eseje
"Świat leży w mocy złego" (Jerzego Nowosielskiego wizja rzeczywistości empirycznej)
2012-01-18

„Status człowieka po upadku rajskim, po grzechu pierworodnym, jest statusem zbrodniarza par excellence. Jego religia musi więc być zbrodnicza. I religia abrahamiczna, i wszelkie inne religie były religiami, które polegały na eksterioryzacji czynów zbrodniczych w obrębie sacrum”[1].

Te wstrząsające słowa sformułował autor pięknych oraz tchnących nadziemskim spokojem ikon i obrazów, profesor Jerzy Nowosielski. Często też słowa te są interpretowane jako wręcz jawny manicheizm, który jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Zwłaszcza stwierdzenie, że „jesteśmy złymi stworzeniami z samej naszej istoty. Od chwili upadku, od chwili ‘wypędzenia z raju’ jesteśmy zbrodniarzami, jesteśmy grzesznikami. I wszelkie marzenia o tym, że człowiek może być istotą cnotliwą, to mrzonki”[2].

Najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Jerzy Nowosielski uważa religię za zbrodniczą? Niewątpliwie ma na uwadze składanie ofiar ze zwierząt, ale także z ludzi. W Izraelu, w popieranych przez królów kultach Baala i Aszery, składano ofiary z ludzi, z czym walczyli prorocy[3]. Tak ustawiony problem dzieli nasze rozważania na dwie podstawowe części: pesymizm chrześcijański i problem stosunku religii do zwierząt.

 

Pesymizm

 

Czy w chrześcijaństwie jest miejsce na pesymizm, głoszony zresztą otwarcie przez Mariana Zdziechowskiego?[4] Czy można w historii myśli chrześcijańskiej znaleźć poglądy – najlepiej osoby ortodoksyjnej i kanonizowanej – które głosiłyby skrajny pesymizm, wręcz manicheizm?

Musimy tutaj odwołać się do poglądów św. Efrema Syryjczyka, autora znanej modlitwy wielkopostnej „Panie i Władco życia mego, nie daj mi ducha próżności, zniechęcenia, pożądania władzy i próżnych słów. Daruj zaś słudze Twemu ducha czystości, mądrej pokory, cierpliwości i miłości. O Panie, Królu, pozwól mi widzieć moje grzechy i nie osądzać brata mego, albowiem błogosławiony jesteś na wieki wieków. Amen”.

Chrześcijanie syryjscy nazywają Efrema „prorokiem”, „nauczycielem świata”, „kolumną Kościoła”, „harfą Ducha Świętego”. Jego hymny stały się częścią liturgii syryjskiej. Były one tłumaczone, włączane w różne księgi, wykorzystywane jako wzory do naśladowania w językach greckim, ormiańskim, koptyjskim, arabskim i etiopskim. Rytmy jego memre – serii równozgłoskowych wierszy – a także madrasze – niejednakowych strof, wykonywanych przez solistę, któremu towarzyszy refren chóru – były natchnieniem dla hymnografii bizantyjskiej, zwłaszcza twórczości Romana Melodosa[5].

Efrem tworzył w całkowicie innym świecie kulturowym, niż Ojcowie greccy, których złożone kompozycje były mu nieznane. Myślenie Efrema jest na wskroś semickie, przepojone duchem biblijnym, liryczne, obrazowe. Jego obrazy należy przeciwstawiać sobie wzajemnie, doprowadzać do wzajemnej negacji, aby wyjawić niewypowiedzialność tajemnicy. W takiej drodze sama wiara staje się poznaniem i wspólnotą z życiem Bożym.

Efrem wspaniale wyraża duchowość syryjską, mniej uczuloną na porządek kosmiczny niż grecka, ale za to bardziej uważną na zło. Oczywiście, Efrem walczył z dualizmem ontologicznym manichejczyków, ale równocześnie sam głosił silny dualizm egzystencjalny. Prawdziwym światem jest raj, mieszkanie Boga i aniołów, utracony z powodu upadku i na nowo znajdowany w mistycznym łonie Kościoła. Upadły świat to świat pożerających się wzajemnie zwierząt i podobnych do zwierząt ludzi, zabijających i zabijanych, skazanych na piekło, jeśli nie przyniosą pokuty[6]. Należy koniecznie wyrwać się ze świata, aby znowu odnaleźć stan rajski, w którym ciało pochłania dusza, a duszę pochłania duch. Post i czuwanie są przygotowaniem do tej przemiany. Najważniejsze jest jednak radykalne zerwanie z przemocą i władzą płci, bowiem śmierć i seksualność, dwoje bliźniąt, kładą na świecie pieczęć bestii. Aniołowie i ludzie podobni do aniołów są dziewiczy[7].

Wspaniale współbrzmią z myślą św. Efrema Syryjczyka słowa Jerzego Nowosielskiego:

„Zjawisko cierpienia jest dla mnie tak przerażające, że po prostu nie umiem sobie z nim poradzić. W jakiś sposób jednak radzić sobie muszę. Tak, jak radzili sobie autorzy starożytni, twórcy mitologii gnostyckich, średniowieczni manichejczycy. Po prostu usiłuję sobie na własny użytek zbudować swoją prywatną kosmologię w oparciu o intuicje osobiste oraz o elementy heterodoksyjne gnozy chrześcijańskiej, a także o dane całkiem już ortodoksyjnej myśli naszej religii. Może jest to jakiś neomanicheizm? Choć o tym zdaje się gdzieś mówiłem i gdzieś to opublikowano, postaram się pokrótce mój prywatny system wyłożyć. Jaki to ma związek z problemem cierpienia w sztuce, zaraz postaram się pokazać […].

Myślę, że zwalczanie manicheizmu przez ortodoksję chrześcijańską w pewnym momencie zabrnęło w ślepy zaułek. Po prostu w pewnym momencie popełniono błąd. W panicznym strachu przez bardzo silną i bardzo sugestywną, logicznie dobrze zbudowaną wizją kosmogonii manichejskiej, zbyt pospiesznie, zbyt powierzchownie potraktowano jej istotny problem. Zamiast rozgryźć zagadnienie do końca z całą starannością i z całą uczciwością w stosunku do prawdy w nim zawartej (tak jak, na przykład, Ojcowie Kapadoccy postąpili w przypadku antynomii trynitarnej), odsunięto cały problem na bok, pozostawiono go w cieniu, ukryto, ale tym samym – mówiąc językiem Freuda – zepchnięto do podświadomości. I tym samym on pozostał, i co jakiś czas, szczególnie w chwilach ożywienia myśli religijnej, daje o sobie znać, atakuje. Nic w tym dziwnego, ponieważ we właściwym czasie nie został rozwiązany, nie został „dogmatycznie” właściwie ustawiony.

Zawinił tu coraz bardziej pogłębiający się antropocentryzm chrześcijaństwa. Po prostu, chrześcijaństwo coraz bardziej usuwało ze swego pola widzenia angelologię, czyli mówiąc nowocześnie teologię bytów subtelnych. Skutek tego był taki, że coraz mniej zwracano uwagę na to tajemnicze wydarzenie o rozmiarach kosmicznych, które nazywamy buntem aniołów, upadkiem aniołów, strąceniem z nieba zbuntowanych duchów, i na stosunek do tego tajemniczego, kosmicznego wydarzenia, do jego szczegółowego przypadku, do upadku prarodziców, który nazywamy grzechem pierworodnym”[8].

Jerzy Nowosielski uważa, że Auschwitz jest eksterioryzacją całej rzeczywistości empirycznej[9]. Po prostu wszystko zmierza do katastrofy[10]. Przypomina tu postacie dwóch myślicieli rosyjskich, Konstantyna Leontiewa i Wasyla Rozanowa, którzy uważali, że w świecie nie ma miejsca na żaden optymizm poza optymizmem eschatologicznym[11]. Wynika to z faktu, że materia sama w sobie jest złem. Cała rzeczywistość empiryczna jest jednym wielkim infernum, piekłem[12]. Dlatego Chrystus nie może współżyć z tym światem cudzołożnym i złym[13]. W tym punkcie przypominają się słowa św. Jana Ewangelisty: „Cały zaś świat leży w mocy złego” (1 J 5,19), przy czym słowo „świat” oznacza w tym wypadku „rzeczywistość empiryczną. Oznacza to, że św. Jan także głosi manicheizm egzystencjalny. Wydaje się, że chrześcijanie nie do końca wyciągają właściwe wnioski ze słów Chrystusa” „Oto nadchodzi książę tego świata, ale nie ma on nic do mnie. To jest wasza godzina i moc ciemności” (J 14,30), zapisanych w Ewangelii autorstwa tego samego Jana Ewangelisty. Co prawda użyte w tekście greckim słowo archon (książę) wskazuje na władcę podległego, a nie samodzielnego, niemniej jednak na osobę (skoro on nadchodzi) mającą wpływ na rzeczywistość empiryczną. Chrześcijanie starożytni i średniowieczni mieli silne poczucie zła w tym świecie, później zwyciężyły fałszywe hasła głoszące człowieka z natury dobrego i minimalizujące zło. Jednak realizm zła nie daje się zminimalizować i ciągle daje o sobie znać. Pozorny manicheizm Jerzego Nowosielskiego nie jest więc czymś nowym, na dodatek jest silnie zakorzeniony w Piśmie Świętym. Przeważnie jednak jest to „głos wołającego na puszczy”, gdyż wolimy teorie rzekomo optymistyczne, aż dopiero dramat Auschwitz i podobnych jemu miejsc otwiera nam oczy na rzeczywistość „księcia tego świata”.

 

Religia a zwierzęta

 

Znany jest powszechnie pogląd Jerzego Nowosielskiego, że zwierzęta to aniołowie w stanie kenozy, czyli wyniszczenia. W ten sposób aniołowie (profesor preferował określenie „byty subtelne”: „Wolę używać tego określenia od bardziej szczegółowego: aniołowie. Angelos oznacza posłany, chodzi o byty subtelne, które otrzymały zadanie kontaktowania się z bytami ziemskimi”[14]) uczestniczą w kenozie samego Chrystusa. Związek aniołów ze światem zwierząt Jerzy Nowosielski uważał za jedną z ważniejszych swoich intuicji, co uzasadniał następująco: „Aniołowie bardzo często występują pod postaciami zwierząt, jak chociażby w wizji Ezechiela symbole Ewangelistów. Jan Chrzciciel jest uważany w tradycji prawosławnej za stojącego szczególnie blisko bytów anielskich, dlatego na ikonach bywa przedstawiany ze skrzydłami. Na widok Chrystusa, jak pamiętamy, wypowiada znamienne słowa: ‘Oto Baranek Boży’. Sama idea ofiary ze zwierząt w Starym Testamencie była wciągnięciem bytów subtelnych w sferę rytuału. Podejrzewam, że zwierzęta są to cierpiące anioły, biorące udział w kenozie chrystologicznej. Do tego uprawniają mnie pewne elementy tradycji prawosławnej”[15]. Jest to więc wprowadzenie pojęcia kenozy aniołów w świecie zwierząt, w świecie przyrody. Tym samym cierpienie zwierząt, sam byt zwierząt mają jakiś związek ze stanem bytów subtelnych, które zwykle nazywamy aniołami. Sformułowanie to ma bezpośredni związek z Listem św. Pawła Apostoła do Rzymian: „Stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia” (Rz 8,19-22). Jerzy Nowosielski podkreślał, że należy pamiętać o podwójnej tragedii kosmicznej, o upadku aniołów i o upadku człowieka, które są ze sobą powiązane w porządku ontologicznym. Tym samym los zwierząt jest paralelny do losu człowieka, czego świadomość miał Eklezjastes: „Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca. Któż pozna, czy siła życiowa synów ludzkich idzie w górę, a siła życiowa zwierząt zstępuje w dół, do ziemi?” (3,19-21).

Zwłaszcza, że cała psychika w świecie ewolucje właśnie w stronę tych stanów świadomości, jakie znajdujemy u ludzi. Dlatego u wyższych zwierząt, a zwłaszcza u tak zwanych zwierząt domowych, żyjących w ludzkim środowisku, znajdujemy rzeczywiste zbliżenie się do ludzkiej psychiki[16]. Wydaje się, że wyżej rozwinięte zwierzęta, mające ograniczoną duchowość, powinny mieć samoświadomość w formie prymitywnej. Na przykład miłość i zaczątki altruizmu, a także uczucia estetyczne, są właściwe także zwierzętom[17]. Świat zwierząt otrzymuje dar nieśmiertelności w tajemnicy perychorezy. Św. Jan Chryzostom uważał, że gdy ciało ludzkie stanie się niezniszczalne, to całe stworzenie pójdzie za nim i stanie się jemu odpowiednim. Clive Staples Lewis uważał, że los zwierząt uzależniony jest od człowieka, gdyż w człowieku odnajdują one swoje własne Ja. Możliwe jest więc, że zwierzęta znajdą nieśmiertelność nie same z siebie, ale w nieśmiertelności człowieka[18]. Z kolei człowiek jest duszą żyjącą, nie jest duszą, nie jest ciałem, jest ciałem ożywionym[19]. Cały więc człowiek, a nie tylko jakaś jego część, jest stworzony na obraz Boży[20]. Oznacza to, że istnieje tajemniczy związek między człowiekiem a światem zwierząt, szerzej z całym światem przyrody. Skoro istnieje związek świata aniołów z człowiekiem, to tym samym musi istnieć też związek świata aniołów ze światem przyrody. Jest to trudno postrzegalne, ponieważ upadła kondycja człowieka wyraża się w rozpadzie i rozproszeniu[21]. Tęsknota za integralnością całego stworzenia jest wyrażona przez św. Apostoła Pawła w Liście do Rzymian. Jeśli całe stworzenie cierpi, to nie można wykluczyć cierpienia aniołów, gdyż aniołowie też są stworzeniami Bożymi.

„Apostoł Paweł naucza nas, że ‘niewidzialne przymioty Boga… stały się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła’ (Rz 1,20), niewidzialne przez widzialne. Przeto, Apostoł wskazuje, że ten świat widzialny zawiera wskazanie na świat niewidzialny, że ta ziemia zawiera w sobie pewne ‘obrazy bytu niebieskiego’ […]. Może być nawet, że Bóg, który stworzył człowieka ‘na swój obraz i podobieństwo’ (Rdz 1,26), nadał także innym stworzeniom podobieństwo z pewnymi bytami niebieskimi. Być może, to podobieństwo jest tak dokładne, że nawet ziarno gorczyczne, „które jest najmniejsze ze wszystkich ziaren” (Mt 13,31), ma swoje podobieństwo w Królestwie niebieskim. Wtedy na mocy prawa swej natury, według którego ziarno to jest najmniejsze ze wszystkich ziaren, ale jest zdolne do wyrastania większego od innych i ukrywania w swoich gałęziach ptaków niebieskich, ono nie objawiałoby nam po prostu cząstki bytu niebieskiego, ale całe Królestwo niebieskie.

W tym sensie możliwe jest, że także inne ziemskie ziarna w podobny sposób zawierają w sobie podobieństwo i znak bytów niebieskich. Jeśli jest to prawdziwe w odniesieniu do ziaren, to powinno być prawdziwe także w odniesieniu do roślin, a jeśli jest to prawdziwe w odniesieniu do roślin, to nie może być inaczej w tym, co odnosi się do zwierząt, ptaków, gadów i kopytnych. […] Można wnioskować, że wszystkie te istoty, nasiona, rośliny, korzenie lub zwierzęta, chociaż są przeznaczone, bez wątpienia, dla służenia cielesnym potrzebom ludzi, to z drugiej strony, zawierając w sobie zarys i obraz świata niewidzialnego, mają też inne znaczenie: podnoszą duszę i doprowadzają ją do kontemplowania rzeczy niebieskich. Być może, właśnie to chciał powiedzieć głosiciel Mądrości Bożej w następujących słowach: ‘On sam dał mi bezbłędną znajomość rzeczy: poznać budowę świata i siły żywiołów, początek i kres, i środek czasów, odmiany przesileń i następstwa pór, obroty roczne i układy gwiazd, naturę zwierząt i popędy bestii, moce duchów i myślenie ludzkie, różnorodność roślin i siły korzeni. Poznałem i co zakryte, i co jest jawne, pouczyła mnie bowiem Mądrość, sprawczyni wszystkiego’ (Mdr 7,17-21). Przeto, wydaje się być bez wątpienia możliwym, że wszystko, co widzialne, związane jest z pewną tajemnicą, to znaczy, że wszystko, co widzialne, jest symbolem i wskazuje na to, co jest niewidzialne, z czym ma ono wspólnotę”[22].

Skoro jednak wszystkie stworzenia – także aniołowie – są włączone w proces cierpienia mającego charakter zbawczy, to cóż pozostaje? Inny wielki teolog, Izaak Syryjczyk[23], kładł nacisk na współczucie: „A co to jest współczujące serce? Powiedziano: To serce płonące miłością do wszystkich stworzeń: do ludzi, ptaków, zwierząt, demonów, do każdego stworzenia. Gdy człowiek myśli o nich i widzi je, z jego oczu płyną łzy. To współczucie jest tak silne, tak gwałtowne […], że serce pęka na widok zła i cierpienia, doświadczanych przez najmniejsze ze stworzeń. Oto dlaczego taki człowiek ze łzami modli się każdej godziny […] za wrogów prawdy i za wszystkich, którzy mu szkodzą, żeby zostali oni zachowani i żeby im przebaczono. On modli się nawet za węże, w nieskończonym współczuciu, wznoszącym się w jego sercu, na obraz Boży”[24].

Jerzy Nowosielski natomiast oczekiwał zmiany stosunku Kościoła do świata zwierząt, gdyż postrzegał ścisły związek zachodzący między światem zwierząt a światem bytów subtelnych[25]. Z kontekstu różnych wypowiedzi Jerzego Nowosielskiego wynika, że chodzi właśnie o współczucie.

 

Nadzieja

 

Jerzy Nowosielski rozróżnia między wyznaniem i pewnością wiary: „wyznanie jest sprawą intelektu. Konfesyjność określa nasz intelektualny stosunek do tak zwanych prawd wiary w porządku myśli spekulatywnej, dyskursywnej. Prawosławie jest w jakimś sensie przezwyciężeniem wiary. Jeżeli ktoś jest prawosławny w takim znaczeniu, jak ja to rozumiem, to wiara potrzebna jest mu tylko jako element do jego rozwoju religijnego. Gdy dojdzie do etapu chwały, żyje już nie wiarą, a swoistego rodzaju pewnością, osiągnięciem. Z chwilą, gdy człowiek uchwyci jakąś małą cząstkę rzeczywistości zmartwychwstania, to wiara wręcz dezaktualizuje się. Żyje się już nie wiarą, a swego rodzaju pewnością … Chrystus jest dla mnie osobistym Zbawcą. Naprawdę, ufam Chrystusowi. Wszystkiego na świecie się boję, nie boję się tylko Chrystusa. Taki jest Chrystus mojej intuicji i wiary”[26].

Jednak ostatecznie „Chrystus dał nam jedynie zasadę krzyża. Bóg poniósł straszliwą klęskę w rzeczywistości empirycznej, w swoim zstąpieniu z nieba wysokiego na ziemię upadłą. Klęskę zakończoną śmiercią krzyżową, której epilogiem jest zmartwychwstanie. Ono jednak jest doświadczeniem ponadempirycznym. Empiryczne jest tylko doświadczenie krzyża. Dał nam więc Chrystus jeszcze jedno: świadomość istnienia doświadczenia ponadempirycznego. Dał nam nadzieję eschatologiczną”[27].

Oznacza to, że ostatnie słowo należy do nadziei…



[1] Z. Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim, opr. K. Czerni, Kraków, 2009, s. 263.

[2] Tamże, s. 266.

[3] Na ten temat porównaj znakomite studium: A. Tschirschnitz, Kult Baala i Aszery w tekstach Starego Testamentu. Studium historyczno-teologiczne, Warszawa, 2009.

[4] M. Zdziechowski, Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa, Kraków, 1914-1915, I-II; tenże, W obliczu końca, Wilno 1937; tenże, Widmo przyszłości, Wilno, 1939.

[5] Efrem urodził się w semickiej Mezopotamii, w Nisibis, w rodzinie chrześcijańskiej. Pod silnym wpływem miejscowego biskupa Jakuba, wybitnego ascety i intelektualisty, który sprzyjał rozwojowi teologii syryjskiej, Efrem został „mnichem w domu”, co było wtedy częstą praktyką, przerywaną przez krótkie okresy życia pustelniczego. Został wyświęcony na diakona, ale zdecydowanie odrzucił próby wyświęcenia go na kapłana i biskupa, aż do tego stopnia, że według świadectwa Sozomena, pewnego razu udawał szalonego (Sozomen, Historia Kościoła, przeł. S. Kazikowski, Warszawa, 1980, s. 191-192). Za czasów biskupa Wologesa (346-361), następcy Jakuba, cieszącym się nie mniejszą czcią ze strony Efrema, ten ostatni był już uznanym autorytetem. Kilkakrotnie, gdy Persowie zagrażali miastu, Efrem dawał swoim współobywatelom pożyteczne rady. W 363 roku Cesarstwo Rzymskie oddało Nisibis Sasanidom. Jak większość chrześcijańskich mieszkańców, Efrem szukał schronienia na terytorium rzymskim, w Edessie, gdzie założył znaną „Szkołę Persów”. Zachował kontakty z pustelnikami w górach, wśród których często poszukiwał samotności. Jako diakon Efrem, jak i Nisibis, tak i w Edessie, prowadził w świątyni wykonywanie własnych utworów, akompaniując na harfie chórowi dzieci lub mniszek. W jego olbrzymiej spuściźnie jest niemało elementów autobiograficznych, na przykład w Carmina Nisibena, które opłakują tragedię jego rodzinnego miasta i wysławiają obu biskupów, nauczycieli Efrema. Jednak najczęściej jego traktaty są egzegetyczne, a hymny poświęcone wierze, ascezie, podstawowym momentom zbawienia.

[6] Tutaj trzeba zaznaczyć, że św. Efrem Syryjczyk uważał, że antychryst pojawi się jako fałszywy dobroczyńca ludzkości (Św. Efrem Syryjczyk, Alfawit duchownyj, Moskwa, 2010, s. 6-10), co wpłynęło na wizję Włodzimierza Sołowjowa (Krótka powieść o antychryście).

[7] O. Clément, Sources. Les mystiques chrétiens des origines. Textes et commentaires, Paris, 2008, s. 220-221.

[8] J. Nowosielski, Cierpienie, tekst niepublikowany, maszynopis, s. 2, 3-4.

[9] Z. Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim, s. 247.

[10] Tamże, s. 249.

[11] Tamże, s. 251.

[12] Tamże, s. 241.

[13] Tamże, s. 283.

[14] Teologia chwały. Wywiad przeprowadził T. Wyszomirski, „Tygodnik Podlaski”, 5(1988), z. 10(43), s. 1 i 3.

[15] Tamże, s. 1.

[16] W. Zienkowski, Osnowy christianskoj fiłosofii, Moskwa, 19972, s. 252.

[17] Św. Łukasz (Wojno-Jasieniecki), Duch, dusza i tieło, Moskwa, 19972, s. 85.

[18] D. Tribusznyj, Simwoliczeskaja ontołogija, „Zywoj Rodnik”, 2011, z. 1-2(89-90), s. 46-47.

[19] O. Clément, Ciało śmiertelne i chwalebne. Wprowadzenie do teopoetyki ciała, przeł. M. Żurowska, Warszawa, 1999, s. 8.

[20] Tamże, s. 9.

[21] Tamże, s. 35.

[22] Orygenes, Homilien zum Hohelied, 3, [w:] Die Griechischen Christlichen Schriftsteller, Berlin, 1925, XXXIII, s. 208-209.

[23] Jeden z największych Ojców duchownych chrześcijańskiego Wschodu, Izaak urodził się w Bet Katraja (obecny Katar), na wybrzeżu zatoki Perskiej. Już będąc mnichem i uznanym kierownikiem duchowym, on między 660 i 680 rokiem został wyświęcony na biskupa Niniwy, w syryjskim Kościele nestoriańskim. Jednak po pięciu miesiącach uciekł w góry i długi czas spędził w samotności, a następnie zamieszkał w monasterze Rabdan Szabura. Tutaj traci wzrok „z powodu czytania i surowego życia” i dyktuje swoje prace uczniom, zachwyconym „jego pokorą i łagodnością”. W świętym Izaaku, prawdziwym Syryjczyku według ducha, zdecydowane odrzucenie tego strasznego świata wiąże się z nieskończoną miłością do wszystkich cierpiących stworzeń. Zbawienie powszechne nie jest przekonaniem wypływającym z systemu metafizycznego, jak u Orygenesa, ale nadzieją i modlitwą świętych, gdyż zbawić można się jedynie w powszechnej wspólnocie. Ze szczególną przenikliwością Izaak mówił o miłości do rzeczy i żywych istot. Miłość „współczującego serca” staje się kosmiczną, a nadzieja bezgraniczną, człowiek modli się „nawet za węże”, „nawet za demony”.

[24] Św. Izaak Syryjczyk, Oeuvres spirituelles, przeł. J. Touraille, Paris, 1981, s. 395.

[25] Teologia chwały, s. 1.

[26] Z. Podgórzec, Rozmowy z Jerzym Nowosielskim, s. 28.

[27] Tamże, s. 301.

ks. Henryk Paprocki