nosi na palcu srebrny pierścień. Gdy zakonnica podała zupę, Ras Destowa zapytała mnie po francusku, czy nie ma w tej zupie masła albo jajek. Widocznie był to również ich post. Zakonnice dosłownie nie odrywały oczu od jej ust, gdy to mówiła. Panowała, niezwykła cisza i każdy wyraz można było słyszeć w najbardziej odległych kątach dużego refektarza. Przetłumaczyłem im, o co chodziło. Wyraz najgłębszej radości ukazał się na ich obliczach i prosiły mnie, abym zapewnił wysokich gości, że także Kościół Prawosławny nakazuje zachowywać w tym dniu post i że wszystko jest przygotowane wedle najsurowszych przepisów świętych ojców. Mimo tego zapewnienia, Ras Destowa powtarzała swe pytanie za każdym razem, gdy podawano do stołu nowe danie, czasami na życzenie cesarzowej, ale czasami też samorzutnie, ja zaś musiałem to wciąż tłumaczyć – i wciąż stwierdzać ten sam wyraz radości – i wciąż zapewniać o tym samym. Pod koniec podano owoce, ponieważ jednak wszystko jest tu bardzo drogie, a klasztor jest obecnie ubogi, ograniczono się tylko do moreli z własnego ogrodu. Morele nie były jeszcze zupełnie dojrzałe i Ras Destowa zwróciła mi uwagę na to, gdy ją grzecznie częstowałem tymi owocami. „Czy ona też ma wątpliwość, czy te owoce są postne? – powiedział za mną jakiś żartobliwy głos. Chwała Bogu, że nikt tego nie usłyszał.

Po tym oficjalnym obiedzie odprowadzamy wysokich gości. Oficer daje mi swój bilet wizytowy i trzeba go zaprosić do siebie. Powracamy do refektarza i przystępujemy do obiadu ponownie. Po tym podwójnym obfitym obiedzie podana została herbata już w pokojach gościnnych; jest godzina druga i po tej herbacie mamy wracać do domu. Wymówiłem się od herbaty i udałem się do obok leżącego klasztoru franciszkańskiego, aby go zwiedzić. Niestety, o tej porze klasztor jest zamknięty. Nie ma rady. Przychodzi mi na myśl zwiedzenie pustelni św. Jana, położonej w odległości jakieś półtorej godziny wędrówki stąd. Tam, w pieczarze, święty był więziony przez Heroda[4], stamtąd też posłał swych uczniów, aby zapytali Chrystusa czy jest On prawdziwym Mesjaszem, czy też należy jeszcze czekać (Mt 11, 3). Pielgrzymi średniowieczni z wielkim zamiłowaniem opisują tę pustelnię. Niestety, nie znam do niej drogi. Trzeba poszukać sobie obeznanych towarzyszy. Powracam do gościnnych pokojów, gdzie cała brać siedziała jeszcze przy herbacie, z odpowiednią propozycją. Zakonnice i zakonnicy są zaniepokojeni, jest to podobno bardzo niebezpieczna wyprawa, i już od dłuższego czasu nikt nie chodzi do tej pustelni. Pomimo tych zastrzeżeń zgłasza się dwóch zakonników – Anglików z pochodzenia – którzy kilka lat temu nawrócili się na Prawosławie. Jeden z nich, igumen Mikołaj Gibbes[5], jest już w podeszłym wieku, w Rosji był wychowawcą następcy tronu rosyjskiego i przebywał przy rodzinie cesarskiej przeszło dziesięć lat; jest to człowiek o wielkiej kulturze. Drugi, to młody hieromnich[6], o długich rudych włosach z brodą. Jeszcze jeden, młody nowicjusz, przyłącza się do nas. Jedna z zakonnic otrzymuje polecenie pokazać nam najkrótszą drogę, wiodącą do pustelni.

Idziemy przez posiadłość klasztoru. Droga jest bardzo uciążliwa, a raczej nie ma jej wcale. Na górze widzę jakieś ruiny, to tutaj przed wojną rozpoczęto budowę dużej katedry. Klasztor nie ma wcale ogrodzenia, bardzo często więc się zdarza, że w nocy bandyci napadają i grabią zakonnice. W dawnych dobrych czasach tego ogrodzenia nie postawiono; a teraz, oczywiście, jest bardzo ciężko to zrobić. Zakonnica żegna nas. Musimy trzymać się prawej strony. Idziemy już dość długo, ale nie widzimy żadnej drogi, wiodącej na prawo. Chyba minęliśmy ją. Spotykamy, wreszcie jakiegoś Araba, którego bardzo źle, ale mimo to po arabsku zapytuję, jak mamy iść do pustelni Świętego Jana. On bardzo życzliwie zostawia swoją pracę (budował obórkę dla kóz) i odprowadza nas z powrotem do właściwej drogi. Idziemy przez jakąś wieś. Nikogo nie widać. Musimy przejść przez mały most. Siedziało tam kilku Arabów. Starszy z nich, zobaczywszy nas, zawołał po rosyjsku: „Do pustelni Świętego Jana?” – i wskazał nam drogę. Kilku chłopaków rzuciło się do nas z żądaniem „bakszyszu”. Stary Arab zgromił ich surowo po arabsku tak, że dali nam spokój.

Drzwi klasztoru były zamknięte, sam zaś klasztor ogrodzony wysokim kamiennym murem. Tu przebywają zakonnicy katoliccy, praktyczniejsi od prawosławnych. W tym kraju trzeba najpierw wznosić mur, a potem jakąś budowlę, albo zakładać ogrody. Tu, gdzie ludzie czasami nie posiadają żadnych dokumentów pisanych na należące do nich majętności, mury są jedynym dokumentem. Ileż patriarchat grecki stracił przez to, że tereny należące do niego nie były otoczone murem. Odźwierny, widocznie chrześcijanin, całuje nas w rękę. Pochodzi z Nazaretu. Zakonnik Augustyn nie ukazuje się, wędrujemy więc sami w asyście tego młodzieńca. Nie ma tu nic nadzwyczajnego. Mała pieczara, przerobiona na kaplicę, ale ładny widok, który się stąd roztacza, wszystkich nas zachwyca.

Jakiś Murzyn czekał na nas przed bramą. Okazało się, że jest on stróżem u zakonnic i został wysłany, aby nam towarzyszyć. W czasie naszego odejścia nie było go w klasztorze. Mówi on trochę po rosyjsku, ale większą część drogi milczy. Gdy zbliżaliśmy się znów do arabskiej wioski, mali chłopcy rzucili się na nas i obrzucili nas kamieniami. Nasz przewodnik bronił nas bardzo dzielnie, rzucając ze swej strony na tych wyrostków kamieniami i arabskimi wyrazami. Chwała Bogu, że ta niebezpieczna przestrzeń była dosyć krótka. Chłopcy nie mieli już odwagi prześladować nas poza jej granicą, z dala od swych domów. Tak samo postępują i psy, które nigdy nie napadają na osoby obce na terenie nie należącym do ich gospodarza.

Po śniadaniu byłem z wizytą u archimandryty Kaliksta, który przyjął mnie bardzo życzliwie i pokazał klasztor grecki pod wezwaniem św. Konstantyna i Heleny, największy w całej Palestynie. Ten klasztor stanowi centralę patriarchatu jerozolimskiego i sam patriarcha w nim mieszka.

Klasztor zajmuje duży teren tuż obok katedry Grobu Pańskiego. Zajmuje on również tereny byłych gruzińskich klasztorów św. Demetriusza i Tekli. Stare cerkwie tych klasztorów stoją jeszcze, ale nie ma tam już żadnych gruzińskich śladów. Tylko zakrystian św. Tekli wspomina tę historię, zakonnik zaś u św. Demetriusza już tego wcale nie pamięta. Wchodzimy do biblioteki. Archimandryta przedstawia mnie jej dyrektorowi, jest nim arcybiskup Madaby Meliton, druga po patriarsze osoba duchowna w patriarchacie jerozolimskim. On przyjmuje mnie również bardzo serdecznie i udziela mi zezwolenia na korzystanie z biblioteki w godzinach urzędowych, to znaczy codziennie od godz. 8.30 do 11.30. Nie jest to dużo. Może zacznę pracować tu w następnym tygodniu. Proszę archimandrytę, aby pokazał mi bazylikę Grobu Pańskiego, na co on chętnie się zgadza. Ongiś należała tu do Gruzinów sama Golgota i na miejscu ukrzyżowania Pana Jezusa znajdował się jeszcze w czasach Cagareliego[7] napis gruziński. Niestety, został on usunięty i zamieniony na napis w języku rosyjskim przez wielką księżnę Elżbietę Fiodorowną[8], która wraz ze swym wysokim małżonkiem uczyniła dużo dobrego dla Ziemi Świętej. Jej małżonek był nawet kiedyś Prezesem Rosyjskiego Cesarskiego Towarzystwa Palestyńskiego.

Chwała Bogu, że Cagareli pozostawił fotografię tego napisu. Dużo jest tu kaplic i korytarzy. I prawosławni, i franciszkanie, i Ormianie, i Syryjczycy, i Koptowie – wszyscy mają tutaj swe mniejsze lub większe kaplice. Cała tragedia oraz tryumf Świętej Ewangelii miały miejsce właśnie tutaj. Tu, pod tym dachem, jest Golgota, gdzie nasz Zbawiciel został ukrzyżowany oraz miejsce, gdzie stała Jego Matka, i św. Jan, i wierzący setnik (Mt 15, 39), i tłumy ludu. A tam, nieco dalej, jest miejsce, gdzie został On położony do grobu i zmartwychwstał, gdzie były groby Nikodema i Józefa z Arymatei, gdzie zostały rozdzielone Jego szaty, gdzie później św. Konstantyn wraz ze św. Heleną odnaleźli trzy krzyże. Pobożność średniowieczna, kazała poszukiwać tu grobów Adama i Melchizedeka, a nawet centrum, czyli środka całego świata. Tam są też groby pierwszych królów łacińskich, ale, niestety, napisy na nich są już zniszczone. Może tam jest również i grób najsławniejszej królowej Gruzji Tamary[9], którego na próżno poszukują w Gruzji. Kilka kaplic wraz z samą Golgotą należało w dawnych czasach do Gruzinów. Nie wiem dlaczego, ale wybucha we mnie niewymowna tęsknota, którą powierzam zakrystianowi franciszkańskiemu, a on bardzo uprzejmie pochyla się przed archimandrytą i pokazuje mi rozmaite zabytki. „Rzecz główna – powiada mi po francusku – starać się o doskonalenie życia wewnętrznego”. Zachowuję te jego słowa, jak błogosławieństwo, jak słowa, natchnione przez samą świętość, wypełniającą tę świątynię i wychodzę stąd pocieszony.

Żegnam się z archimandrytą i udaję się do polskiego konsula generalnego, pana Zdzisława Kurnikowskiego[10]. Jestem w Jerozolimie już od dłuższego czasu, a dotąd nie spełniłem swego obowiązku obywatelskiego. Czekał tam na mnie list od jednego ze znanych jezuitów z Rzymu, ojca Franza Zorella[11], z którym utrzymuję kontakty naukowe. Był to list polecający do dyrektora Papieskiego Instytutu Biblijnego. Instytut ten znajduje się bowiem w rękach jezuitów. Otrzymałem od niego bardzo ważną wiadomość, że w Rzymie wśród ormiańskich rękopisów odnalezione zostały stare rękopisy gruzińskie. Może wśród nich są bardzo ważne dokumenty starochrześcijańskiej literatury patrystycznej? Ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła.

Po obiedzie poszedłem do Getsemani[12], aby złożyć swe uszanowanie ojcu Mikołajowi Gibbesowi, z którym byłem razem w Ain Karem, a zarazem i w pustelni św. Jana. Szedłem w okropny upał wzdłuż starych murów jerozolimskich, które są bardzo dobrze zachowane. Po lewej stronie od bramy damasceńskiej znajduje się muzeum palestyńskie, bardzo ładny budynek w stylu palestyńskim, ale jak widać, muzeum to nie jest jeszcze uruchomione dla publiczności. Od tej właśnie bramy trzeba iść na dół, a potem skręcić na prawo. Pomiędzy dobrą drogą asfaltową a tymi murami znajdują się ruiny domów. Mówią, że z czasem mają tu powstać planty w rodzaju krakowskich. Za bramą św. Stefana (nosi ona równie nazwę bramy Matki Boskiej) droga idzie bardziej na dół i na lewo, przez wąwóz, na górę Mała Galilea i Eleon. Przechodzę obok miejsca ukamienowania św. Stefana. Jest tam teraz mały klasztor grecki, na lewo od niego znajduje się ormiańska Getsemania, a tuż obok bazylika z Grobem Matki Boskiej. Droga od tej bazyliki rozdwaja się: jedna idzie na górę Małą Galileę i Eleon, druga zaś do Betanii obok franciszkańskiej Getsemani, wsi Siloe i dalej aż do Jerycha. Do rosyjskiej Getsemani trzeba iść w kierunku góry Eleon i potem po kilku krokach skręcić w prawo.

Ojciec Mikołaj Gibbes był u siebie w domu. Mieszka na samym szczycie tego klasztoru, w małym budynku, który wygląda, jak willa. Ta willa jest urządzona bardzo gustownie i wynajęta przez pewną bogatą i pobożną Angielkę, która poważne interesuje się Kościołem Prawosławnym. Kilka miesięcy temu wyjechała ona do Anglii i swoje mieszkanie oddała do dyspozycji ojca Mikołaja.

Niezwykle piękny widok rozciąga się z werandy tej willi. Przez rozgałęzione cyprysy widać nie tylko złociste kopuły głównej cerkwi tego klasztoru, wzniesionej pod wezwaniem św. Marii Magdaleny, lecz także kopuły kościoła franciszkańskiej Getsemani, a za nimi mury Jerozolimy i zamkniętą od czasów arabskich złotą bramę. Za tą bramą znajduje się meczet Omara[13]. W cerkwi św. Marii Magdaleny, utrzymywanej bardzo czysto przez kilka zakonnic, nie ma już żadnych zabytków sztuki, wszystko bowiem zostało przeniesione do głównej cerkwi Misji, pozostały jedynie autentyczne obrazy Wereszczagina[14]. Jeden z nich zachował się w mojej pamięci; nad ranem Święte Niewiasty u Grobu Pańskiego widzą anioła siedzącego na kamieniu i rozmawiają z nim. Pragnę go sfotografować, ale niestety w cerkwi jest już ciemno. W krypcie tej cerkwi pochowane są zwłoki wielkiej księżnej Elżbiety Fiodorownej. Była ona przełożoną klasztoru św. Marty i Marii w Moskwie i została zabita przez bolszewików. Ciało wrzucone do szybu zostało wydobyte przez pewnego zakonnika i po długiej oraz bardzo uciążliwej podróży przez całą Rosję, przywiezione i pochowane w tej samej cerkwi, która niegdyś została przez nią zbudowana. Ten zakonnik, ojciec Serafin[15], jeszcze żyje. Postanowiłem udać się w najbliższych dniach do niego z wizytą. Klasztor św. Marii Magdaleny znajduje się teraz w rękach prawosławnych Anglików, którzy posiadają tutaj jeszcze małą gminę w Betanii.

O. Mikołaj słusznie trzyma się zdania, że Jerozolima musi stanowić centrum religijne, cały zaś rząd i handel (oraz wyższe uczelnie, oprócz klasztornych) muszą być przeniesione gdzie indziej. Żegnając się ze mną po drodze do wyjścia, pokazuje mi dawną drogę i jakiś duży kamieni. Widać tu i ówdzie resztki starożytnych cmentarzysk. Przed tym kamieniem posadzone są kwiaty. Ojciec Mikołaj sądzi, że tutaj właśnie modlił się Chrystus po raz ostatni. „Tam na dole u franciszkanów – powiada on – jest zanadto blisko do drogi, tu zaś było więcej ciszy”. – „Stąd też – dodaję ja – lepiej można była widzieć nadchodzących Żydów i Judasza, a wszak z Ewangelii wynika, że byli oni widoczni już z daleka”.

Ponieważ mam jeszcze trochę czasu, więc udaję się stąd na górę Eleońską do słynnego żeńskiego klasztoru prawosławnego. Tu w dawnych czasach, sądząc z Commemoratorium[16] z roku 808, już istniały klasztory i Rosjanie w czasie budowy swego soboru w drugiej połowie ubiegłego stulecia odnaleźli dużo ciekawych mozaik z ormiańskimi napisami, pochodzących z V-VII stulecia. Do tego klasztoru zostało przeniesione w czasie wojny muzeum z gmachu Rosyjskiej Misji Duchownej. O muzeum tym pisze między innymi słynny archeolog Rostowcew[17], że jest dość ciekawe.

Droga jest bardzo zła. Z prawej strony, tuż za willą ojca Mikołaja, mieszka pewna rodzina arabska, do której ongiś należała cała Getsemania, tak rosyjska, jak i franciszkańska. Mówią, że w piwnicy domu tej rodziny zachowała się mozaika, przedstawiająca uroczysty wjazd Chrystusa na ośle do Jerozolimy, mozaiki tej jednak nikomu nie pokazują. Za tym domem znajduje się inny klasztor katolicki, a po lewej stronie ruiny starego klasztoru. Stąd miał Chrystus prorokować o zburzeniu Jerozolimy[18]. Klasztor ten należy do Greków. Wszedłem do ruin i błąkałem się chwilę wśród kamieni. Dosyć duża żmija na mój widok schowała się pod kamieniami. Na samej górze leży mała wioska arabska. Zamiast iść na lewo, poszedłem wprost przed siebie, zwiedziony przez napis umieszczony na ścianie jednego z pierwszych domów i głoszący, że jest to niby droga prowadząca do klasztoru Eleońskiego. Brama tego klasztoru była jednak zamknięta i musiałem przejść całą wioskę w poszukiwaniu właściwego wejścia. Gdy patrzyłem na domy, a raczej na nędzne chałupki tubylców, zdawało mi się, że są one wybudowane na ruinach klasztorów, albo przyczepione do jakiejś dużej katedry. Muzeum tego klasztoru, niestety, już nie jest tak bogate. Najcenniejsze rzeczy zostały wyłudzone od niewykształconych zakonnic przez pewnego sprytnego oszusta Ormianina, który sprzedając je w Aleksandrii, zrobił na tym majątek. Gdy z Misji Duchownej przywieziono rzeczy i rozpakowano je, zakonnice zgorszyły się na widok starych pogańskich bożków, przeważnie zupełnie nagich podobizn Hermesa, Adonisa i Afrodyty. O tym dowiedział się pewien handlarz ormiański, który usunął to zgorszenie z klasztoru.

Mozaiki z tego muzeum są już znane i kilkakrotnie wydane w odbitkach. Więcej interesował mnie nagrobek króla żydowskiego Ezechiasza[19], odnaleziony gdzieś w Palestynie w czasie budowy na terenie rosyjskim. Zakonnica, która mnie oprowadzała, mówiła, że Żydzi wpadają w egzaltację na widok tego kamienia i dlatego, celem uniknięcia kradzieży, został on schowany do specjalnej skrzynki pod kluczem. Klucz ten znajdował się u osoby trzeciej. Nie chciałem więc nikogo trudzić, była zresztą już późna godzina.

Tą samą drogą wracałem do domu. Będąc jeszcze na górze, zostałem zaczepiony przez pewnego Araba, który siedział przy jakimś meczecie i zapraszał mnie po rosyjsku, abym wstąpił tam i zobaczył odbicie nogi naszego Zbawiciela, przed Jego Wniebowstąpieniem. Miałem jednak dosyć wrażeń w tym dniu i grzecznie mu podziękowałem.

 

9. VII. Czwartek. Po śniadaniu od razu udałem się do Papieskiego Instytutu Biblijnego. Tam dowiedziałem się dużo ciekawych rzeczy, a mianowicie, że mój nauczyciel, słynny bollandysta Peeters[20] kilka miesięcy temu przebywał w ciągu 5-6 dni w Jerozolimie i odwiedził, między innymi, ormiański klasztor św. Jakuba, gdyż powiedziano mu, że są tam gruzińskie rękopisy. Dlatego ojciec Savignac[21] z tegoż Instytutu (Francuz z pochodzenia) radził mi poczynić dalsze poszukiwania w tym klasztorze, a także w klasztorach, które się znajdują w pobliżu Grobu Pańskiego. Dowiedziałem się również, że ojciec Johannes Mecerian[22] z Towarzystwa Jezusowego, profesor szkoły jezuitów w Bejrucie, prowadzi w dalszym ciągu prace wykopaliskowe na górze Mons Admirabilis w pobliżu Antiochii[23]. W dawnych czasach żyli tam zakonnicy gruzińscy i teraz znajdywane są tam liczne zabytki gruzińskie. Ojciec Savignac obiecał mi przysłać listy polecające do Jego Ekscelencji kustosza, przełożonego klasztoru katolickiego przy Grobie Pańskim oraz do zwierzchnika szkoły katolickiej w Jerozolimie. Dzięki temu będę miał możność pracy i poszukiwania interesujących mnie dokumentów w bogatych zakładach katolickich.

Zostałem przyjęty przez ojca Savignaca w pokoju muzealnym instytutu. Między innymi znajdowała się tam fotografia z wykopalisk jezuitów w Pustyni Zajordańskiej. Przedstawia ona najstarszy znak pogaństwa: zwykłą gwiazdę komunistyczną, otoczoną Astartami[24].

Miałem jeszcze trochę czasu do obiadu i poszedłem stąd do rezydencji anglikańskiego biskupa w Jerozolimie. Miałem do niego list polecający od znanego przyjaciela Gruzji, Harolda Buxtona[25], biskupa Gibraltaru. Niestety, biskupa nie było w Jerozolimie i przyjął mnie jego zastępca, ks. archidiakon. Opowiadał mi o gruzińskich napisach w klasztorze Świętego Krzyża, a potem dał mi list polecający do Ormian oraz do kanonika Bridgmana, który ma dobre kontakty z Syryjczykami. Do Koptów już jest ciężko się dostać, jak mi powiedział. Ks. archidiakon opowiadał mi dużo o pewnym księciu gruzińskim, który w prostej linii pochodzi od ostatniego króla gruzińskiego. Pracował on u Anglików w Jerozolimie jako dozorca cmentarny, obecnie zaś został przeniesiony do Tyberiady.

Po drodze do domu wstąpiłem do klasztoru dominikanów. Ma on się znajdować na tym samym miejscu gdzie stal dom św. Stefana, w kościele zachowały się najstarsze mozaiki, jeszcze z okresu przed inwazją Perską (rok 614). Mieszkają tu najlepsi znawcy archeologii i historii Ziemi Świętej, ojcowie Vincent[26] i Abel[27], którzy mają bardzo bogatą bibliotekę. Kilka lat temu zatrzymał się u nich prof. Blake[28] z Ameryki, który sporządził katalog gruzińskich rękopisów patriarchatu jerozolimskiego. Przyjmuje mnie père de Vaux[29] i między innymi poleca mi zwiedzenie greckiego klasztoru na górze Eleońskiej (Mała Galilea). Tam w pewnej cerkwi miał się znajdować napis gruziński. Z radością i serdecznym podziękowaniem przyjmuję od niego tę wiadomość.

Przy drzwiach Misji spotkałem woźnego od jezuitów, który miał dla mnie listy polecające. Jest on Rosjaninem emigrantem i kilka lat temu przeszedł na katolicyzm. Zaledwie pożegnałem się z nim i wszedłem do swego pokoju, gdy donieśli mi o rewizycie polskiego konsula generalnego. Po obiedzie poszedłem od razu do ormiańskiego klasztoru św. Jakuba, siedziby patriarchy ormiańskiego w Jerozolimie. Klasztor ten znajduje się u bramy Jafskiej i dawniej także należał do Gruzinów. Mamy o tym nadzwyczaj ciekawe wiadomości od podróżników, zwłaszcza Francuzów. Niewiadomo, kiedy ten klasztor przeszedł w ręce Ormian. W literaturze gruzińskiej zachowało się bardzo mało wiadomości, dotyczących tej kwestii[30].

Ojciec, do którego miałem polecenie od angielskiego archidiakona, był zajęty, ponieważ akurat w tym czasie odbywały się egzaminy w szkole. Na moje zapytanie, czy mają oni gruzińskie rękopisy powiedział najpierw, że nie ma ich wcale, a potem powiedział, że są, ale w bardzo małej ilości.

– Byłoby lepiej, powiedział, gdyby nie schizma pomiędzy Kościołem Gruzińskim a Ormiańskim. Grecy posiadają teraz większość klasztorów i musiałbym wpierw studiować historię oraz zabytki, znajdujące się w tych klasztorach.

Wyznaczył mi spotkanie na następną sobotę i obiecał przedstawić mnie Jego Świątobliwości patriarsze, a ponieważ było jeszcze za wcześnie na powrót do domu, wstąpiłem po drodze na teren rosyjskich prac wykopaliskowych tuż obok Bazyliki Grobu Pańskiego. Miejsce to należało do Etiopczyków, którzy potem odstąpili je Rosjanom, za co rząd rosyjski wybudował im drugi klasztor, który teraz znajduje się w żydowskiej dzielnicy, w jednej z bocznych ulic przy ulicy Proroków.

Tam, w tym miejscu została odkopana brama, którą prowadzono Chrystusa na Golgotę na ukrzyżowanie. Przez to doniosłe odkrycie udowodniona została autentyczność Golgoty. Musiała ona się znajdować tuż przy murze. Widziałem też tam fundamenty, starych murów, Mury teraźniejsze były wzniesione później.

Stamtąd udałem się do bazyliki Grobu Pańskiego. W bazylice było, jak zawsze, ciemno, ale ludnie. U wejścia spotkałem cesarzową etiopską w otoczeniu kilku pań i dworzan.

Nabożeństwa odbywają się tutaj w nocy, od godziny jedenastej i trwają do wpół do trzeciej nad ranem. W dawnych czasach można było potem powrócić do domu, teraz jednak trzeba tam nocować; trzeba zatem spędzić tam czas od pół do siódmej wieczorem do pół do szóstej nad ranem. Jeżeli jutro otrzymam dokument zezwalający mi na odprawianie nabożeństw w świątyniach, będę mógł odprawić je tutaj jutro wieczorem. Dzisiaj zaś, będąc pod wrażeniem Etiopii, chciałem odszukać swego znajomego Etiopczyka i udałem się do ich klasztoru. Na podwórzu było dość dużo zakonników, ale z żadnym nie mogłem się porozumieć Tylko tyle, że pokazali mi oni swoją cerkiew, w której znajdowało się wiele prawosławnych ikon. Nazwisko mego znajomego Etiopczyka było im znane, ale w żaden sposób nie mogłem się dowiedzieć, gdzie on mieszka.

Znajdowałem się w żydowskiej dzielnicy, a taka wędrówka jest bardzo ciekawa. Osoby idące przede mną rozmawiały nawet po polsku. Czując pragnienie, wstąpiłem do jakiegoś sklepu żydowskiego. Właściciel tego sklepu pochodził akurat z Kołomyi. Gdy mu powiedziałem, że spędziłem kilka dni w jego mieście ojczystym, ucieszył się bardzo i przyjął mnie jak swego rodaka. Stąd było już nie bardzo daleko do syryjskiego sierocińca, utrzymywanego przez niemiecką misję pastora Schnellera[31], zięcia słynnego uczonego Tischendorfa[32]. Zdaje mi się, że teraz nie ma tam wcale dzieci syryjskich – są natomiast Arabowie – ale zakład ten zachował jeszcze swą dawną nazwę. Przyjęto mnie bardzo życzliwie i jeden z sekretarzy, młody Niemiec, który od kilku lat pracuje tutaj, oprowadził mnie po rozmaitych zakładach. Oni mają tu wszystko i dają dzieciom praktyczną wiedzę. Tworzą z nich dzielnych szewców, stolarzy, piekarzy itd., posiadają też własną drukarnię. Z powodu ograniczeń dewizowych w ich kraju, źle się im powodzi.

Zapytuję dyrektora, pastora Schnellera, czy nie zna on przypadkiem wykształconego prawosławnego Araba, który by mógł mnie poinformować o stosunkach panujących w Kościele Prawosławnym. Dyrektor jest o tyle życzliwy, że daje mi list do pewnego znanego i poważanego w mieście lekarza.

Jest tu bardzo interesująco, ale już trzeba wracać do domu, niedługo bowiem będzie siódma. Słowa kapłana ormiańskiego zapadły mi w serce. „Byłoby lepiej, gdyby Kościoły Gruziński i Ormiański pozostały razem”. Więc i on jest wtajemniczony w pracę misyjną wśród Gruzinów emigrantów w Paryżu, prowadzoną przez tamtejszą ormiańską parafię i arcybiskupa tej parafii! Widocznie ten zamiar jest wspólny wszystkim Ormianom. Było dla mnie rzeczą bardzo ciekawą usłyszeć to i skonstatować.


Przeczytaj część 3

 



[1] Woizero Menen Astaw (1889-1962), pierwsza żona cesarza Haile Selassie I (1892-1975), którego poślubiła w 1911 r. (uwaga H. P.).

[2] Księżniczka Tenagne Work (1912-2003), najstarsza córka cesarza Haile Selassie I, żona arystokraty generała Ras Desta Damtew (1892-1937), którego poślubiła w 1932 r. (uwaga H. P.).

[3] Woizero Walatta Israel (1906-1945), pierwsza żona następcy tronu księcia Meridazmatcha Asfy Wossena (Amha Selassie, 1916-1997), którego poślubiła w 1932 r. (uwaga H. P.).

[4] Herod Antypas (22 przed Chr.-po 39), syn Heroda Wielkiego, tetrarcha Perei i Galilei od 4 r., w 39 r. został skazany na wygnanie przez cesarza Kaligulę (uwaga H. P.).

[5] Charles Sydney Gibbes (1876-1963), w latach 1908-1918 wychowawca dzieci cesarza Mikołaja II, w 1934 r. przyjął Prawosławie i złożył śluby zakonne (otrzymał imię Mikołaj), w 1937 r. powrócił do Wielkiej Brytanii, por. Ch. L. Benag, An Englishman in the Court of the Tsar: The Spiritual Journey of Charles Sydney Gibbes, London, 2000; F. Welch, The Romanovs and Mr. Gibbes, London, 2003 (uwaga H. P.).

[6] Hieromnich (gr. hieromonachos), mnich posiadający święcenia kapłańskie (uwaga H. P.).

[7] Aleksandre Cagareli (1844-1929), filolog gruziński, specjalista w dziedzinie literatury starogruzińskiej, profesor uniwersytetu w Tbilisi, o którym Grzegorz Peradze napisał: „Jako wzór dla swego życia naukowego wybrałem sobie znanego gruzińskiego uczonego, Cagareliego, który jako pierwszy poszukiwał rękopisów gruzińskich po całym świecie i zapoczątkował ich katalogowanie. Ten pionier w dziedzinie naukowego opracowania literatury starogruzińskiej był przez długi czas profesorem w Petersburgu, a zmarł zaledwie dziesięć lat temu w Tbilisi. Idąc jego śladami pragnąłem zobaczyć także to, co dla niego pod koniec XIX wieku pozostawało niedostępne”, G. Peradze, W służbie kultury gruzińskiej, przeł. A. Przybyszewska, „Przegląd Prawosławny”, 11:1996, z. 10, s. 16 (uwaga H. P.).

[8] Elżbieta Fiodorowna (1864-1918), siostra ostatniej cesarzowej Rosji Aleksandry Fiodorownej, żona wielkiego księcia Sergiusza Aleksandrowicza. Po zamordowaniu męża przez rewolucjonistów w 1905 r. założyła ośrodek miłosierdzia w Moskwie. Wrzucona przez bolszewików żywcem do szybu nieczynnej kopalni. Kanonizowana w 1992 r. (uwaga H. P.).

[9] Św. Królowa Tamara (ok. 1165-1213), władczyni Gruzji z dynastii Bagratydów (uwaga H. P.).

[10] Kazimierz Zdzisław Kurnikowski (1885-?), doktor prawa, dyplomata polski, w latach 1931-1936 był Konsulem Generalnym w Jerozolimie, od 1937 r. posłem nadzwyczajnym i ministrem pełnomocnym przy rządach republik Argentyny, Boliwii, Chile, Ekwadoru, Paragwaju, Peru i Urugwaju z siedzibą w Buenos-Aires, por. Rocznik Służby Zagranicznej. Stan na 1 kwietnia 1938 r., Warszawa, 1938, s. 119 i 198 (uwaga H. P.).

[11] Franz Zorell (1863-1947), niemiecki orientalista, jezuita, autor – między innymi – gramatyki języka starogruzińskiego (Grammatik zur Altgeorgischen Bibelübersetzung mit Textproben und Wörterverzeighnis, Rzym, 1930) (uwaga H. P.).

[12] Mt 26, 36. [Czyli: Ogrodu Oliwnego (uwaga H. P.)].

[13] Nazwany tak od imienia kalifa arabskiego Omara I (ok. 581-644), którego wojska zdobyły Syrię, Egipt i Irak, większą część Persji i w 638 r. Jerozolimę (uwaga H. P.).

[14] Wasilij Wasilewicz Wereszczagin (1842-1904), rosyjski malarz (uwaga H. P.).

[15] Serafin (Jerzy Michajłowicz Kuzniecow, 1875-1959), igumen pustelni św. Aleksego w diecezji Perm, przyjaciel i spowiednik wielkiej księżnej Elżbiety Fiodorownej, który w 1921 r. przewiózł jej zwłoki do Jerozolimy, por. G. Biriłow, Kratkoje żyznieopisanije igumiena Sierafima (Kuzniecowa). K 40-letiju so dnja konczyny, „Żurnał Moskowskoj Patriarchii”, 61:1999, z. 7, s. 41-45 (uwaga H. P.).

[16] Commemoratorium – wspomnienie pisemne, krótki opis, rodzaj kroniki (uwaga H. P.).

[17] M. Rostowcew, Russkaja archieołogija w Palestinie, „Christianskij Wostok”, 1:1912, s. 257. [Michaił Iwanowicz Rostowcew (1870-1952), rosyjski historyk starożytności, od 1917 r. na emigracji (uwaga H. P.)].

[18] Mt 24, 15-22.

[19] Ezechiasz (?-698 przed Chr.), król Judy od 727 r., przeprowadził reformę religijną, zmierzającą do centralizacji kultu (uwaga H. P.).

[20] Paul Peeters (1870-1950), belgijski orientalista, z którym współpracował Grzegorz Peradze. Por. P. Devos, Le R. P. Paul Peeters, Bruxelles, 1951. Grzegorz Peradze poznał Paula Peetersa dzięki profesorowi Heinrichowi Goussenowi i jak sam pisze, zawdzięczał tej znajomości „bardzo wiele twórczych impulsów”, por. G. Peradze, W służbie kultury gruzińskiej, „Przegląd Prawosławny”, 11:1996, z. 9, s. 9 (uwaga H. P.).

[21] Raphaël Savignac (1874-1951), francuski dominikanin, wykładowca Szkoły Biblijnej w Jerozolimie, archeolog (uwaga H. P.).

[22] Hovhannes Mecerian (1888-1965), ormiański jezuita, archeolog i historyk Kościoła, założyciel w 1923 r. kolegium św. Grzegorza Oświeciciela w Bejrucie, od 1932 r. profesor wydziału teologicznego w Bejrucie, por. H. Jalabert, Mecerian Hovhannes, [w:] Diccionario histórico de la Compañía de Jesús. Biográfico-Temático, pod red. Ch. E. O’Neili & J. M. Domínguez, Roma-Madrid, 2001, III, s. 2597-2598 (uwaga H. P.).

[23] Por. J. Mecerian, Expédition archéologique dans l’Antiochène Occidentale, Beyrouth, 1965 (uwaga H. P.).

[24] Astarta (fenickie Asztart, hebrajskie Asztorth, aramejskie Atar), w mitologii zachodnio-semickiej wielka bogini płodności ludów zachodnio-semickich, w Babilonie zwana Isztar (uwaga H. P.).

[25] Harold Jocelyn Buxton (1880-1976), w latach 1933-1947 anglikański biskup Gibraltaru (uwaga H. P.).

[26] Louis Vincent (1872-1960), francuski dominikanin, biblista i archeolog (uwaga H. P.).

[27] Felix-Marie Abel (1878-1953), francuski dominikanin, biblista i specjalista w dziedzinie geografii Ziemi Świętej (uwaga H. P.).

[28] Robert Pierpont Blake (1886-1950), amerykański bizantynista (uwaga H. P.).

[29] Roland de Vaux (1903-1971), francuski biblista, dominikanin, jeden z tłumaczy Bible de Jérusalem i członek École Biblique de Jérusalem (uwaga H. P.).

[30] A. Cagareli, dz. cyt., s. 117-120; Baumgarten travels [The Travels of Martin Baumgarten, a Nobleman of Germany, Through Egypt, Arabia, Palestine and Syria, London, 1746, 17822 (uwaga H. P.)] (z wydania 1782 r.), wyd. Churchill, London, 1907, s. 419.

[31] Johann Ludwig Schneller (1820-1896), pastor luterański, w 1860 r. założył sierociniec w Jerozolimie; jego działalność kontynuował syn Ludwig (uwaga H. P.).

[32] G. Peradze, Dokumenty dotyczące zagadnień odnalezienia i tekstu kodeksu synajskiego, „Elpis”, 8:1934, z. 2, s. 127-151. [Lobegott Friedrich Constantin Freiherr Tischendorf (1815-1874), niemiecki teolog luterański i paleograf (uwaga H. P.)].