tłumaczenia
Wykłady o Bogoczłowieczeństwie (1877-1881). Wykład 1
2010-03-26

Będę mówił o prawdach pozytywnej religii – o przedmiotach bardzo dalekich i obcych współczesnej świadomości, zainteresowaniom współczesnej cywilizacji. Zainteresowania współczesnej cywilizacji są takie, jakich nie było wczoraj i nie będzie jutro. Można więc wybrać to, co jest jednakowo ważne w każdym czasie.

Nie będę zresztą polemizował z tymi, którzy w obecnym czasie odnoszą się negatywnie do zasady religijnej, nie będę spierał się ze współczesnymi przeciwnikami religii, gdyż maja oni rację. Mówię, że ci, którzy odrzucają obecnie religię mają rację, gdyż współczesny stan samej religii wywołuje negatywne reakcje, religia de facto nie jest tym, czym być powinna.

Religia – mówiąc ogólnie i abstrakcyjnie – jest związkiem człowieka i świata z absolutną zasadą i centrum wszystkiego, co istnieje. Oczywiście, jeśli uznaje się rzeczywistość takiej absolutnej zasady, to powinna ona określać wszystkie interesy, całą treść życia człowieka i świadomości, od niej powinno zależeć i do niej odnosić się wszystko istotne w tym, co człowiek czyni, poznaje i tworzy. Jeśli dopuszczamy istnienie absolutnego centrum, to wszystkie punkty kręgu życia powinny łączyć się z nim równymi promieniami. Jedynie wtedy ukaże się jedność, integralność i zgodność w życiu oraz świadomości człowieka, jedynie wtedy wszystkie jego czyny i cierpienia w wielkim i małym życiu przemieniają się z bezwartościowych i bezsensownych zjawisk w rozumne i wewnętrznie konieczne wydarzenia. Nie budzi wątpliwości, że tego typu centralne znaczenie powinno należeć do zasady religijnej, jeśli się ją uznaje, i równie nie budzi wątpliwości, że w rzeczywistości dla współczesnej cywilizowanej ludzkości, a nawet dla tych w jej środowisku, którzy uznają zasadę religijną, religia nie ma tego centralnego i wszystko ogarniającego znaczenia. Zamiast być wszystkim we wszystkim, religia chowa się w maleńkim i dalekim kąciku naszego świata wewnętrznego, jest jednym z wielu różnorodnych interesów, zajmujących naszą uwagę.

Współczesna religia jest bardzo żałosna, a mówiąc ściśle religia jako panująca zasada, jako centrum wszystkiego, w ogóle nie istnieje, a zamiast niej jest tak zwana religijność jako nastrój osobisty, osobisty smak: jedni mają ten smak, a inni go nie mają, jak jedni lubią muzykę, a inni jej nie lubią.

Z powodu braku absolutnego centrum mamy tyle względnych, czasowych interesów życia i świadomości, ile mamy rozlicznych potrzeb i interesów, smaków i zainteresowań, opinii i poglądów.

Zatrzymywanie się na intelektualnym i moralnym rozkładzie oraz braku wszelkich zasad, co jest obecnie zjawiskiem dominującym nie tylko w społeczeństwie, ale także w głowie i sercu każdego poszczególnego człowieka, byłoby bezcelowe, jest to bowiem problem zbyt dobrze znany każdemu, kto kiedykolwiek zadumał się nad sobą i nad otaczającym światem.

Brak zasady i rozpad są oczywistym faktem, ale takim samym oczywistym faktem jest to, że ludzkość nie może się na tym zatrzymać, że w każdym bądź razie poszukuje jednoczącej i wiążącej zasady. Widzimy w istocie, że także współczesna cywilizacja zachodnia, która odrzuca zasadę religijną jako subiektywną i bezsilną w swojej danej formie, stara się znaleźć poza sferą religijną pewne wiążące zasady dla życia i świadomości, dąży do zastąpienia odrzuconych bogów czymkolwiek. Chociaż według panującego przekonania całe ludzkie istnienie sprowadza się do konkretnej rzeczywistości, do danego bytu, a całe nasze życie powinno być zamknięte „w ciasnym kręgu wrażeń tego świata”, to jednak w tym „ciasnym kręgu” współczesna cywilizacja usilnie poszukuje dla ludzkości wiążącej i organizującej zasady.

To dążenie do zorganizowania ludzkości poza absolutną sferą religii, do urządzenia się w sferze czasowych, skończonych interesów, charakteryzuje całą współczesną cywilizację.

W sposób najbardziej konsekwentny, z największą świadomością i pełnią dążenie to ujawnia się w dwóch współczesnych koncepcjach, z których jedna – mam na uwadze socjalizm – odnosi się przede wszystkim do praktycznych interesów życia społecznego, a druga – mam na uwadze pozytywizm – dotyczy teoretycznej dziedziny poznania naukowego.

Jak socjalizm, tak i pozytywizm nie pozostają w bezpośredniej relacji do religii – ani negatywnej, ani pozytywnej: chcą jedynie zająć puste miejsce, pozostawione przez religię w życiu i poznaniu współczesnej cywilizowanej ludzkości. Z tego punktu widzenia powinny być one oceniane.

Po pierwsze, nie będę zwalczał socjalizmu. Zwykle jest on zwalczany przez tych, którzy lękają się jego prawdy. Uznaję takie zasady, dla których socjalizm nie jest straszny. Przeto możemy swobodnie dyskutować o prawdzie socjalizmu. Przede wszystkim socjalizm jest uzasadniony historycznie jako konieczny skutek, jako ostatnie słowo całego dotychczasowego historycznego rozwoju Zachodu.

Rewolucja francuska, od której wyraźnie zaznaczył się charakter filozofii zachodniej, jak i poza religijnej cywilizacji, jako próby zbudowania gmachu kultury światowej, zorganizowania ludzkości według zasad czysto światowych, rewolucja francuska – mówię – ogłosiła jako podstawę porządku społecznego prawa człowieka zamiast dotychczasowego prawa Bożego. Prawa człowieka sprowadzają się do dwóch głównych: wolności i równości, które powinny zaowocować braterstwem[1]. Wielka rewolucja ogłosiła wolność, równość i braterstwo. Ogłosiła, ale nie zrealizowała: te trzy słowa pozostały pustymi frazesami. Socjalizm jest próbą realizacji tych trzech zasad. Rewolucja ogłosiła wolność obywatelską. Jednak wobec istnienia nierówności społecznej wyzwolenie się spod władzy jednej klasy oznacza podporządkowanie się innej klasie. Władza monarchy i feudałów zostaje zastąpiona przez władzę kapitału i burżuazji. Sama wolność nic nie daje większości narodu, jeśli nie ma równości. Rewolucja ogłosiła także wolność. Jednak w naszym świecie, bazującym na walce, na nieograniczonej konkurencji osób, równość praw nic nie znaczy bez równości sił. Zasada równości, równoprawność, okazała się rzeczywista jedynie dla tych, którzy w danym momencie historii mieli siłę.

Natomiast siła przechodzi z jednych rąk w inne i burżuazja jako klasa posiadająca skorzystała z zasady równości dla swojej wygody, gdyż w danej chwili historycznej ta klasa dysponowała siłą, podobnie jak klasa nieposiadająca, czyli proletariat, chce skorzystać z tej samej zasady równości, gdy tylko będzie dysponował siłą.

Porządek społeczny powinien opierać się na jakichś pozytywnych podstawach. Podstawy te mają albo charakter absolutny, nadprzyrodzony i metaludzki, albo też należą do umownej sfery natury człowieka: społeczeństwo albo opiera się na woli Bożej albo na woli ludzkiej, na woli narodu. Przeciwko temu dylematowi nie należy formułować argumentu, że porządek społeczny może być określany przez siłę władzy państwowej, gdyż sama władza państwowa, sam rząd też się na czymś opiera: albo na woli Bożej, albo na woli narodu.

Pierwszy człon dylematu został odrzucony przez cywilizację zachodnią: rewolucja francuska zdecydowanie zerwała z tradycyjnymi zasadami i zdecydowanie ustanowiła zasadę demokratyczną, według której porządek społeczny opiera się na woli narodu. Wola narodu – z tego punktu widzenia – jest wolą zbiorowości osób stanowiących naród. W istocie, wielka rewolucja zaczęła od ogłoszenia, że człowiek jako taki ma bezwarunkowe prawa, ma je z natury, na mocy swojej ludzkiej godności, a ponieważ wszystkim osobom w jednakowym stopniu przynależy godność ludzka, stanowiąca źródło wszystkich praw, to wszystkie osoby w konieczny sposób mają równe prawa. Każda z tych osób sama z siebie ma władzę stanowienia praw, więc w rezultacie władza stanowienia praw przynależy większości narodu.

Jeśli wola większości jest podstawową i jedyną zasadą wszystkich praw i każdego prawa oraz jeśli wola większości w naturalny sposób stawia sobie jako cel pomyślność tejże większości, to owa pomyślność jest najwyższym prawem. Jeśli jedna klasa, jeśli mniejszość narodu w rzeczywistości korzysta z większej pomyślności, niż większość, to z tego punktu widzenia jest to fałsz i niesprawiedliwość.

Taka jest obecna sytuacja. Rewolucja, która ze swej zasady afirmowała demokrację, w rzeczywistości doprowadziła jedynie do plutokracji. Naród rządzi samym sobą jedynie de jure, natomiast de facto najwyższa władza należy do jego maleńkiej części, do bogatej burżuazji, kapitalistów. Ponieważ plutokracja ze swej natury jest dostępna dla każdego, tym samym jest królestwem wolnej konkurencji. Jednak wolność i równość są dla większości wyłącznie abstrakcyjną możliwością. Istnienie dziedzicznej własności i jej skoncentrowanie w nielicznych rękach czyni z burżuazji oddzielną uprzywilejowaną klasę, a ogromna większość proletariatu, pozbawionego wszelkiej własności, pomimo abstrakcyjnej wolności i równości w rzeczywistości przemienia się w zniewoloną klasę proletariuszy, w której równość jest równością nędzy, a wolność bardzo często jest wolnością umierania z głodu. Właśnie stałe istnienie proletariatu, stanowiącego charakterystyczną cechę współczesnej cywilizacji zachodniej, pozbawione jest jakiegokolwiek uzasadnienia. Jeśli dawny porządek bazował na znanych, absolutnych zasadach, to współczesna plutokracja może się powołać jedynie na siłę faktu, na warunki historyczne. Natomiast warunki historyczne zmieniają się: na warunkach historycznych bazowało także starożytne niewolnictwo, co nie przeszkodziło zniknięciu samego niewolnictwa. Jeśli już mówić o sprawiedliwości, to czyż nie byłoby sprawiedliwe, gdyby bogactwo należało do tego, kto je wytwarza, czyli do robotników? Oczywiście, kapitał jako rezultat pracy jest równie potrzebny do zdobycia bogactwa, jak i sama praca, ale nikt nigdy nie udowodnił konieczności ich takiego podziału, że jedni powinni być wyłącznie kapitalistami, a inni wyłącznie robotnikami.

W ten sposób dążenie socjalizmu do równości bogactw materialnych, dążenie do przeniesienia pomyślności materialnej z rąk mniejszości w ręce większości, jest całkowicie naturalnym i prawidłowym z punktu widzenia tych zasad, które zostały ogłoszone przez rewolucję francuską i legły u podstaw całej współczesnej cywilizacji.

Socjalizm jest uzasadnioną siłą historyczną, do której bezspornie należy na Zachodzie przyszłość. Jednak socjalizm nie chce być jedynie siłą historyczną, mieć jedynie umowne uzasadnienie, chce być wyższą siłą moralną, pretenduje do absolutnej prawdy w sferze relacji społecznych. W tym wypadku socjalizm w nieunikniony i fatalny sposób wstępuje w sprzeczność z samym sobą, a jego niewystarczalność staje się oczywista. Socjalizm chce zrealizować sprawiedliwość w społeczeństwie, ale na czym polega ta sprawiedliwość? Znowu na równości w posiadaniu. Jedno z dwojga: albo pomyślność materialna jako cel sam w sobie, w tym wypadku skoro dążenie do pomyślności materialnej jest celem samym w sobie, w takim wypadku skoro dążenie do pomyślności materialnej jest jedynie naturalnym faktem natury człowieka, to afirmowanie tego dążenia jako zasady nie może mieć żadnego znaczenia moralnego. Socjalizm przy swoim pojawieniu się ogłosił przywrócenie praw materii. Materia rzeczywiście ma swoje prawa i dążenie do zrealizowania tych praw jest bardzo naturalne, ale jest to tylko jedno z naturalnych dążeń człowieka, a przy tym wcale nie najlepsze: nie może mieć ono, oczywiście, znaczenia prawdy absolutnej. Ogłoszenie przywrócenia praw materii jako zasady moralnej jest tym samym, co ogłoszenie przywrócenia praw egoizmu, jak to uczynił pewien założyciel socjalistyczno-religijnej sekty w Ameryce, który na miejsce dziesięciu przykazań Mojżesza postawił dwanaście swoich przykazań, z których pierwsze głosi: „Kochaj samego siebie”, co jest żądaniem całkowicie słusznym, ale na pewno zbędnym. Być może, pomyślność materialna sama z siebie nie jest celem dla socjalizmu, a celem jest jedynie sprawiedliwość w podziale tej pomyślności.

Sprawiedliwość w sensie moralnym jest pewnym samoograniczeniem swoich pretensji na rzecz praw innych osób. W ten sposób sprawiedliwość jest pewną ofiarą, autonegacją, a im więcej jest ofiarności i autonegacji, tym lepiej jest w sensie moralnym. W takim wypadku, z punktu widzenia moralności, nie można nadać żadnego znaczenia moralnego żądaniu klasy robotniczej równego podziału dóbr, gdyż w tym wypadku sprawiedliwość – jeśli chodzi tu w ogóle o sprawiedliwość – jest dla tejże klasy tożsama z jej wygodami, a tym samym żądanie sprowadza się do korzyści i dlatego nie może mieć znaczenia moralnego.

Socjalizm niekiedy wyjawia pretensję do zrealizowania moralności chrześcijańskiej. Z tego powodu ktoś wygłosił znaną anegdotę, że między chrześcijaństwem i socjalizmem pod tym względem jest tylko ta maleńka różnica, że chrześcijaństwo żąda oddania tego, co jest swoje, a socjalizm żąda brania tego, co jest cudze.

Jeśli nawet dopuścić, że żądanie równości ekonomicznej przez klasę, która nic nie posiada, jest jedynie żądanie tego, co się sprawiedliwie należy, to również w takim wypadku to żądnie nie może mieć znacznie moralnego w sensie pozytywnym, gdyż branie swego jest jedynie prawem, ale nie jest zasługą. W swoich żądaniach, jeśli nawet uzna się je za sprawiedliwe, klasa robotnicza kieruje się, oczywiście, prawnym, a nie moralnym punktem widzenia.

Jeśli socjalizm nie może mieć znaczenia moralnego jako dążenie klasy nie posiadającej do korzyści, nie przeszkadza to w nadawaniu mu charakteru moralnego, gdyż żądanie sprawiedliwości społecznej nie odnosi się do tych, który formułują to żądanie. Czy rzeczywiście, socjalizm w każdym wypadku ma rację, buntując się przeciwko istniejącej niesprawiedliwości? Gdzie przyczyna tej niesprawiedliwości? Oczywiście, w tym, że porządek społeczny bazuje na egoizmie poszczególnych osób, z czego wywodzi się ich konkurencja, ich walka, wrogość i całe zło społeczne.

Jeśli natomiast przyczyna niesprawiedliwości społecznej tkwi w egoizmie, to sprawiedliwość społeczna powinna bazować na czymś przeciwstawnym, czyli na zasadzie samoograniczenia lub miłości.

W tym celu, żeby zrealizować sprawiedliwość, każda poszczególna osoba, stanowiąca społeczeństwo, powinna położyć kres autoafirmowaniu samej siebie, zaakceptować autonegację, zrezygnować ze swojej woli, złożyć ją w ofierze. Jednak na rzecz kogo? Na rzecz kogo, z moralnego punktu widzenia, należy złożyć w ofierze swoją wolę? Na rzecz innych poszczególnych osób, z których każda tkwi w egoizmie, a autoafirmacji, czy na rzecz ich wszystkich razem? Jednak – po pierwsze – nie można złożyć w ofierze swojej woli na rzecz wszystkich, gdyż wszyscy jako zbiorowość poszczególnych osób, nie stanowią i nie mogą stanowić rzeczywistego celu działalności człowieka, nie są dani jako rzeczywisty przedmiot realny, jakim zawsze są tylko niektórzy, ale nie wszyscy. Poza tym – po drugie – tego typu ofiara byłaby niesprawiedliwa, gdyż negując egoizm w sobie byłoby niewłaściwością afirmować egoizm w innych, podtrzymywać ich egoizm.

Zrealizowanie prawdy lub zasady moralnej jest możliwe jedynie w odniesieniu do tego, co samo ze swej natury jest prawdą. Moralną granicą egoizmu w danym wypadku może być nie egoizm innych, nie autoafirmująca się wola, a tylko to, co samo z siebie, ze swej natury nie może być wyłączne i egoistyczne, co samo z siebie, ze swej natury jest prawdą. Tylko wtedy wola wszystkich może być dla mnie prawem moralnym, kiedy wszyscy sami zrealizują prawdę, sami wejdą w kontakt z absolutną zasadą moralną. Tym samym miłość i ofiarność w stosunku do ludzi są możliwe jedynie wtedy, kiedy jest w nich realizowana absolutna zasada, w stosunku do której wszyscy w jednakowym stopniu stanowią nieprawdę i wszyscy jednakowo powinni wyrzec się tej nieprawdy.

W przeciwnym wypadku, jeśli nie uznaje się takiej absolutnej zasady moralnej, jeśli wszyscy inni są jedynie istotami umownymi, stanowiącą znaną siłę naturalną, to podporządkowanie się im będzie jedynie przemocą z ich strony. Wszelka władza, która nie stanowi absolutnej zasady prawdy, każda władza jest przemocą i podporządkowanie się jej może być jedynie przymusowe[2]. Natomiast dobrowolne podporządkowanie się każdego wszystkim, oczywiście, możliwe jest tylko wtedy, kiedy wszyscy sami są podporządkowani absolutnej zasadzie moralnej, w stosunku do której są sobie równi, jak wszystkie wielkości w odniesieniu do nieskończoności. Ze swej natury ludzie nie są sobie równi, gdyż nie dysponują jednakowymi siłami i na skutek nierówności sił koniecznie okazują się być przymusowo podporządkowani jeden drugiemu, a tym samym z natury nie są wolni. W końcu, z natury ludzie są obcy i wrogi sobie, naturalna ludzkość w żadnym wypadku nie stanowi bractwa. Jeśli w ten sposób zrealizowanie prawdy nie jest możliwe na gruncie konkretnych uwarunkowań, w królestwie przyrody, to jest ono możliwe jedynie w królestwie łaski, czyli na bazie zasady moralnej jako absolutnej lub Boskiej.

W ten sposób socjalizm swoim żądaniem prawdy społecznej i niemożliwością jej zrealizowania w konkretnych warunkach, logicznie prowadzi do uznania konieczności zasady absolutnej w życiu, czyli do uznania religii. W dziedzinie wiedzy do takiego wniosku dochodzi pozytywizm.

Przeciwko tradycyjnej teologii zostały ogłoszone przez tak zwane Oświecenie XVIII wieku prawa rozumu ludzkiego. Tymczasem rozum jest jedynie środkiem, narzędziem, a nie treścią poznania. Rozum daje idealną formę, natomiast treść rozumu lub poznania rozumowego jest realnością, a przy tym – skoro realność jako nadprzyrodzona została odrzucona przez myśl oświeceniową – to pozostaje jedynie umowna realność konkretnych zjawisk świata przyrody. Prawda jest danym faktem, tym, co się dokonuje lub bywa. Taka jest ogólna zasada pozytywizmu. Nie można w niej nie postrzec słusznego dążenia do realizowania prawdy w granicach rzeczywistości, pokazać jako widzialny i namacalny fakt: tak samo, jak i w socjalizmie nie można negować słusznego dążenia do zrealizowania zasady moralnej w granicach rzeczywistości, w sferze relacji ekonomicznych. Jednak w tym celu, żeby prawda mogła być zrealizowana przez człowieka w niższej sferze życia, powinna przede wszystkim istnieć sama z siebie niezależnie od człowieka, dokładnie tak samo, jak prawda zanim stanie się faktem dla człowieka, powinna mieć swoją własną realność. W istocie, jak i poszczególna wola nie stanowi sama z siebie żadnego dobra, żadnej prawdy, a staje się słuszna jedynie przez normalną relację lub zgodę z powszechną wolą – nie w sensie mechanicznego zjednoczenia woli wielu lub wszystkich, a w sensie woli ze swej natury powszechnej, czyli woli Tego, Kto jest wszystkim, woli Bożej. Podobnie poszczególny fakt, poszczególne zjawisko, oczywiście, nie stanowią prawdy same z siebie, w swojej oddzielności, a są uznawane za prawdziwe jedynie w normalnej relacji, w logicznym związku lub zgodzie ze wszystkimi lub z realnością wszystkiego – a przy tym znowu nie w sensie mechanicznym, nie w sensie zgody wszystkich zjawisk lub faktów, gdyż, po pierwsze, taka zgodność nie może istnieć w naszym poznaniu, gdyż ilość faktów lub zjawisk jest niewyczerpana, a tym samym nie może stanowić oddzielnej sumy, a po drugie, gdyby nawet taka zgodność istniała, to sama z siebie nie stanowiłaby prawdy, gdyż jeśli każdy poszczególny fakt nie jest prawdą, to – oczywiście – z połączenia wszystkich takich faktów, które nie są prawdą, nie można otrzymać prawdy (jak wielość zer nie spowoduje pojawienia się jedynki i mnóstwo łotrów nie będzie stanowiło jednego sprawiedliwego); tym samym realność wszystkiego, powszechna lub integralna realność jest realnością Tego, Kto jest wszystkim – realność Boga. Natomiast absolutna realność jest sama z siebie dostępna jedynie do bezpośredniej percepcji, wewnętrznego objawienia, tym samym stanowi przedmiot wiedzy religijnej.

Tym samym socjalizm i pozytywizm, jeśli konsekwentnie rozwijać ich zasady, prowadzą do żądania zasady religijnej w życiu i poznaniu.

Religia jest jednoczeniem człowieka i świata z absolutną i integralną zasadą. Ta zasada jako integralna lub wszystko ogarniająca, która nic nie wyklucza, tym samym autentyczne zjednoczenie z nią, autentyczna religia nie może wykluczać lub tłamsić, bądź gwałtem podporządkowywać sobie jakikolwiek element, jakąkolwiek żywą siłę w człowieku i jego świecie.

Zjednoczenie lub religia w doprowadzeniu wszystkich żywiołów bytu ludzkiego, wszystkich poszczególnych zasad i sił ludzkości do prawidłowej relacji do absolutnej zasady centralnej, a przez nią i w niej do prawidłowej ich wzajemnych relacji.

Ponieważ absolutna zasada ze swej istoty nie dopuszcza wyłączności i przemocy, to zjednoczenie poszczególnych stron życia i indywidualnych sił z zasadą integralną i między sobą powinno być absolutne dobrowolne: przy tym te zasady i siły, każda w swoich granicach, w granicach swego przeznaczenia lub swojej idei, ma równe prawo do istnienia i rozwoju. Skoro jednak są one wszystkie zjednoczone w jedną absolutną całość, do której wszystkie się odnoszą jako różne, ale jednakowo konieczne elementy, to stanowią pełną solidarność lub bractwo.

W ten sposób z tej strony zasada religijna jest jedynym rzeczywistym zrealizowaniem wolności, równości i braterstwa.

Powiedziałem, że z sensu idei religijnej zjednoczenie poszczególnych istot i poszczególnych zasad oraz sił z absolutną zasadą powinno być dobrowolne. Znaczy to, że te poszczególne istoty i te poszczególne zasady same z siebie lub ze swej woli powinny dojść do zjednoczenia i absolutnej zgody, same powinny zrezygnować ze swej wyjątkowości, ze swej autoafirmacji lub egoizmu.

Droga do zbawienia, do zrealizowania autentycznej równości, autentycznej wolności i braterstwa przebiega przez autonegację. Natomiast dla autonegacji konieczna jest wstępna autoafirmacja: w tym celu, żeby zrezygnować ze swojej własnej woli, najpierw należy ją mieć; w tym celu, żeby poszczególne zasady i siły dobrowolnie zjednoczyły się z zasadą absolutną, powinny przede wszystkim oddzielić się od niej, stać się samodzielne, dążyć do panowania i absolutnego znaczenia, gdyż tylko realne doświadczenie, zbadana sprzeczność, doświadczenie braku samowystarczalności może doprowadzić do pełnej rezygnacji z nich i do świadomego oraz dobrowolnego żądania połączenia się z zasadą absolutną.

Widoczny jest w tym sens negatywnego rozwoju Zachodu, wielkie znaczenie zachodniej cywilizacji. Stanowi ona pełne i konsekwentne odejście naturalnych sił człowieka od zasady Boskiej, wyłączną autoafirmację, dążenie do zbudowania własnymi siłami gmachu kultury świata. Przez niewystarczalność i fatalny brak sukcesów tego dążenia pojawia się autonegacja, natomiast autonegacja prowadzi do dobrowolnego zjednoczenia się z zasadą Boską.

Zdecydowany przewrót, wielki kryzys w świadomości człowieka Zachodu już się zaczął. Jego wyraźną oznaką jest rozwój i sukces poglądów pesymistycznych, według których istniejąca rzeczywistość jest złem, oszustwem i cierpieniem, natomiast źródłem tej rzeczywistości, a tym samym i zła, oszustwa i cierpień jest autonomiczna wola, życiowe pragnienia, a to oznacza, że ratunek jest w negacji tejże woli, w autonegacji.

Ten pesymistyczny światopogląd, ten zwrot do autonegacji jest póki co jedynie w teorii, w systemie filozoficznym, ale można przewidzieć, że wkrótce – kiedy na Zachodzie rewolucja społeczna osiągnie zwycięstwo i zobaczy brak owoców tego zwycięstwa, zobaczy swoją własną niewystarczalność, niemożliwość zbudowania zgody i prawidłowego ustroju społecznego, zrealizowania prawdy na bazie umownego i przemijającego bytu, kiedy ludzkość zachodnia przekona się na wynikach swoich osiągnięć, przez samą rzeczywistość historyczną co do tego, że autoafirmacja woli, bez względu na to, jak się ona przejawia, jest źródłem zła i cierpienia – wtedy pesymizm, zwrot ku autonegacji, przejdzie z teorii do życia, wtedy ludzkość będzie gotowa do przyjęcia zasady religijnej, pozytywnego odkrycia autentycznej religii.

Tymczasem według prawa podziału pracy, jeden i ten sam typ kulturowy, jedne i te same narody nie mogą zrealizować dwóch idei światowych, uczynić dwóch historycznych dzieł, i jeśli zachodnia cywilizacja miała za swoje zadanie, za swoje znaczenie światowe zrealizowanie negatywnego przejścia od religijnej przeszłości do religijnej przyszłości, to rozpoczęcie tej religijnej przyszłości będzie sądzone innej sile historycznej.

 


[1] Skoro uznano znaczenie człowieka jako takiego, jego autonomiczność, to stąd wynika uznanie jego wolności, gdyż nikt nie może mieć nad nim władzy jako źródłem samej władzy. Ponieważ cecha „bycia człowiekiem” w jednakowym stopniu przynależy wszystkim ludziom, wynika z niej równość.

[2] Jest przy tym zupełnie obojętne, czy poszczególny człowiek, większość narodu, bądź nawet większość całej ludzkości wyjawiają chęć do takiej władzy, gdyż ilość sama z siebie – oczywiście – nie daje żadnego prawa moralnego, a masa jako masa nie stanowi żadnej wewnętrznej zalety (jeśli już mówić o wygodzie, to bez żadnych wątpliwości despotyzm jednostki jest znacznie wygodniejszy od despotyzmu masy: ouk agaqon polukoiranih, eiV koiranoV estw).

Włodzimierz Sołowiow