artykuły św. męcz. arch. Grzegorza
Róże Jerychońskie - cz. 6
2010-03-05

Przeczytaj część 5

31. VII. Piątek–2. VIII. Niedziela. Jestem w klasztorze Św. Saby Uświęconego[1], w samym centrum pustyni judzkiej. Droga z Jerozolimy była bardzo uciążliwa. Biegła ona od bramy Dawida albo Syjońskiej przez „wieś krwi” (kupioną ongiś za srebrniki Judasza, patrz Mt 27, 8), potem zaś rozpoczęła się pustynia jałowa, bezwodna i bez dróg. Przyłączyłem się do karawany, którą co piątek patriarchat wysyła z prowiantem dla zakonników. Beduinom nakazano, aby mnie dobrze pilnowali w drodze i muszę stwierdzić, że nie doznałem żadnej krzywdy. Słonce paliło niemiłosiernie, po drodze nie spotkaliśmy ani jednego krzaka, nie mówiąc już o drzewach. Nie było wody, a ta, którą mieliśmy ze sobą, była już bardzo gorąca. Beduini poganiali muły i śpiewali coś w swoim narzeczu. Po drodze spotkaliśmy tabor Beduinów i zupełnie nagie dzieci rzuciły się do mnie z prośbą o „bakszysz”, ale mój przewodnik je odpędził. Nic nie było widać innego, jak morze piasku, rozpalonego słońcem, góry bez roślinności, błyszczące pod słońce od tego właśnie piasku i nie było widać granic tego morza. Ale ten widok bardzo mi się podobał.

Po jakiejś pięciogodzinnej wędrówce zeszliśmy do potoku Cedron. Teraz woda w nim prawie wyschła i można iść z jej prądem. Ten potok bierze swój początek w samej ławrze i mówią, że w czasach powtórnego przyjścia Pańskiego w tym potoku zamiast wody popłynie ogień, który spali całą kulę ziemską. Z prawej strony jest jakaś góra i mój przewodnik twierdzi, że jest to góra św. Mojżesza i znajduje się tam świątynia mahometańska. W epoce przed przyjściem Arabów znajdował się tam klasztor chrześcijański i jeden z najsłynniejszych zakonników tego klasztorów miał na imię Mojżesz. Został on potem utożsamiony z prorokiem Starego Testamentu i z tego powodu chrześcijan stąd usunięto, a ich miejsce zostało zajęte przez mahometan.

Dalej wspinamy się w górę: w kamieniach są jakby schody. Na lewo za potokiem widać w skałach pieczary z dawnych czasów. Większa ich część zaczyna się już zawalać. Sam klasztor jest otoczony wysokimi i potężnymi murami. Na wieży siedzi zakonnik i gdy zobaczy zbliżających się gości, daje znać dzwonem: są tam rozmaite dzwony, w zależności od osób i ich godności. Na dźwięk tego dzwonu odźwierny otwiera nam bramę i po przejściu wielu schodów znajdujemy się przed hallem albo pronarteksem głównego kościoła klasztornego. Tam też znajduje się duża i dobra cysterna. Nie ma tu bowiem żadnych źródeł (oprócz bardzo małego źródła św. Saby) i zakonnicy zbierają wodę deszczową w cysternach. Klasztor, zbudowany w kształcie tarasu, jest nadzwyczaj piękny. Tu żył św. Jan z Damaszku i tu układał swoje przepiękne hymny, śpiewane u nas podczas nabożeństw[2]. Jego cela została przerobiona na kaplicę. Jest tu nawet muzeum starych ikon, ale – niestety – nie ma wśród nich żadnych ikon gruzińskich. W dawnych czasach mieszkali tu Gruzini i w tak zwanym testamencie św. Saby istnieje wzmianka o nich. Mieli oni prawo czytać Ewangelię i listy apostolskie w swoim języku ojczystym[3].

Sam klasztor jest wykuty w skale w kształcie tarasu. Roztacza się stąd malowniczy widok na wąwóz potoku Cedron. Z zachodem słońca przychodzą tu nawet lisy i chwytają kawałki chleba, rzucane im przez zakonników. Dawniej żyły tutaj także ptaki św. Saby, ale teraz wszystkie zostały wystrzelane przez Beduinów. Lisów też jest już bardo mało.

Jutro chciałbym zwiedzić pieczary, dzisiaj zaś odpoczywam. Mieszkam też w pieczarze. Nad moim łóżkiem wisi skarbonka z napisem w języku francuskim, zawierającym prośbę o wrzucenie małej jałmużny „pour les misérables”: „dla nieszczęśliwych nędzarzy”. Jest mi nadzwyczaj nieprzyjemnie spotkać tutaj – bodaj czy nie w jedynym miejscu świata o tak starożytnej ascezie – taką charakterystykę zakonnika. Przecież zakonnik nigdy nie jest nieszczęśliwym, jeżeli świadomie albo z powołania wstąpił do klasztoru. Przeciwnie, jest szczęśliwy, ponieważ dąży do wewnętrznej harmonii. Być może, że to określenie pochodzi z bardzo dawnych czasów i ten, który po raz pierwszy je sformułował, chciał w ten sposób wskazać na wielką skromność naszego prawosławnego monastycyzmu… Staram się w panującej tutaj ciszy zrozumieć wzniosłość i świętość tej myśli… Słychać, jak ktoś kręci się po werandzie i nagle wpada do mnie bez pukania jakiś półnagi Beduin, żądając „bakszyszu”. Widocznie wykorzystał chwilę w której wyładowywano produkty i gdzieś się schował. Wyrzucam go za drzwi i zamykam je.

Mieszka tu dwóch zakonników Rosjan: jeden prosty chłop, bardzo pracowity i już w podeszłym wieku, drugi zaś stosunkowo młody, który pełni obowiązki intendenta.

O godzinie jedenastej w nocy zaczynają się tutaj nabożeństwa i trwają aż do godziny czwartej. Przed jedenastą rozlegają się dźwięki dzwonu, wstaję więc i wychodzę na werandę: noc jest cudowna, ciepła i cały klasztor jest pogrążony w kolorze blado srebrzystym. Białe skały, pieczary i sama świątynia przybierają się w kolory tej cudownej nocy niezwykłego blasku, jakby aureoli świętości. Podczas takich cudownych nocy grzechem byłoby spanie: trzeba czerpać natchnienie, trzeba oddawać się kontemplacji, trzeba śpiewać hymny, trzeba się modlić…

Spędziłem tam dwie takie cudowne noce i zawsze wspominam je z tęsknotą.

Rano po nabożeństwie piliśmy kawę na werandzie nad potokiem Cedron, a potem zakonnicy udali się na spoczynek. Ja zaś poprosiłem, żeby otworzono mi bramę i poszedłem błąkać się po pieczarach. Niedaleko od bramy znajduje się duża wieża, posiadająca wewnątrz kilka pokoi. Przyjmowane są tam kobiety, którym wstęp do klasztoru jest zabroniony. Znajdowałem się dość daleko od klasztoru, gdy nagle zauważyłem tego samego Beduina, którego wyrzuciłem z pokoju. Szedł za mną, chcąc może zemścić się za wczorajszą obrazę. W pobliżu nie było nikogo, droga prowadząca do Morza Martwego też była martwa, nie było nawet widać klasztoru, ani jego wieży. Zanim zdążył podejść do mnie, już wołał, że chce bakszyszu. Powiedziałem mu, że jutro otrzyma ode mnie ten bakszysz, teraz zaś niech mnie oprowadzi po pieczarach. Ton miałem spokojny, nawet uśmiechałem się do niego. On nie widział, czy ma mi wierzyć, czy też nie. W tym samym momencie ukazał się zakonnik, idący z klasztoru. Okazało się bowiem, że z wieży zauważono tego Beduina i posłano zakonnika, aby mnie pilnował. Zobaczywszy zakonnika, Beduin odszedł.

Zakonnicy są tutaj nadzwyczaj fanatyczni. Żyją oni poza czasem i to, co się dzieje na świecie, wcale ich nie obchodzi. Jeden z nich opowiada mi, że rok temu zmarł patriarcha Damian. „Jak to rok temu? – wtrąca drugi zakonnik, zesłany tutaj kilka lat temu z Jerozolimy na pokutę – Pięć lat temu!” – „Co ty mówisz?” – odpowiada pierwszy tonem nie tyle zdziwionym, co niepewnym i bezradnym.

W takiej atmosferze niesłychanie pracuje wyobraźnia. Gdy gdzieś na korytarzu napotkałem kota i chciałem go pogłaskać, jeden z zakonników zrobił mi bardzo surową wymówkę. Powiedział, że według nauki św. Bazylego[4] kot jest symbolem kobiety, ponieważ ma w sobie dużo kobiecości. Ten, kto dotknie kota, jest w ciągu trzech dni nieczysty, a jeżeli w tym czasie umrze, to od razu idzie do piekła. Ja się nawet poważnie obawiałem, że z tego powodu nie zostanę wpuszczony do refektarza i otrzymam jedzenie u siebie w pokoju.

Klasztor św. Saby jest bardzo bogaty, posiada dużo ziemi. Ongiś należała do niego cała pustynia. Teraz pustynia w Palestynie jest droższa od placów w Paryżu. Przypominam sobie głośną kilka lat temu historię. Żydzi chcieli urządzić plantacje w jednej z dolin w pobliżu Morza Martwego. Dolina ta miała co najmniej piętnaście kilometrów długości i przy należytej uprawie dawałaby niezwykle bogate plony. Ta pustynia, która niby nie miała właściciela, od razu otrzymała nawet trzech właścicieli. Pierwszym był rząd angielski, na tej zasadzie, że całe terytorium należy do niego. Drugim byli Beduini, którzy może raz na rok wędrowali przez tę pustynię i zatrzymywali się tutaj na kilka tygodni. Trzecim wreszcie właścicielem był klasztor św. Saby. Pomimo tego, że klasztor nie miał żadnych dokumentów, sąd uznał jego rację i przyznał mu połowę tej pustyni na własność, druga zaś połowa została oddana Beduinom. Żydzi teraz rzekomo daliby wszystko, aby odkupić ten teren od klasztoru, ale na razie chcą go otrzymać za darmo.

Klasztor św. Saby, który jest bardzo szanowany i znany w świecie prawosławnym, posiadał przed wojną majątki niemal na całej ziemi. W Gruzji należały do niego całe wsie.

Moim pragnieniem jest zobaczyć bibliotekę. Znajduje się ona w wieży, do której dostęp jest utrudniony z powodu wielkiej ilości schodów. Nie wszystkie rękopisy zostały stąd zabrane do patriarchatu i Cagareli w swoim czasie widział tu jeden rękopis gruziński[5]. Nie mam jednak szczęścia, gdyż klucz od biblioteki rzekomo zabrał ze sobą jeden z zakonników, który aktualnie znajduje się w Betlejem. Tak zwykle mówią w klasztorach, gdy komuś nie chcą pokazać swoich zbiorów.

Mieszka tu pewien zakonnik Grek, pochodzący z Kaukazu, który podobno mówi po gruzińsku i nawet czasami śpiewa na nabożeństwach w języku gruzińskim. Niestety, jego też teraz nie ma w klasztorze.

 

2. VIII. Niedziela. Bardzo wcześnie z rana po nabożeństwie opuściłem klasztor. Pewien Beduin ma mnie odprowadzić do Jerozolimy. Wybrałem inną drogę, ponieważ mam zamiar po drodze wstąpić do klasztoru św. Teodozego[6], który to święty był jednym z trzech wielkich zakonników Palestyny (dwaj pozostali, to Saba i Eutymiusz[7]). W dawnych czasach był tam bardzo duży klasztor, w którym między innymi mieszkali ludzie narodowości Besskiej (Bessowie)[8]. Kwestia ich przynależności etnicznej nie została dotąd rozstrzygnięta: niektórzy badacze przypuszczają, że pochodzili oni od Gruzinów, inni że od Besarabów, a jeszcze inni, że od mieszkańców Tessali[9].

Obecnie mieszka tam tylko igumen ojciec Wawrzyniec z jednym nowicjuszem, ale igumena nie ma w klasztorze. Zbierał on dla muzeum klasztornego rozmaite stare armaty, kule i tym podobne rzeczy, pochodzące z czasów wielkiej wojny. Wskutek tego został zadenuncjowany przez Arabów mahometan wobec władz angielskich, że przechowuje u siebie broń. Został zawieszony w urzędowaniu, a nawet ten osiemdziesięcioletni starzec, ku wielkiemu oburzeniu wszystkich chrześcijan Jerozolimy, został osadzony w więzieniu i musiał stawać przed sądem na środku sali w klatce, tam, gdzie zwykle stoją „mahbuzi”, czyli złodzieje, w otoczeniu policjantów. Będąc w Jerozolimie poszedłem zobaczyć tę salę sądową, w której odbywał się sąd nad sędziwym archimandrytą. W klasztorze zastępuje go teraz drugi zakonnik. Mówią, że ojciec Wawrzyniec został uniewinniony i w najbliższych dniach ma powrócić do klasztoru.

Główny kościół klasztoru został zniszczony w czasie wojny i pozostały z niego tylko ruiny. Wchodzę do krypty, gdzie znajduje się mogiła św. Teodozego i są zebrane kości innych zakonników. Tam właśnie odbywają się teraz nabożeństwa. Na podwórzu klasztornym leżą stare kule, armaty i zardzewiałe karabiny.

Z Beduinem miałem dużo kłopotów. Kilka razy po drodze podwyższał mi cenę grożąc, że w przeciwnym wypadku pozostawi mnie samego na pustyni, oprócz tego we „wsi krwi” w pierwszej lepszej knajpie najadł się i ja musiałem uregulować jego rachunek, a przy bramie jafskiej kupił sobie duże pudełko papierosów, za które ja – oczywiście – musiałem zapłacić.

 

4. VIII. Wtorek. Profesor namówił mnie, abym pojechał do Magdali na odpoczynek. Tam, w rosyjskiej posiadłości, istnieją podobno rozmaite cudowne źródła lecznicze, przeważnie na choroby nerek. On sam mieszkał tam kilka tygodni i twierdzi, że wody w Magdali mają tę samą wartość, co wody mineralne w Vichy. Dałem się namówić. W bibliotece patriarchatu prawie już skończyłem pracę, a patriarchy nie ma jeszcze w Jerozolimie. Mam zamiar powędrować trochę, o ile to będzie możliwe, po Galilei.

Pociąg nasz, jadący do Hajfy, był zapchany ludźmi. W Lidzie wsiadło dużo Żydów. Naprzeciwko mnie siedział jakiś Arab, który jechał ze mną z Jerozolimy i wiedział, że jestem Gruzinem. Do Żydów był usposobiony bardzo życzliwie. Dowiedzieli się oni od niego o mojej narodowości i oto nagle dwóch młodzieńców, ubranych w mundury żydowskich skautów, podeszło do nas i jeden z nich zwrócił się do mnie w języku gruzińskim, ale w narzeczu zachodnim. W Ziemi Świętej mieszka ich bardzo dużo. W Tel Awiwie mają oni swoją własną dzielnicę, a po drodze do Hajfy istnieje nawet cała wieś Beniamino, zamieszkała przez Żydów gruzińskich. Zapraszają mnie nawet do tej wsi i proponują, żebym przyjechał do nich do Tel Awiwu.

Na naszą rozmowę, prowadzoną w języku gruzińskim, zwracają uwagę inni pasażerowie. Gdy jeden z nich dowiaduje się, że Żydom gruzińskim dobrze powodziło się w Gruzji i że oni tęsknią za Gruzją, powiada: „Żydom wszędzie powinno się bardzo źle powodzić, gdyż wtedy będą oni dążyli do przeniesienia się do Palestyny”.

 

5. VIII. Środa–10. VIII. Poniedziałek. Mieszkam w Magdali i odpoczywam. Jest tu bardzo prymitywnie: urządziłem sobie łóżko pod jakimś drzewem, obok źródła wody mineralnej, i jestem albo w łóżku, albo w wodzie. Żywię się wyłącznie rybami.

Znajduje się tutaj posiadłość rosyjska, leżąca nad brzegiem morza Tyberiadzkiego, właśnie w tym miejscu, gdzie odbywał się cudowny połów ryb[10] i gdzie Chrystus chodził po morzu, jak po ziemi[11]. Tutaj również odbyła się Jego ostatnia rozmowa z uczniami po Zmartwychwstaniu, szczególnie zaś ten piękny dialog z Piotrem[12]. Stąd też pochodziła Maria Magdalena. Istnieją trzy Magdale: arabska wieś na górze, stara kolonia żydowska odległa o jakieś trzy kilometry stąd oraz ta posiadłość. Mieszka tu jeden nowicjusz, który zakłada na bardzo dobrej ziemi plantacje grejpfrutów; mieszka z nim jeden robotnik. Nowicjusz nie jest jednak zadowolony i ma zamiar uciec stąd do Syrii. Mieszkają tu jeszcze trzy starsze kobiety, które wybudowały sobie małe domki. Żydzi chcą, oczywiście, przejąć ten majątek, i nawet wytoczyli Misji Rosyjskiej proces sądowy. Sądzili, że skoro Misja nie posiada żadnych dokumentów (wszystkie są bowiem przechowywane w Leningradzie), to przegra ona ten proces. Jednak dzięki tym kobietom, mieszkającym tutaj od samego początku wojny, Misja wygrała ziemię ogrodzoną, natomiast ziemia znajdująca się poza płotem i też należąca do Misji, przeszła w posiadanie rządu. W dawnych czasach były tutaj stawy oraz letnisko Heroda[13]. Jest też bardzo dużo źródeł wody mineralnej, a poza tym bardzo ładny ogród, pełen drzew owocowych oraz gęste zarośla bananów i wysokie palmy daktylowe, stojące nad samym morzem. Zazdroszczę tym, którzy tutaj mieszkają. Rybacy codziennie przynoszą świeże ryby. W odległości czternastu kilometrów znajduje się Betsaida, ojczyzna Piotra, a obok Betsaidy leży Kafarnaum, za którym wznosi się Góra Błogosławieństw. Hen zaś, bardzo daleko, widać na górze Safad[14]. Nawet, gdy jestem w łóżku, do późnych godzin widzę tam światła. To właśnie miasto Chrystus miał na myśli, gdy powiedział, że trudno jest ukryć się miastu, zbudowanemu na górze[15].

Przez całe noce słychać strzelaninę, natomiast w ciągu dnia po autostradzie, która ciągnie się wzdłuż marnego płotu, bez przerwy jeżdżą żołnierze w kierunku Safadu.

 

11. VIII. Wtorek–16. VIII. Niedziela. Tyberiada. Po dobrze spędzonych w Magdali dniach kuracji, zatrzymałem się na kilka dni w Tyberiadzie, tym centrum kultury żydowskiej w średniowieczu. To tutaj żyli i Rabbi Akiba[16], i filozof Majmonides[17], i inni, tutaj również kwitła słynna szkoła rabinacka. Również dzisiaj dziewięćdziesiąt procent wszystkich mieszkańców stanowią Żydzi. Wkrótce jednak po swym założeniu miasto owo było pogardzane i unikane przez Żydów, ponieważ zostało zbudowane na miejscu dawnych cmentarzy. Z tego powodu Herod musiał je zaludnić „grzesznymi i marnymi” Galilejczykami[18]. Nawet Chrystus, jak widać z Ewangelii, nigdy tutaj nie był: czy unikał On tej miejscowości, czy też jedynie przez przypadek Jego obecność w Tyberiadzie nie została odnotowana w Ewangeliach? Żydzi mieszkają teraz przeważnie na górze, która wznosi się nad miastem. Natomiast w starym mieście, nad brzegiem jeziora Genezaret, pozostali ci Żydzi, którzy mieszkają tutaj od czasów samego średniowiecza.

Dom Rosyjski stoi nad samym brzegiem i jest wzniesiony na ruinach jakiejś potężnej budowli średniowiecznej. Możliwe, że w dawnych czasach, jak sądzi profesor Rostowcew, znajdowała się tutaj przystań[19]. Naprzeciwko Domu Rosyjskiego przez ulicę soi duży gmach grecki, należący do patriarchatu greckiego. Jest to duża, potężna budowla, pochodząca z czasów krzyżowców.

Tyberiada nie straciła jeszcze swego dawnego charakteru z czasów wypraw krzyżowych, natomiast miasto zbudowane przez Heroda znajduje się o kilka kilometrów w kierunku południowym. Tam, gdzie znajdują się siarczane źródła gorącej wody, stoi „hamam”, to znaczy łaźnia, a nad nią wznosi się potężny gmach, jakby zamek średniowieczny, w którym mieści się szkoła rabinacka. Tutaj są też groby wielkich rabinów.

Upał panuje okropny, jesteśmy przecież poniżej poziomu morza. Przez cały dzień Arabowie leżą w jeziorze Genezaret i z werandy mego pokoju widać ich ciemnobrązowe ciała. Widać też, jak wyrostki chodzą po brzegu i pilnują, aby żaden Żyd nie wszedł do wody. Nie ma obaw! Żydzi siedzą zamknięci w swych domach i wychodzą tylko wtedy, gdy zobaczą policjanta spacerującego nad brzegiem. Niedaleko meczetu jest synagoga żydowska. Policja zbiera Żydów i odprowadza ich do synagogi, a potem z powrotem do domów. Muszą się oni czuć jak w piekle, zamknięci tak przez całe dnie w rozpalonych murach. Mieszkańcy tej starej dzielnicy pozostawiają własne mieszkania i pod eskortą policji przeprowadzają się do nowej dzielnicy żydowskiej na górze, tutaj zaś pozostają tylko staruszkowie, aby umrzeć na dawnym miejscu. Chyba już nikt nie wyrządzi im krzywdy. Zresztą, kto to wie? Przez całe noce trwa strzelanina i nawet w dzień rzucane są bomby, lecz pochodzenia tych bomb nikt nie zna. W stosunku do mnie Arabowie są bardzo grzeszni, nazywają mnie „padre” i z szacunkiem ustępują mi z drogi na ulicy. Jeden z nich nawet wziął mnie w obronę przed wyrostkami na ulicy, którzy pędzili za mną i chcieli dostać bakszysz, oraz wypowiedział przy tym aforyzm: „Osoba duchowna nie daje bakszyszu, osoba duchowna błogosławi”.

Miałem zamiar chodzić systematycznie do łaźni, gdyż tutejsze źródła mają być bardzo dobre na artretyzm, reumatyzm i tym podobne choroby, lecz ten „hamam” (łaźnia) znajduje się kilka kilometrów stąd, wprawdzie idzie się cudowną drogą między morzem i skałami, ale niebezpieczną. Już pierwszego dnia jakiś pasterz, który na mój widok zszedł ze skał, wyrwał mi ręcznik z rąk. Na drugi dzień jakaś kobieta z kijem w ręku uganiała się za mną po tej drodze, na której nie było akurat widać żadnych przechodniów. Na szczęście jakiś samochód, jadący do miasta, zabrał mnie ze sobą. Nie chciałem mieć więcej żadnych przygód i siedziałem w domu.

Wschód żyje otwarcie i jest nadzwyczaj niedyskretny. Lokatorzy Domu Rosyjskiego – Arabowie – mieszkają na dużej wspólnej werandzie. Kilka zupełnie sobie obcych rodzin je, pije i śpi na tej werandzie, niemal bez żadnego skrępowania.

W Tyberiadzie mieszka i pracuje pewien Gruzin, potomek królów gruzińskich. Jego siostrę, księżnę Anastazję Mikołajewną Gruzińską, znałem już od dawna. Przeszła ona na katolicyzm i pisała popularne uczuciowe prace, zmierzające do zbliżenia z Kościołem katolickim. Zmarła kilka lat temu na emigracji[20]. Druga jego siostra podobno posiadała w swym majątku pod Moskwą bogaty zbiór rękopisów gruzińskich. Zanotowałem sobie adres tego majątku i mam zamiar przy okazji jakoś sprawdzić, czy wszystko tam jeszcze się zachowało. Najciekawsza jest jednak dla mnie wiadomość o pewnej zagadkowej Gruzince, zakonnicy w Jerozolimie, która zmarła trzy lata temu. Nikt nie wie, jak się ona nazywała. O niej samej i o jej bogobojnym życiu już słyszałem, będąc w Jerozolimie, teraz natomiast dowiedziałem się ciekawą nowość. Książę znał ją dobrze, to też umierając zostawiła mu swoje książki, które muszą się jeszcze znajdować w Jerozolimie u pewnej osoby. Książę Gruziński daje mi adres tej osoby i pozwala mi wybrać z tych książek wszystko, co jest mi potrzebne, i zabrać ze sobą do Warszawy. Może na jakiejś książce zanotowane jest jej nazwisko i w ten sposób będę mógł się czegoś dowiedzieć o tej ostatniej gruzińskiej zakonnicy w Ziemi Świętej.

 

16. VIII. Niedziela. Opuszczam Tyberiadę i wyjeżdżam do Jerozolimy przez Hajfę: po drodze mam się zatrzymać w Nazarecie. Piękna droga ciągnie się wzdłuż nowozasadzonego lasu. Z powodu niebezpieczeństw na tej drodze jedzie z nami cały pluton żołnierzy, a zarazem dużo samochodów prywatnych i towarowych. Wszystko to razem wyrusza codziennie o godzinie ósmej rano, oprócz soboty. Droga prowadzi przez górę Hittin, gdzie krzyżowcy ponieśli klęskę i musieli w 1187 roku oddać Ziemię Świętą Saladynowi. Przejeżdżamy także przez Kanę, gdzie nasz Zbawiciel dokonał swego pierwszego cudu[21]. W tej wsi droga biegnie wzdłuż ogrodów. Spoza niskich płotów wyglądają dojrzałe granaty, a brunatne dzieciaki stoją z owocami na drodze, lecz samochody się nie zatrzymują. Z prawej strony widać klasztor prawosławny, zbudowany na miejscu dokonanego cudu.

W Nazarecie nasz autobus zatrzymał się niedaleko od bazyliki, przy samym źródle, nazywanym źródłem Matki Boskiej. Obecnie źródło to otacza wspaniały mały ogródek kwiatowy, urządzony i ofiarowany Nazaretowi przez pewną Angielkę. O kilka kroków dalej na górze stoi piękna bazylika prawosławna.

Nabożeństwo dopiero się rozpoczynało, gdy wszedłem do bazyliki. Odprawiano je w języku arabskim. Śpiewał chór tamtejszej szkoły arabskiej. Od razu zauważył mnie zakrystian i zaprosił do prezbiterium.

Na miejscu bazyliki znajdowało się za czasów Matki Bożej źródło, dotąd istniejące, i tutaj miało miejsce Zwiastowanie. Według przekazów apokryficznych Anioł ukazał się Matce Boskiej, gdy przyszła tutaj rano po wodę. Według innych wersji, Zwiastowanie odbyło się w domu Józefa. Obecnie znajduje się tam bazylika katolicka[22].

Po nabożeństwie wszyscy obecni schodzili do małej nawy, znajdującej się z lewej strony o kilka schodów niżej, i czerpali wodę. Źródło to dla użytku ludu jest otwarte również na zewnątrz, od strony rynku.

Pomiędzy bardzo starymi i dość artystycznie wykonanymi obrazami oraz freskami, wiszą tutaj na ścianach groszowe obrazy na błyszczącym papierze, które można nabywać na targach ludowych. Z wielką przyjemnością konstatuję, że ich treść przeważnie dotyczy Zwiastowania. Jak to byłoby dobrze – wszak tutaj byłoby na to odpowiednie miejsce – gdyby udało się zebrać kopie wszystkich obrazów przedstawiających Zwiastowanie i ozdobić nimi ściany. Nie ma trudniejszego tematu do malowania, jak Zwiastowanie, trzeba bowiem operować farbami, które przechodzą w eter, łączą się ze słońcem albo z błękitem powietrza. Ciekawe jest, że malarze angielscy bardzo lubią ten temat. Przypominają mi się także Fra Angelico[23] i polscy malarze średniowieczni z Krakowa[24].

Tutaj, niestety, nie widać ręki artysty. Nad ołtarzem zrobiona jest mała kopuła, a nad nią krzyż franciszkański. Każdy, kto nie zna historii tej bazyliki, może odnieść wrażenie, że została ona zbudowana przez ludzi Zachodu. Na suficie, nieco dalej od ołtarza, znajduje się wyobrażenie Ducha Świętego w postaci gołębicy, wykonane z kamienia, ale bez głowy. Bardzo mi jest przykro skonstatować ten fakt i zwracam na to uwagę miejscowego archimandryty.

Archimandryta życzliwie zaprasza mnie do siebie i pozostaję u niego do następnego dnia.

 

17. VIII. Poniedziałek. Archimandryta pomógł mi w odszukaniu samochodu. Pociąg z Hajfy do Jerozolimy odchodzi o godzinie ósmej. Szofer obiecał zdążyć na ten pociąg, tymczasem spóźniliśmy się o kilka minut i pociągu już nie ma. Muszę czekać do godziny wpół do pierwszej. Poszedłem przejść się po mieście, a potem usiadłem w małej kawiarence i tu spotkałem pewnego Żyda z Gruzji, który jeszcze dobrze mówi po gruzińsku.

 

21. VIII. Piątek[25]. Byłem wreszcie u patriarchy. Mieszka on s swojej rezydencji letniej w Małej Galilei. Według niego będzie bardzo trudno otrzymać jakiś teren dla zbudowania klasztoru gruzińskiego nad brzegiem Jordanu. Gruzini nie mają przecież w Jerozolimie żadnego klasztoru. Nie ma również pielgrzymek z Gruzji – mówi patriarcha. Pragnę więc podejść do tej kwestii z innej strony: przecież Gruzini mają tutaj w Ziemi Świętej taką wielką przeszłość i w imię tej przeszłości oraz odrodzenia tej tradycji patriarchat grecki musi swym autorytetem pomóc nam w tej sprawie.

Należy więc udać się do czynników rządowych, które z patriarchatem liczą w pierwszym rzędzie jako z osobą prawną, posiadającą wielkie tereny. Co jednak znaczą owe wielkie tereny? Jedna mała reforma rolna może patriarchatowi odebrać te prawa. Któż wówczas będzie ich bronił?

Byłem też u tej osoby, która miała przechowywać książki gruzińskiej księżniczki, tej ostatniej zakonnicy. Osoba ta przebywa razem z Rosjankami (starszymi już kobietami) w pewnym przytułku rosyjskim dla pielgrzymów. Mieszka tam razem może ze sto kobiet. W jednej bardzo dużej sali każda ma miejsce na łóżko, a poza tym jest kilka pokojów, w których mieszkają pojedyncze kobiety z lepszych rodzin.

Wczoraj byłem tam. Akurat o tej porze odmawiano modlitwę do Matki Bożej. Jednak z kobiet czytała modlitwę, a pozostałe śpiewały. Jest im teraz bardzo ciężko, mieszkają tutaj od samego początku wojny. Jedyną pociechę znajdują tylko w modlitwie…

Dowiedziałem się od owej pani, że już rok temu oddała ona te książki do biblioteki Misji Duchownej. Sama udała się ze mną do bibliotekarza, ale – niestety – mimo kilkugodzinnych poszukiwań nie mogłem znaleźć tych książek. Od tej pani dowiedziałem się także, że spowiednikiem tej zakonnicy gruzińskiej był ojciec Serafin. Mam zamiar udać się do niego, może nawet jutro.

Byłem u ojca Serafina. Niestety, on też nie wie, jak ona się nazywała. Opowiada mi o świętości i czystości jej życia. Musiała mieć znacznie ponad osiemdziesiąt lat. Każdą noc spędzała na modlitwie przy Grobie Pańskim. Ojciec Serafin dał mi odpis swego kazania, wygłoszonego podczas jej pogrzebu.

  



[1] Św. Saba Uświęcony, zwany Jerozolimskim (439-532), asceta, w 462 r. zamieszkał w grocie skalnej, w 482 r. założył na stromym brzegu potoku Cedron klasztor Mar Saba (uwaga H. P.).

[2] Św. Jan z Damaszku (ok. 675-749), Ojciec Kościoła, teolog, jeden z największych poetów języka greckiego, obrońca kultu ikony (uwaga H. P.).

[3] A. Dmitrijewskij, Opisanije liturgiczeskich rukopisiej chranjaszczychsja w bibliotiekach prawosławnogo wostoka, T. I: Ta tupika, Kijew, 1895, s. 222-224.

[4] Św. Bazyli Wielki (ok. 329-379), pisarz wczesnochrześcijański, Ojciec Kościoła, od 370 r. biskup Cezarei w Kapadocji (uwaga H. P.).

[5] A. Cagareli, dz. cyt., s. 127.

[6] Św. Teodozy Wielki (424-529), asceta, w 454 r. zaczął żyć w jaskini, w 493 r. został przełożonym wszystkich klasztorów w Ziemi Świętej (uwaga H. P.).

[7] Św. Eutymiusz Wielki (377-473), asceta, w 356 r. rozpoczął życie pustelnicze w Palestynie (uwaga H. P.).

[8] Bessowie, jedno z plemion trackich, zamieszkujących wschodnią część Półwyspu Bałkańskiego (uwaga H. P.).

[9] J. Tomaschek, Über Bessoi, „Wiener Zeitschrift für die Kunde des Morgenlandes“, 4:1890, s. 166; Ijeromonach Fieodosij Ołtarżewskij, Palestinskoje monaszetswo c IV-VI st., [w:] Prawosławnyj Palestinskij Sbornik, Petersburg, 1896, tom 44, s. 110, 310; P. Peeters, La version ibéro-arménienne de l’autobiographie de Denys l’Aréopagite, „Analecta Bollandiana”, 31:1912, s. 288.

[10] Łk 5, 6.

[11] Mt 14, 22-32.

[12] J 21, 15-17.

[13] Herod I Wielki (73 przed Chr.-4), w latach 39-4 król Judei z łaski Rzymu (uwaga H. P.).

[14] Miasto Safad leży na wysokości 850 m. nad poziomem morza; teren zamieszkały przynajmniej od V w. przed Chrystusem (uwaga H. P.).

[15] Mt 5, 14.

[16] Rabbi Akiba ben Józef (ok. 50-135), uczony Żyd tanaita (komentator Tory), nie pozostawił żadnych dzieł, wywarł jednak wpływ na kształtowanie się judaizmu, zginął z rąk Rzymian za poparcie powstania Bar Kochby (uwaga H. P.).

[17] Majmonides (Mosze ben Majmon), zwany Ramban (1135-1204), największy żydowski badacz Talmudu, filozof i lekarz (uwaga H. P.).

[18] Herod Antypas zbudował Tyberiadę w okresie między 17 i 22 r. (uwaga H. P.).

[19] M. Rostowcew, dz. cyt., s. 260-261.

[20] Nie udało się ustalić o kogo chodzi, gdyż w genealogii gruzińskiej rodziny panującej nie występuje żadna Anastazja Mikołajewna Gruzińska. Prawdopodobnie jest to błąd powstały w wyniku skojarzenia z wielką księżniczką Anastazją Mikołajewną Romanową (1901-1918), najmłodszą córką ostatniego cesarza Rosji Mikołaja II, zamordowaną wraz z całą rodziną przez bolszewików i kanonizowaną w 2001 r. Po zamordowaniu rodziny Romanowów kilka kobiet podawało się za Anastazję, która rzekomo miała przeżyć egzekucję. Historia cudownie ocalonej księżniczki, bardzo popularna w latach dwudziestych i trzydziestych, stała się motywem kilku filmów (uwaga H. P.).

[21] J 2, 1-2.

[22] Łk 1, 28; Protoewangelia Jakuba, rozdział 11, wydanie Ch. Michel, [w:] Evangiles apocryphes, Paris, 1924, I, s. 22-24. [Apokryfy Nowego Testamentu, pod red. M. Starowieyskiego, Kraków, 20053, I, s. 277-278 (uwaga H. P.)].

[23] Fra Angelico (Guido di Petro da Muguello, 1387-1455), włoski dominikanin, malarz (uwaga H. P.).

[24] Autor mógł mieć na uwadze fresk „Zwiastowanie” z klasztoru franciszkanów w Krakowie z około 1450 r. lub „Zwiastowanie” w ołtarzu kościoła św. Michała na Wawelu z 1517 r., por. Historia sztuki polskiej, pod redakcją T. Dobrowolskiego & W. Tatarkiewicza, Kraków, 1962, I, s. 353, 413 (uwaga H. P.).

[25] W opublikowanym tekście brak zapisów z dni 18-20. VIII. Można przypuszczać, że Grzegorz Peradze w tych dniach pracował w bibliotekach patriarchatu (uwaga H. P.).