Dziennik z podróży do Ziemi Świętej i Syrii został opublikowany w czterech różnych czasopismach, a mianowicie: „Słowo”, „Orieny im Bild”, „Wschód-Orient” oraz „Wiadomości Metropolii Prawosławnej w Polsce”. Dziennik przez długie lata był znany jedynie w tej części, która została opublikowana w trzech pierwszych czasopismach. Autor w artykule podsumowującym swoją drogę życiową i zatytułowanym „W służbie kultury gruzińskiej” także pisze wyłącznie o publikacji w „Słowie”. W grudniu 2005 r. pan Tomasz Kuprianowicz poinformował mnie, że w gazecie „Wiadomości Metropolii Prawosławnej w Polsce” z 1939 r. znajduje się dalszy ciąg „Dziennika” (ponad dwadzieścia lat temu przejrzałem jedynie pierwsze numery tego czasopisma i doszedłem do wniosku, że św. Grzegorz Peradze nic w nim nie opublikował). Trudno było znaleźć komplet „Wiadomości Metropolii Prawosławne w Polsce” z 1939 r., co ostatecznie udało się, gdyż w Polsce znajduje się tylko jeden komplet tego czasopisma. „Dziennik”, z pewnymi brakami (zapiski z siedemnastu dni prawdopodobnie nigdy nie zostały opublikowane), ma ogromne znaczenie dla dziejów chrześcijaństwa w Gruzji i dla historii Ziemi Świętej. Tytuł „Róże Jerychońskie” pojawił się w przypisie do publikacji fragmentu „Dziennika” w czasopiśmie „Wschód-Orient”, zapowiadającym publikację w najbliższym czasie całego tekstu pod tym właśnie tytułem. „Dziennik” był pisany w 1936 r., kiedy to pisanie dzienników z podróży wyszło już z mody. Na uwagę zasługuje znakomity styl autora, zdradzający duży talent literacki, oraz ogromna ilość informacji i szczegółów.
Podróż do Ziemi Świętej i Syrii trwała od 5 lipca do 25 września 1936 roku. Prawdopodobnie nie zostały opublikowane dwa fragmenty dziennika, a mianowicie od 30 sierpnia do 10 września oraz od 22 do 25 września, to znaczy odnoszące się do podróży z Palestyny do Syrii oraz do wizyty w Lataki.
Dziennik był prowadzony bardzo szczegółowo i ma ogromne znaczenie dla dziejów chrześcijaństwa gruzińskiego. W czasie pobytu w Palestynie o. Grzegorz Peradze spisał z rękopisów gruzińskich ksiąg liturgicznych notatki poczynione przez pielgrzymów i wydał je w formie odrębnej pracy naukowej.
Z niezwykle bogatego materiału, jaki zawarty jest w dzienniku, pragnę zwrócić uwagę jedynie na te fragmenty, które odnoszą się do spraw gruzińskich.
Już na początku dziennika autor zwraca uwagę na dużą ilość ornamentów w kształcie krzyży, umieszczonych na zewnętrznych ścianach katedry ormiańskiej. Krzyże te są bardzo podobne do krzyżów z okolic Parchali i Opizy[4] w Gruzji, więc badania archeologiczne tego klasztoru muszą być zaczęte od badania tych krzyży.
W czasie, gdy robiłem zdjęcia, przyszedł jakiś pan z Jerozolimy i pytał o mnie. Okazał się Gruzinem o nazwisku Dymitri Cchondia[5], posiadającym obywatelstwo syryjskie. Jestem przekonany, że sama Opatrzność Boska skierowała go do mnie. Umie on fotografować, więc oddaję mu aparat. Utrzymuje się z medycyny i posiada w Jerozolimie sporo pacjentów. Nowicjusze nieraz chorują na żołądek. Znajomość więc z lekarzem i dla samego archimandryty nie może pozostać bez korzyści.
Przez całe przedpołudnie byliśmy zajęci fotografowaniem. Ten klasztor jest opisany niemal przez wszystkich podróżników, to też nie będę powtarzał tego wszystkiego. Mam zamiar wydać większą rozprawę o pomnikach sztuki gruzińskiej, ale o jednej rzeczy warto byłoby tutaj wspomnieć.
W cerkwi, niedaleko od wejścia, z lewej strony znajduje się wejście do małego budynku. Tam pokazują miejsce, gdzie rosło drzewo, z którego zrobiony był Krzyż. Ściany są zawieszone ikonami wykonania przeważnie rosyjskiego. Tylko jeden bardzo stary obraz zwraca moją uwagę. Jest to niby mapa Ziemi Świętej. Są na nim namalowane rozmaite miejscowości, tak samo jak na słynnej mapie z Madaby[6], Wszak my wiemy o świętej geografii Palestyny tak mało i posiadamy tak mało źródeł, że poważna rozprawa o tym obrazie byłaby dla nauki bardzo pożądana.
Po raz drugi jestem w cerkwi, dziś odnalazłem dwa nowe napisy: jeden pod świętym ołtarzem a drugi pod artystycznie wykonanymi obrazami Panselinosa, malarza z klasztoru św. Dionizego na Atosie (XIII-XIV wiek)[7]. Jego obrazy, o charakterystycznych twarzach bizantyjskich, świadczą o wielkim talencie i kulturze artystycznej oraz są bardzo cenione. Podłoga mozaikowa urywa się gdzie niegdzie, ustępując miejsca zwykłym płytom kamiennym. Czy nie są to kamienie nagrobne? Na wielu z nich istnieją nawet ślady napisów, ale już niemożliwe jest cokolwiek przeczytać. Możliwe, że jest tam także grób św. Joanna Prochore, założyciela (albo restauratora), tego klasztoru (XI wiek) oraz innych, których nazwiska się przechowały, a może także naszego genialnego poety, Szoty Rustawelego? Przecież według tradycji spędził on tu resztę swego życia, a na ścianie na prawo od wejścia znajdował się nawet jego portret.
Na to wspomnienie spoglądam znów z westchnieniem na białe ściany. Archimandryta mówi, że gdy otrzymał swoje stanowisko, to chciał zniszczyć napisy gruzińskie. Patriarchat jednak na to nie zezwolił, oświadczając, że te pamiątki po Gruzinach powinny pozostać.
Przyszedł też mój rodak. Wkrótce opuszczamy gościnny klasztor; mój rodak będzie mi towarzyszył do Jerozolimy. Nasza droga prowadzi przez Katamonię[8], nową dzielnicę Jerozolimy. Przeważnie mieszkają tutaj prawosławni Arabowie, poza tym znajduje się tutaj duży klasztor grecki z letnią rezydencją patriarchy jerozolimskiego. Klasztor ten jest położony pośrodku pięknego ogrodu cyprysowego. Według tradycji, zarówno gruzińskiej jak i greckiej, klasztor ten również należał do Gruzinów[9]. Cagareli w swoim czasie nie natrafił tu na żadne ślady gruzińskie (może on tu nawet nie był). Przełożony tego klasztoru, zakonnik Wiktor, przyjmuje nas bardzo życzliwie i pokazuje nam kamienie z gruzińskimi napisami. Te kamienie przechowuje pod stołem ofiarnym. Są to trzy kamienie, jeden duży i dwa mniejsze, napisy są doskonale czytelne. Pan Cchondia (tak nazywa się mój rodak) fotografuje te napisy. W dawnych czasach był tutaj cmentarz – musi więc być tutaj większa ilość takich kamieni – ale w celu ich odnalezienia potrzeba byłoby większych i specjalistycznych badań archeologicznych.
Klasztor jest poświęcony św. Symeonowi, który wziął naszego Pana na ręce i powiedział: „Teraz, Panie, pozwalasz odejść Twemu słudze”[10]. Według tradycji tutaj miał znajdować się jego dom, a w samej kaplicy klasztornej jest pokazywany jego grobowiec.
Dzisiaj o godzinie dziesiątej archimandryta Świętego Grobu Pańskiego obiecał pokazać mi skarbiec, więc trzeba się spieszyć.
Niestety, nasze zegarki spóźniały się. Archimandryta czekał na nas przeszło całą godzinę. Mieliśmy tylko godzinę czasu, ponieważ w południe zakonnicy mają obiad, a potem odpoczywają. Cagareli w swoim opisie przytacza dziewięć przedmiotów (szaty, ikony) z napisami gruzińskimi, które mają się tutaj znajdować. Widziałem jednak tylko cztery, z których jeden nie jest wymieniony przez Cagareliego[11]. Za zezwoleniem ojca archimandryty robimy zdjęcia tych przedmiotów. Koniecznie chcę zobaczyć duży krzyż, wykupiony przez naszą królową Tamarę od Saladyna[12], jak również rozmaite inne przedmioty, które jeśli nawet nie mają żadnych napisów gruzińskich, to jednak mogą pochodzić z Gruzji, względnie zostały kupione za gruzińskie pieniądze.
W drodze powrotnej wpadłem do klasztoru św. Abrahama (zbudowany jest na tym miejscu, gdzie Abraham chciał ofiarować swego syna, to znaczy niedaleko od Bazyliki Grobu Pańskiego). Tam, według Cagareliego, też znajduje się napis gruziński. Niestety, obecnie napis ten już nie istnieje. Jakie szczęście, że Cagareli przytoczył go w swoim opisie[13].
Nareszcie mam czas i mogę w godzinach przedpołudniowych pracować w bibliotece nad gruzińskimi rękopisami, a jest ich 162. Pierwszy katalog tych rękopisów sporządził Cagareli, a poza tym Blake w 1924 roku. Ten właśnie ostatni katalog znajduje się w bibliotece. Znaczną część nieznanych rękopisów wydał Marr[14]. Niestety, nie mam pod ręką ani wydań Marra, ani też pracy Cagareliego. Biblioteka patriarchatu składa się z rękopisów zebranych z rozmaitych klasztorów gruzińskich. Dzięki temu one się w ogóle zachowały. Wśród nich są rzeczy o ogromnym znaczeniu dla ogólnej historii literatury chrześcijańskiej. W zbiorach gruzińskich zachowało się, między innymi, opowiadanie o zburzeniu Jerozolimy i jej świątyń przez Persów w 614 roku, napisane przez zakonnika klasztoru św. Saby Uświęconego, Antiocha Stratega[15]. Ten ważny dla historii Ziemi Świętej dokument zachował się tylko w tłumaczeniu gruzińskim. Tekst gruziński, wydany przez profesora Marra, został przetłumaczony na języki rosyjski, niemiecki i grecki. Na język grecki tłumaczył go archimandryta Kallistos, który mi opowiadał, że niektórzy zakonnicy płakali, czytając o okrucieństwach ówczesnych czasów[16]. Dalej, zachowały się w tych zbiorach liczne autentyczne prace biskupa rzymskiego Hipolita, zaginiona IV Księga Ezdrasza, bardzo ważne, lecz niestety, jeszcze nieopracowane dokumenty, jak rękopis proroków starotestamentowych oraz żywot św. Grzegorza Chandzteli, gruzińskiego świętego z VIII wieku, zawierający bezcenne wiadomości historyczne o Gruzji z tamtej epoki. Gruzja drugiego takiego rękopisu nie posiada.
Dla historii gruzińskich klasztorów w Palestynie bardzo cenne są wzmianki o ktitorach, czyli fundatorach kościołów, o zakonnikach oraz o ofiarach, znajdujące się na marginesach rozmaitych rękopisów[17]. Marr w swoim czasie wydał te notatki, ale nie wszystkie. Niestety, nie ma tej pracy ani w Polsce, ani tu na miejscu. Trzeba przestudiować każdy rękopis. Mam więc na trzy tygodnie z górą zajęte przedpołudnia[18].
Na osobiste zaproszenie patriarchy ormiańskiego wysłuchałem uroczystego nabożeństwa, tak zwanej Liturgii św. Jakuba, w ormiańskiej katedrze pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła. Stałem tuż przy katedrze patriarchy z ormiańskim tekstem liturgii i z nadzwyczajną ciekawością obserwowałem w praktyce tę tak bardzo starą liturgię, o której kilka lat temu opublikowałem rozprawę naukową[19]. Po tym nabożeństwie zostałem przez patriarchę zaproszony na obiad. Podczas obiadu byliśmy sami. Rozmowa przebiegała częściowo po francusku, częściowo po ormiańsku, i dotyczyła spraw Kościoła prawosławnego w Polsce oraz życia i historii polskich Ormian.
Rząd Ziemi Świętej, ofiarował bezpłatnie sporą ilość ziemi na brzegach Jordanu wszystkim wyznaniom chrześcijańskim, które posiadają klasztory w Jerozolimie. Dotąd bowiem ziemia ta była własnością sułtana i nikt nie miał prawa budować tam klasztorów. Jedynie negus etiopski Menelik[20] otrzymał w drodze wyjątku duży teren, na którym został zbudowany bardzo duży klasztor etiopski. Grecy mieli swój własny klasztor pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela, o jakieś dwadzieścia minut drogi od Jordanu. Klasztor ten był bardzo stary i dlatego tolerowany przez rząd otomański. Klasztorów zaś innych wyznań wówczas tam nie było.
Teraz jednak także Grecy otrzymali teren, a poza tym franciszkanie, Rosjanie, Syryjczycy, Ormianie, Rumuni i Bułgarzy. Etiopczycy natomiast zrzekli się ziemi, ponieważ mają już wystarczającą ilość terenu. Czy nie można byłoby również i dla Gruzinów otrzymać tam mały kawałek ziemi i zbudować choćby nieduży klasztor? Tylko byłoby to bardzo trudne zadanie, ponieważ w Jerozolimie nie ma ani klasztorów gruzińskich, ani Gruzinów. Lecz Bułgarzy także nie mają tutaj żadnych klasztorów, Rumuni również, a ziemię otrzymali. Trzeba by więc prosić o ziemię dla pielgrzymów. Ale tu znów powstaje nowa trudność, z Gruzji bowiem nie przyjeżdżają obecnie żadne pielgrzymki, emigracja jest natomiast zbyt uboga, aby mogła tu podróżować[21]. Trzeba będzie dłużej zastanowić się nad tą kwestią.
zwiedziłem jednak muzeum palestyńskie. Mieści się ono w zupełnie nowym budynku w stylu palestyńskim, niedaleko od bramy damasceńskiej, ale obecnie jest zamknięte dla publiczności. Miałem szczęście, że mnie wpuszczono i pewien wysoki urzędnik – prawosławny Arab – oprowadzał mnie po salach. W jednej z tych sal natrafiłem na duży kamień nagrobny w napisem w języku gruzińskim. Napis mówi, że pod tym kamieniem został pochowany Jeremiasz, biskup z Gruzji. Mój przewodnik nadmienił, że o tym kamieniu napisane zostało studium przez jednego z wyższych urzędników tegoż muzeum, pana I. H. Iliffe’a, i bardzo uprzejmie wystarał się dla mnie o jeden egzemplarz.
Jeden z bliskich sekretarzy High Commissionera (generała gubernatora Palestyny[22]) poprosił mnie, żebym przyszedł za jakąś godzinę. Byłem u niego i nasza rozmowa dotyczyła tego terenu pod klasztor gruziński nad Jordanem. Jeżeli wszyscy chrześcijanie otrzymali tam własne tereny, to nasz honor narodowy i przeszłość na tej ziemi domagają się tego, abyśmy nie stanowili pod tym względem żadnego wyjątku.
Sekretarz był w stosunku do mnie niezwykle uprzejmy i zaprowadził mnie do innego urzędnika, Rubi-Bey Abdula Wadiego, który jest referentem w sprawach kościelnych. Jest to Arab, przed wojną był konsulem tureckim w Tyflisie. Zna wobec tego stosunki panujące w Gruzji i mówi z zadowoleniem oraz z zamiłowaniem o latach tam spędzonych. „Ze wszystkich wrogów, którzy kiedyś panowali w waszym kraju, najbardziej ludzcy byli Arabowie, a Tyflis był w ich rękach przeszło czterdzieści lat” – mówi do mnie i jest dumny, że mówili mu to w Tyflisie sami Gruzini. Oczywiście, on zrobi dla nas wszystko, ale potrzeba w tym celu jakiejś urzędowej osoby, pochodzącej albo z samej Gruzji, albo spośród emigracji. Jest to jednak rzecz trudna. Nasza emigracja nie jest przygotowana do takiego zadania kulturalnego, w Gruzji zaś z powodu warunków politycznych nic nie można przedsięwziąć w tym kierunku. W każdym bądź razie trzeba będzie napisać do nich w tej sprawie z Warszawy, aby chociaż w kurzu archiwum pozostał u nich jakiś dokument, dotyczący Gruzinów.
Dzisiaj rano zrobiliśmy piękną wycieczkę do Dżebel Kasius. Pan Demnitz i pani Still też poszli z nami. Wzięliśmy konia i trochę prowiantu. Na tej górze znajdują się ruiny klasztoru świętego Barlaama; z tego tez powodu góra nosi nazwę Dżebel Balum. Jest interesujące, że żywot tego świętego zachował się tylko w języku gruzińskim. Profesor Niko Marr opublikował ten żywot. Inny, starszy rękopis na ten temat, znalazłem w British Museum, o czym pisałem[23]. Wkroczyłem więc na znany mi teren. Dlaczego ten żywot zachował się tylko w języku gruzińskim? – to bardzo ciekawe pytanie i, oczywiście, można to wytłumaczyć faktem, że w Gruzji słowo „Kasius” przemieniło się w „Kaukasus”, a następnie powstała w Gruzji legenda o Kaukazie w Syrii. W obcym kraju oddychałem ojczystym powietrzem.
Przeszliśmy przez starożytne miasto Seleucja, które obecnie też jest ormiańskie, potem przekroczyliśmy brudną rzekę i jakieś pola, a następnie weszliśmy do małej wsi arabskiej, która przytuliła się do zbocza „Cudownej Góry”. Właściwa nazwa tej góry to teraz „Dżebel al Seman” (to znaczy Góra Szymona), ponieważ tutaj żył jeden z trzech największych świętych starożytnego Kościoła, Szymon Młodszy, Święty Słupnik (zmarł w 592 roku), o którym opowiadano wiele cudów, i stąd wzięła się nazwa „Cudowna Góra”. Znajdujący się na niej klasztor został zniszczony w wyniku inwazji osmańskiej. Ojciec Mecerian od dziesięciu lat zajmuje się wykopaliskami na terenie jego ruin.
Ojciec Mecerian przyjął nas serdecznie. Pokazał mi wszystkie swoje prace i niektóre napisy gruzińskie. Tutaj na górze też znajduje się gruziński napis mozaikowy z VI lub VII wieku, jedyny, który jest mi w ogóle znany. W nocy przeżyłem w namiocie straszliwą ulewę, jedną z tych „potwornych ulew”, opisanych już w żywotach świętych, podczas których napełniane były wodą cysterny w klasztorze.
17. IX. Czwartek. Kaja Punar. Przed wymarszem ojciec pokazał mi jeszcze raz ruiny i przepiękny widok aż po Antiochię: przed sobą ma się morze, Dżebel el Atra, i sławny Dżebel Mufa, na którego zboczach obecnie znajduje się kilka ormiańskich wsi. Na szczycie wznosi się zbudowany przez Ormian pomnik nieznanego żołnierza francuskiego. Pożegnałem się serdecznie z ojcem Mecerianem.
[1]