tłumaczenia
Wasyl Rozanow, Myśli, 927-1441, Przed Sacharną
2013-10-23
927. „Miłość istnieje dla pożytku Ojczyzny”

 

3 stycznia 1913 r.

 

Waria przywiozła na Boże Narodzenie dwie dwóje, z niemieckiego i matematyki. Przywitaliśmy ją sucho i prawie z nią nie rozmawiamy. Ona zmieszała się. Zagląda w oczy, uśmiecha się z poczuciem winy i przymilająco, ale nie zwracamy na to uwagi. Jednak po kilku dniach pozwolono jest pójść do pokoju Szury, w którym zebrały się dwie studentki, Szura i wszystkie dzieci.

Ja coś pisałem. Nagle dzieci weszły do gabinetu i powiedziały: „Chodź, tato, do nas, jest tak wesoło”. Byłem zdenerwowany, że odrywają mnie od pracy, ale poszedłem.

Na podłodze – na „podnóżkach” i taboretach – rozsiedli się, poza dorosłymi, wszystkie dzieci: Tania, Wiera, Waria, Wasia, Nadia. Wszyscy byli zaaferowani i kiedy cicho wszedłem – prawie mnie nie zauważono.

Bawiono się „W swoje opinie”. Owe „opinie” stanowią określenia rzeczy, których nazwa została napisana na karteczce.

Zdumiało mnie wiele „opinii” i kiedy zabawa się skończyła – zabrałem wszystkie kartki i niektóre z nich teraz zacytuję.

Pytanie: Co to są kwiaty?

„Kwiaty uduchowiają człowieka, kiedy bywa on przez coś stłamszony i odświeżają jego duszę” (Wasia).

„Jedynie kwiaty i dzieci są ozdobą ziemi” (Wiera).

„Są oddechem piękna”.

„Kwiatek jest ostatnią pociechą człowieka, posadzony w ziemi nad trumienną deską” (Waria).

„Kwiaty są uśmiechem przyrody, a ich zapach jest jej tajemniczym przyznaniem się do tego” (studentka).

„Kwiaty są pieśnią przyrody” (Natasza).

„Bez kwiatów świat byłby bardziej martwy, niż sama śmierć” (Szura).

(Powtórnie zadano ten sam temat, lub też poproszono o powtórną „opinię” na ten sam temat):

„Kwiaty są pokorne, każdy śmiertelnik może je zerwać lub podeptać” (Wasia).

„Kwiaty są maleńkimi i słodkimi stworzeniami Bożymi, które zostały jako smutne wspomnienie o Raju” (Wiera).

„Kwiaty są jak ludzie – pełne pychy i tkliwe”.

„Kwiaty – w przyrodzie – miłe, świetliste, różnokolorowe. W swoich kielichach one skrywają marzenia… swoim zapachem usuwają udrękę i uciążliwość. – Kwiaty w dusznym pokoju. Smutno, szaro… Łagodne kwiaty wiją się przy zakurzonym oknie. Podchodzisz. Budzą się złote wspomnienia o czymś bardzo dalekim” (chyba Tania).

Pytanie: Czym jest rozum?

„Rozum bardzo trudno jest określić temu, kto go posiada, a dla tych, którzy go nie posiadają rozum jest świętym szczęściem i bogactwem” (studentka).

„Ciągle „Mądremu biada” (Szura).

„Rozum jest szczęściem nieszczęśliwych” (Natasza).

„Rozum jest sterem” (Tania).

Pytanie: Co jest największym heroizmem?

„Wyrzec się samego siebie, radośnie umrzeć za bliźniego, nawet za najgorszego przestępcę” (Nadia lub Wasia).

„Heroizm jest największą odwagą i dążeniem do wielkich spraw” (Waria).

„Największym heroizmem jest wyrzeczenie się samego siebie. Tylko ten może stworzyć coś wielkiego i pięknego, tylko ten może jako bohater zostawić swój ślad w historii i w udręczonych duszach ludzi, kto powie: Ja istnieję dla innych, ale nie dla siebie. To jest prawdziwy bohater ludzkości” (Wiera).

„Pragnienie, żeby spłonąć w miłości” (Tania).

„Najwyższym heroizmem jest stracenie własnej twarzy” (Szura).

„Heroizm to ani razu nie skłamać w życiu” (Natasza).

„Heroizm jest tylko uniesieniem, ale nie jest ogniem” (studentka).

„Prawdziwy heroizm zawarty jest w mocy miłości, zmuszającej do zapomnienia o swoim dręczącym ja” (powtórnie – Tania).

„Najwyższym heroizmem jest powiedzenie o sobie czegoś śmiesznego i podłego” (powtórnie – Szura).

„Heroizm jest niezwykłym życiem człowieka, niekiedy niezauważalnym, a niekiedy zauważalnym” (chyba Wasia lub Nadia).

„Jakże możemy pytać, co jest heroizmem, jeśli całe życie Chrystusa było wielkim heroizmem” (chyba Wiera).

Pytanie: Co jest najtrudniejsze ze wszystkiego na świecie?

„Najtrudniej jest w życiu pokochać kogoś, kto nas nienawidzi” (studentka).

„Najtrudniej jest w życiu zwyciężyć samego siebie” (studentka).

„Żyć bez miłości” (Natasza).

„Zapomnieć o sobie” (Szura).

„Najtrudniej jest powiedzieć na starość to, co mówiło się w młodości” (chyba Wiera).

„Zachować młodość” (chyba studentka).

„Wierzyć i żyć szlachetnie, bez fałszywych upiększeń” (Tania).

„Najtrudniej jest przeżyć życie prosto, bez urojeń” (chyba studentka).

„Najtrudniej jest w życiu zapomnieć o sobie” (powtórnie Szura).

„Najtrudniej jest stanąć ponad swoimi cierpieniami” (Wiera).

„Najtrudniej jest przeżyć chwile przed śmiercią, jeśli człowiek był grzeszny” (Wasia – sic!).

„Najtrudniej jest w życiu przeżywać męki” (powtórnie Wasia).

„Najtrudniej jest w życiu wypić mleko i iść spać” (Puszek – Nadia).

Najbardziej śmialiśmy się z tej ostatniej odpowiedzi. Najbardziej dziwiliśmy się z odpowiedzi Wasi. Sięga mi do pasa, jest małym chłopcem. Zdumiony jego odpowiedzią wziąłem go po zabawie na stronę i zapytałem: „Czy ty myślałeś o godzinie śmierci?”

„Myślałem” – „No, to mnie jest ciężko tak umierać, ale ty?…” – „Nie, tato. Jakie ty masz grzechy? Jeśli masz ochotę zgrzeszyć, to się powstrzymasz”. – Prychając ze śmiechu i zamierając ze strachu, poszedłem i opowiedziałem Szurze „o swoim Wasi”.

Gdzieś jednak zagubiłem kartki z „opiniami o miłości”.

– „Czym jest miłość?” Różnie odpowiadano. Ale Waria – cała jak trąd przez te „ukarane święta” – pospieszyła pocieszyć rodziców i uspokoić społeczeństwo:

„Miłość istnieje dla pożytku Ojczyzny”.

Z tej odpowiedzi śmialiśmy się najbardziej.

 

* * *

 

928. Żyd znajduje „ojczyznę” w każdym miejscu, w którym żyje, w każdej sprawie, w której bierze udział. On włazi, wrasta w ziemię i w zawód, w partie i w związki. Nie jest to jednak fałsz, jest w tym autentyzm. Wszędzie działa łatwo (w wolności) i z mocą, jak krewny.

On w najwyższym stopniu nie jest nigdzie obcy, jest ze wszystkimi. Powszechna opinia, że Żydzi są obcy – jest słuszna tylko w połowie. Pod jednym i tajemniczym względem oni wszędzie są obcy. Ale równie prawdziwa jest opinia, że wszędzie są bliscy, do „jedności krwi”, ze wszystkimi.

Stąd wynikają pewne szczegóły, na przykład słynna „nachalność żydowska”, której sami Żydzi nie zauważają, a nawet nie rozumieją, o czym mówimy. Nas zdumiewa i nie możemy znieść faktu, że w Rosji Żydzi prowadzą się i rozprawiają „jak my”, że czują się „jak my”, że tak samo mówią i prowadzą się.

Stąd (po części) pogromy i to, że Żydzi tego nie rozumieją.

(w klinice, przy mamie)

 

* * *

 

929. Kiedy od kapłana płynie dobro i kiedy płynie dobro od świeckiego człowieka, a „wymiary dobra” są w obu wypadkach takie same – to znaczy równe: jest jednak różnica w zapachu. Dobro kapłana jest bardziej wonne, niż dobro człowieka świeckiego.

Dlaczego? Wyraźnie czuję różnicę. Czuję nie dlatego, że mam „takie przekonanie”. To nie rozum „czuje”, a nos.

(przypomniałem sobie rozmowę z pewnym dobrym kapłanem)

 

Ej, klechy! Poprawcie się! – a zbawicie Ruś.

 

* * *

 

930. Mnie nie jest potrzebna „kobieta rosyjska” (Niekrasow i fałszywy blask społeczny), a „baba rosyjska”, która będzie dobrze rodziła dzieci, będzie wierna mężowi i utalentowana.

Włosy gładkie, niezbyt gęste. Rozczesane pośrodku, skóra w miejscu rozczesania biała, szlachetna.

Miła. Nie za duża i nie za mała. Ubrana skromnie, ale nie ascetycznie. Na twarzy uśmiech. Ręce i nogi nigdy się nie męczą.

Raz na rok grubieje.

(idąc od Pr. Gor.)

 

* * *

 

931. – Co z tym zegarem? Zatrzymał się?

Duży zegar, z białym cyferblatem. Z ciężkimi wagami, a do jednej z nich był jeszcze przyczepiony stary zamek.

– To źle. To coś oznacza. – I mama zamyśliła się. Co prawda, ona wszystko pokonywała swoją energią. Ale kiedy zatrzymywał się zegar, była to zła godzina w jej dniu.

(w Jelcu)

 

* * *

 

932. Zegar chodził ledwo-ledwo. Wiekowy. Od zmarłego Dymitra Naumycza (męża, ojciec „przyjaciela”).

Ona wyszła za niego, gdyż był łagodny i odpowiedni dla wychowania jej brata. Miała 15 lat, a brat miał 4 lata. Ona wszystko przemyślała i zaplanowała, nie wyszła za „odważnego”, który byłby „samą miłością”, a za odpowiedniego.

Zawsze była wesoła i lubiła, żeby wszędzie była czystość, w pokojach i w obyczajach – w zachowaniu się synów i córki.

Umierając prosiła, żeby ją pochować „razem z mężem”. „Razem rodziliśmy dzieci”, „razem będziemy leżeć w ziemi”, „razem iść do Boga”.

 

* * *

 

933. Tri-tri-tri

Fru-fru-fru

Igi-igi-igi

Ugu-ugu-ugu.

 

To jest bardzo dobre. Po „Syntetycznej filozofii” Herberta Spencera w jedenastu tomach – to jest bardzo dobre.

(artykuł o futurystach Rog-Rogaczewskiego z przykładami z ich poezji)

 

A ludzie nie wierzą w Boga, Los i Opatrzność. Jednak On targa za uszy nie tylko wierzących, ale także niewierzących w Niego.

 

* * *

 

934. Stoję w banku, jakieś przelewy – rozglądam się na boki: gdzie jest ten międzynarodowy oszust ze swoim „piętnem na twarzy”, którego tak poszukiwał Sherlock Holmes.

(zaczytując się Sh.-Hol. Przelewam ostatnią ratę

za monety dla Osmana Nurri-beja w Konstantynopolu)

 

* * *

 

935. Wiele można zdobyć bogactwem, ale więcej – łaskawością.

(mądrość Żydów)

 

* * *

 

936. Bułgakow jest szlachetny, rozumny, oczytany i rwie się do prawdy.

Teraz – do chrześcijaństwa.

Ale on nie ma biedy w duszy, ani też biedy w życiu. On nigdy nie wołał – „Tonę!” – w przerażeniu. On jest profesorem, a nie obywatelem; uczonym, a nie człowiekiem. A chrześcijaństwo (myślę) objawia się właśnie „głupim tego świata” w szczególnych punktach i w szczególnych chwilach. Wydaje mi się, że jemu się nie uda przeniknąć szczególnie głęboko w nie swoje tematy.

 

* * *

 

937. Jak poprawić grzech przy pomocy grzechu – oto główny problem rewolucji.

(jadąc dorożką)

 

A poprawiający grzech jest gorszy od tego, którego chce poprawić.

 

* * *

 

938. – Oddaj ciastko! Oddaj ciastko! Oddaj ciastko!

Wiera leżała brzuchem na podłodze w pokoju Szury. Ma 10 lat. I ciągle powtarzała:

– Oddaj ciastko!

Szura przybiegła do mnie i śmiejąc się „do rozpuku”, pytała:

– Jak mogę oddać jej ciastko?

– Jakie „ciastko”??

– Wczoraj, po powrocie z wizyty, ona wyjęła z kieszeni zawinięty w papier kawałek tortu i mówi do mnie:

– „To, Alusiu, dla ciebie”.

– Oczywiście, ja zjadłam. Dzisiaj ona się na coś rozsierdziła, zdaje się, że zrobiłam jej jakąś uwagę, i domaga się, żebym jej oddała tort. Mówię do niej: – Jak ma ci go „oddać”, skoro go zjadłam? – A ona krzyczy (poczucie prawa):

– Wszystko jedno – oddaj! Mnie nie obchodzi, że zjadłaś tort.

Szura się śmieje, a Wiera płacze.

Nikt nie może się równać z Wierą w gniewie, chociaż ma tylko 10 lat. Ona zawsze szaleje, jak i szaleje w zabawach.

(na zdjęciu rodzinnym ona jedną ręką

obejmuje, a drugą odchyliła w bok)

 

* * *

 

939. Wlecze się pijany klecha… Wdowiec, żyje z kucharką… A kiedy rozlicza się z dorożkarzem – da „siiemitkę” Katarzyny (2 kopiejki) zamiast piątaka.

Tym nie mniej ja oddzielam się od Włodzimierza Nabokowa, profesora Kariejewa i szlachcica Pietrunkiewicza, i podejdę do klechy…

Dlaczego podejdę do niego, oddzielając się od tamtych, skoro są oni rozumni, a ten nawet z seminaryjnego łyka „powrozu” nie zwiąże?

Z powodu tradycji? Z nawyku?

Nie, ja wybrałem.

Podchodzę do mądrości i łaski. A odchodzę od głupoty i zła.

Dlaczego?

Przecież obok Nabokowa stanie jeszcze jeden Nabokow, a obok Kariejewa jeszcze jeden Kariejew…

Bez względu na to, jak oni będą się mnożyć i jak będzie się powiększał ich łańcuch, to nie obiecuje on nic ani w swoim środku, ani na swych końcach, ani też w wieczności, poza Nabokowem i Kariejewem lub Thierym i hrabią Orłowem-Czesmienskim, Zacharinem, i księciem Jusupowem. A obok klechy może stoi teraz metropolita Filaret, a nawet sam św. Serafim z Sarowa. I dalej: sam starożytny Platon nie zawaha się „wziąć za rękę klechy” i powie: „On jest – z mojej mądrości”.

A ja dodam: „Nie, ojcze Platonie – on przewyższył ciebie. Ty jedynie się domyślałeś, a on wie – o duszy i o niebiosach. O grzechu i o prawdzie.

Oraz, że każda dusza ludzka cierpi i trzeba ją uleczyć”.

 

* * *

 

940. Czy wina Żydów wobec Jezusa Chrystusa była noumenalna, czy też fenomenalna? To znaczy, czy tylko „ten tłum” „nie mógł zrozumieć”, a co najważniejsze, „teraz” – „przy końcu czasów”? Albo – od korzenia, od czasów starożytnych, od Mojżesza, a nawet Abrahama? Czy było bolesne wszystko zaczynać od źródła, czy tylko od ujścia? W ostatnim wypadku, to znaczy, że chodzi wyłącznie o „obyczaje”, to i teraz – nie ma powodów, żeby odrzucić obrzezanie, kult ofiarny, sobotę i świątynię.

W tym wypadku chrześcijanie zachowaliby biblijne nasienie, zachowaliby żywe poczucie Biblii, a nie to, co „niekiedy czytamy”. Nie byłoby strasznego przeciwstawienia dla naszych serc Ewangelii i Starego Testamentu.

Nic nie rozumiem. O, gdyby kiedyś ktoś mi to wyjaśnił.

 

* * *

 

941. Jak ci łajdacy niszczyli Strachowa, Danilewskiego, Raczinskiego… niszczyli wszystko to, co jest na Rusi skromne i ciche, zadumane.

 

„Najazd Hyksosów”. Czort wie, skąd się wzięli ci „Hyksosi”, historycy nie wiedzą. Przyszli i zniszczyli cywilizację egipską, którą budowano 2 000 lat. Potem, po 1 ½ wieku ich przegnano. I zaczęto odbudowywać cywilizację, z trudem, powoli, ale odbudowano.

(po przyjściu do domu z występów Isadory Duncan)

 

Jak to dobrze, że ta Duncan swoimi biodrami posłała wszystkich do diabła, wszystkich tych Czernyszewskich i Dobrolubowych. Wcześniej zresztą posłali ich tam Briusow i Bieły (Andrzej Bieły).

 

O, zakryj swoje blade nogi.

 

To było wspaniałe. Popełzli na czworakach, a potem nogami do góry. I na próżno wołali Lesiewiczowie i Michajłowscy:

– Gdzie jest nasz pozytywizm? Gdzie jest nasz pozytywizm?

Pozytywizm można zniszczyć tylko przez „do góry nogami”.

 

Na emaliowej ścianie

Tam jest świat cudownych kwiatów.

 

Dziwne. Sam Bóg posłał. Nic innego nie potrzeba. Jedynie tym „wywracając do góry nogami” w ciągu dziesięciu lat można było przegonić „głupi sen” literatury.

 

* * *

 

942. Wczoraj rozmowa u znajomych. Usłyszałem zdumiewający wybuch ojca:

„Mojemu 13-letniemu synowi, który nigdy nie znał onanizmu, powiedziano w gimnazjum, żeby nigdy nie dotykał…, gdyż jest przyjemne, ale szkodliwe dla zdrowia. On dotknął i stał się onanistą.

10 urzędników w mundurach ministerstwa oświaty, z których każdy był szpiegiem i oszczercą, uczyło go, że ‘nie należy mówić na swego przyjaciela fałszywego świadectwa’. On stał się oszczercą i obmawiał innych.

Tych samych 10 urzędników, z których każdy był zdrajcą i po cichu zajmował się socjalizmem, uczuło go, jak ‘być patriotą’. I on znienawidził swoją ojczyznę.

Tym sposobem, kiedy wreszcie ‘uzyska wykształcenie’ i stanie się nikomu niepotrzebnym człowiekiem, dostanie papierek, zgodnie z którym może otrzymać pracę ‘na służbie państwowej’.

Będą przed nim ‘otwarte wszystkie drzwi’.

Wejdzie w te największe, wybierze sobie dziewczyną z posagiem i ożeni się. Teraz będzie nie tylko ‘pożytecznym obywatelem’, ale także w najwyższym stopniu ‘miłym członkiem społeczeństwa’. Będą od niego pożyczać pieniądze. Będą mu wszędzie proponować ‘przewodniczenie’. Zacznie się zajmować ‘działalnością charytatywną’. A kiedy umrze, klecha powie wspaniałą mowę żałobną”.

(rosyjska cywilizacja)

 

W milczeniu pomyślałem o swoim domu.

Nie. Mój Wasia żyje. Z nim nigdy to się nie stanie. Strzeż się, Wasia. Strzeż się, Wasia, „rosyjskiej cywilizacji”.

 

* * *

 

943. Za klechę, nawet pijącego, nie chcę trzech kadetów.

Jedynie zły klecha (klecha Albow) – jest nie do zniesienia. Jest gorszy od każdego człowieka. W nim ten jad staje się gorszy, bardziej przeklęty, bardziej smrodliwy od jadu w każdym innym człowieku.

Dlaczego? Też – tajemnica. „Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i – podał Judaszowi”. Każdy wyznawca Chrystusa, jeśli jest zły – wzrasta w złu i staje się Judaszem.

 

* * *

 

944. „Wiesz (i wymieniła nazwisko jednego z moich ulubionych pisarzy, już zmarłego), gdyby on teraz żył, nie wydałby się interesującym. On wtedy był interesujący (w latach 90-tych). Ludzie z każdym rokiem rosną, dusza z każdym rokiem rośnie. Obecny człowiek nie jest taki sam, jak 15 lat temu”.

(mama w łóżku, 13 stycznia)

 

* * *

 

945. Grecy to – „ojcowie”, Rzymianie też – „ojcowie”. Nawet wychudły urzędnik – on też jest „ojcem”. Jedynie „Żydzi” – Wieczna Matka. Stąd wynika ich potęga i znaczenie.

(wracając z kliniki)

 

* * *

 

946. Ojciec rodziny. Z Uralu, członek Dumy Państwowej. Jadę z córką dorożką. I mówię:

– Ile płacicie za mieszkanie?

– Czterdzieści.

– Czterdzieści?! Ile pokojów?

– Z przedpokojem cztery.

– Jak się mieścicie? Jak liczna rodzina?

– Ja. Brat student, technolog. Jeszcze zamężna siostra z dzieckiem. Tata z mamą. I jeszcze dwuletni brat.

– Jak śpicie?

– Ja w stołowym na leżance, bratu ścielą w przedpokoju na skrzyni. Siostra z mężem za przegródką. Tata z mamą za drugą przegródką.

– Dziecko siostry ile ma lat?

– Półtora roku.

– A pański młodszy brat, zdaje się dwa?

– Dwa.

– To dobrze. Siostra nie jest w ciąży?

Ona przemilczała pytanie.

– Dobrze. Ciasno, bo ciasno. A ojciec jeszcze młody?

– 53 lata, ale kiedy na imieninach byli goście, to mówili, że można mu dać co najwyżej czterdzieści. Dużego wzrostu, jasna cera. Z brzuszkiem – chociaż niedużym.

– A mama?

– Mama jest jeszcze młoda. Ma dopiero 42 lata.

– Wspaniale! Wspaniałą ma pan rodzinę. Nie ma piękniejszej na Rusi, to znaczy, że nie może być piękniejszej rodziny, tu są i „sieci”, i „złoto”. Dlatego, że jesteście starym rodem.

Studentka uśmiechnęła się. Jej zamyślona twarz wskazuje, że pora za mąż. Ma już 19 lat.

Tak rośnie dobro na Rusi. Można też powiedzieć biblijnie, że tak rozmnaża się pszenica Boża na dobrych ziemiach.

Strzeżcie dobrej ziemi. Strzeżcie, strzeżcie. Trzeba ją orać i modlić się o deszcz.

Modlić się o słoneczko. A w czasie właściwym należy w ziemię rzucać ziarno.

 

* * *

 

947. Co jest prawdziwie interesujące?

 

Mój los.

Moja dusza.

Mój charakter.

Moje tajemnice („to, co ukryte w duszy”).

 

Z kim chciałbyś być?

 

Z Bogiem.

 

I jeszcze z kim?

 

Z tym, kogo prawdziwie kocham.

Takich ludzi w całym życiu spotyka się jednego-dwóch.

 

Co jeszcze potrzeba?

 

* * *

 

948. Po Gogolu, Niekrasowie i Szczedrinie w Rosji nie jest już możliwy żaden entuzjazm.

Może być tylko entuzjazm w niszczeniu Rosji.

Stąd 1 marca, częściowy paraliż w wojnie tureckiej i „ani jednego zwycięstwa” w Mandżurii. To wcale nie Aleksiejew i jeszcze jakiś „ochmistrz” – Abaza – urządzili „awanturę na Jalu-ciang”, ale przekształcili w „awanturę” możliwe zwycięstwo i poszerzenie ziem swego państwa panowie z „Sowriemiennika”, „Oteczestwiennych Zapisek” i „Russkogo Bogactwa”. Jakiekolwiek zwycięstwo stało się niemożliwe, póki nie zjawił się „międzynarodowy Żyd” Szef, który zaczął handlować tą całą „zgnilizną”, sprzedawać ją „tam” i „siam” – każdemu, który dałby mu na winko i dziewczynki.

 

* * *

 

949. Jeśli będziecie, zachłystując się zachwytem, cytować na każdym kroku szkaradne postacie i żarciki Szczedrina, wyzywać każdego dobrze pracującego człowieka na Rusi oraz ciągle przepowiadać jej katastrofę i przekleństwo na każdym miejscu i w każdej godzinie, wtedy zostaniecie nazwani „pisarzem idealistą”, który pisze „krwią serca i sokiem swoich nerwów”… Będzie to też powodem „zaliczenia” was do odważnej rosyjskiej rodziny Rog-Rogaczewskiego, który pisuje w czasopiśmie Żyda Kranichfelda i „czyj chleb je, tego też piosnkę śpiewa”.

– Jeśli pan nie jest zdrajcą ojczyzny – to jaki z pana Rosjanin? Jeśli nie jest pan zakochany w Finlandii, w „diable” i Polsce – to jaki z pana człowiek?

Cóż można robić w tym bałaganie, jak nie… założyć ręce – patrzeć i czekać.

 

* * *

 

950. „Ani ja, ani pan, ani Nowosiołow, nie są potrzebni” – napisał NN.

– Sprawa jest znacznie poważniejsza, nie potrzeba już nawet „autentycznych dokumentów na uprawianie handlu”.

„Brody-łopaty”, dostawione do płotu, burczą głębokim basem:

– Nam są potrzebne jedynie dochody. Wszystko inne zabezpieczył car.

(po otrzymaniu listu od NN)

 

* * *

 

951. Dlaczego on jest „wędrowcem”? Wszyscy go przyjmują, wszyscy się kłaniają. Zebrania religijno-filozoficzne uznały to za wielki honor, kiedy on był obecny na jednym z takich zebrań, przyszedł w połowie zebrania i zwrócił powszechną uwagę swoją czarną bluzą, rzemiennym pasem i fizjonomią „pod Maksyma”. Dlaczego jest on „wędrowcem” i kto go „wypędził”, z czego został „wykluczony”? „Jakość jego utworów” nikomu (prawdopodobnie) nie przychodzi do głowy, czy pisze wierszem, czy też prozą, publicystykę, czy też „opowiadanka” – nikt nie wie, ale wszyscy wiedzą, że „jest jeszcze drugi Maksym, który nazywa się Wędrowiec”, też w bluzie i też z rzemiennym pasem. Ale jest to raczej – hrabia, „Jego Wysokość”, a przynajmniej „Jego Ekscelencja”.

Po raz pierwszy przychodzą do literatury ludzie z fałszywymi fizjonomiami „pod innego”, w obcym „uczesaniu” i z zupełnie nie swoimi „papierami meldunkowymi”.

Pan, który sam siebie nazywa „Wańka z Siennej”.

 

* * *

 

952. Fl. przemówiłby innym językiem, gdyby z jego domu wyprowadzono za rękę An. Mich., mówiąc: „Na wszystkie cztery wiatry, żegnaj”, a Wasiukę w wieku dwóch lat wcielili do wojska na „nieokreślony czas”, bo „dobrze mu się żyje”. Wtedy byłyby inne pieśni, a on sam nie porównywałby tego do nędznej kurteczki i wulgarnych słów kucharki, dodając jednak: „Poza moimi oczami”. To co, że „poza oczami”, a gdyby „w oczy”? – wtedy powiedziałby tylko to: „Proszę być łagodniejszą, Katarzyno, przecież wszyscy jesteśmy – chrześcijanami”.

Również Nowosiołowowi z jego „mamą” tego wszystkiego nie potrzeba. Ale gdyby jego „mamę” zaczęli bić knutem w stajni, jak w Petersburgu siekł z koniuszym (z jego pomocą) swoją żonę gwardzista – Warguninę, z którą otrzymał 150 000 posagu, ale już podczas jej pierwszej ciąży powiedział, że jego jako szlachcica kompromitują ukłony na ulicy i odwiedziny jej kupieckiej rodziny. Żona sama powinna się postarać, żeby krewni „nie pokazywali się” i „nie przychodzili do nas”, a potem zaczął ją siec (w stajni). Ojciec Wariuginy zwrócił się do władz, ale zgodnie z opiniami NN i Nowosiołowa dostał „figę z makiem”, to znaczy „ani rozwodu, ani prawa do separacji”, a nawet odmówiono ojcu praw do córki, „ponieważ jest mężatką”. Dopiero po wypłaceniu 75 000 rubli „kanonicznemu małżonkowi”, ojciec wyzwolił córkę spod „pełnego łaski błogosławieństwa Kościoła”.

Ta petersburska historia została szczegółowo omówiona w „Grażdaninie” księcia Mieszczerskiego. Niestety, sam nie czytałem „Grażdanina”, ale historię opowiedziała wszystkim swoim gościom Anna Iwanowna Suworinowa. A propos: czy nie taką samą historię opowiedział S. T. Aksakowa w „Kronice rodzinnej”? Kronikę Aksakowa przeczytali wszyscy duchowni, przeczytali i nawet nie skomentowali.

Najpierw więc panowie NN, Nowosiołow, Iwan Pawłowicz, Cwietkow i Andriejew, pozachwycajcie się Warguniną.

A ja jeszcze przed waszą odpowiedzią powiem:

– Póki tak jest, wydaje się czymś bandyckim mówienie o „Kwiatkach świętego Franciszka z Asyżu” i o innych cudach.

 

* * *

 

953. Po co „błagać” sekretarza konsystorza duchownego (przecież konsystorz nie jest istotą prawosławia, pojawił się nie tak dawno), lepiej pomodlić się do „Keremeti”, bożka Wotiaków: będzie bardziej żywo, a przynajmniej folklorystycznie.

Mówiłem (i pisałem) Raczinskiemu, ale lękam się, że będę musiał powtórzyć NN.

To tu możliwy jest powrót do: „wróćmy do egipskich bogów, bo one nas karmiły i nie byliśmy głodni”.

Izrael w pustyni miałby rację, gdyby nie przyleciały przepiórki. Niech więc ktoś lub coś (osoba lub później powstała instytucja) „przyśle przepiórki” i „wytoczy wodę z kamienia”. Jeśli ktoś lub coś nie ma mocy Mojżesza – to nie należy się dziwić i nie należy narzekać, gdy ludzie nagle z powodu „przepiórek” zaczną zwracać się do Mojżesza i do bogów egipskich.

 

* * *

 

954. Niegodziwcy kanoniści mogliby pomyśleć, że niełatwo jest rozstać się z krową, do której ktoś przywykł, a wygodne mieszkanie nie oddaje się łatwo innemu: na podstawie jakiegoś prawa i jakiego szkaradnego motywu wyobrazili sobie i nagadali na ludzi, zaczęli krzyczeć w prasie, jeszcze przed Gutenbergiem krzyczeli w manuskryptach, że wszyscy mężowie są takimi samymi niegodziwcami, jak oni sami (to znaczy, jak kanoniści) i natychmiast porzucą swoje żony oraz pójdą do „młodszych i słodszych”, jeśli Raczinski i NN nagle „zgodzą się na rozwód”. To oni są źli, ci niegodziwcy, zechcieli zadać „ranę w serce” („zła żona – jak rana serca” – Salomon w „przypowieściach”). Korzystając z idealizmu, abstrakcji i marzycielstwa NN i Raczinskiego kanoniści „przekonują” ich o ludzkiej lekkomyślności i braku cnót, równocześnie marząc: „Z raną w sercu człowiek będzie gotów za wszystko nam zapłacić”.

Profesor prawa kanonicznego (był niedawno proces o spadek) pozostawił córkom 100 000 rubli. Zajmował się „sprawami rozwodowymi” w „dość wysokiej” instytucji duchownej. Autor książek i artykulików w czasopismach „Christianskoje Cztenije” i „Otdych Christianina”. Nie da się zaoszczędzić 100 000 rubli z „pensji profesorskiej”.

 

* * *

 

955. …Nuda, chłód i granit.

 

Czy to jest wiersz Puszkina?

– Nie, to prawo kanoniczne. „Księga sternika”, Suworow, Krasnożen, Silczenkow i jeszcze inni, wielu. Jak powiedziano w Biblii: „Wejdź na basztę i popatrz, czy nie idzie nam z pomocą wojsko?” – Posłaniec wrócił i powiedział: „O, nie! To idzie stado bydła i wzbija kurz”.

 

* * *

 

956. Idzie prostytutka trotuarem. Podejdę do niej i podzielimy się… ostatnim papierosem. Ona jedna jest dla mnie „swoja” w tym świecie: także bezdomna, także bez ojca, bez matki, także nikomu nie jest potrzebna, także nikt nie jest jej potrzebny. Dam jej papierosa, ona zapali, a ja dopalę. Potem pójdziemy do niej. Będzie moją żoną na jedną noc.

Jak i mnie na godzinę pracy potrzebny jest gospodarz i o każdym z nich mówię po godzinie – „Zgiń!”

(przy korekcie swego artykułu o Strachowie:

przy fragmencie o „melancholii w Europie”)

 

957. Podszedł Puszek i w milczeniu pocałował tatę w policzek; w koszuli, zaraz idzie spać (jest noc). Nie, ja teraz nie jestem taki: mama dała mi coś innego. – Ale przecież nie wszyscy mieli „naszą mamę”.

(czyż „melancholia w Europie” nie bierze się

z braku potomstwa? Gdy jest rodzina, jest pomyślność)

 

* * *

 

958. Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza!

 

„Jak ty, brudasko, możesz tak myśleć?”

 

– Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza!

 

„I fałszywa? I coś ukrywająca? I oszukańcza?”

 

– Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza!

 

„Cała poplątana? Ohydna”?

 

– Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza! Moja przepiękna dusza!

(wracam w nocy z redakcji. 3 godzina w nocy.

Wokół prostytutki)

 

* * *

 

959. Właściwie jest tylko jednak książka, którą człowiek ma obowiązek uważnie przeczytać – jest to książka jego własnego życia. Właściwie jest jedna książka, która jest autentycznie pouczająca dla człowieka – jest to książka jego osobistego życia.

Tylko ta książka jest w pełni otwarta i tylko – dla niego jednego. Właśnie to jest to nowe, całkowicie nowe w świecie, nieprzypominające niczego obcego, co on może przeczytać, poznać. Jego życie osobiste – jedyny nowy fakt, który on ze sobą przynosi na ziemię. On rodzi się dla swego życia i jego życie jest darem Bożym dla ziemi. Każdego człowieka Bóg daruje ziemi. W każdym człowieku ziemia (planeta) otrzymuje prezent. „Prezent” ten jest pełen wewnętrznych pism. Przeczytanie i zrozumienie tych pism stanowi obowiązek każdego człowieka. Jeśli jest on dobry do ludzi, przyjazny, jeśli „przy korycie (świat) wszyscy jesteśmy szczeniętami” – to bez ceremonii i grymasów, bez wstydu i nieśmiałości, bez kokietowania skromnością, powinien powiedzieć „prosiętom przy korycie”: „Bracia moi, oto co napisano w tej książce. Wniknijcie w jej treść i czytajcie mnie. Być może, komuś się spodoba. Być może, ktoś dzięki mnie zostanie pocieszony. A „trzeci dobry zuch” zabawi się – bez zła, z sympatycznym śmiechem. Bowiem niesympatycznym śmiechem nie należy się śmiać z żadnego człowieka”.

Dlatego każdy człowiek powinien napisać swoje własne „Odosobnione”. Jest to jedyny spadek, jaki może pozostawić światu i jaki świat może od niego otrzymać, ma prawo otrzymać. „Wszystko inne nie jest istotne” – wszystko inne, co on mógłby napisać lub powiedzieć, jest jedynie częściowo prawdziwe, gdyż nie zależy od niego i od jego wiedzy.

 

* * *

 

960. W białym chałacie szpitalnym i czarnych skórzanych rękawiczkach, ona wytwornie piła herbatę z konfiturami jabłkowymi.

Ledwo otworzyłem drzwi – cała w radości.

– Dlaczego pijesz herbatę w rękawiczkach?

– Ja już o 12 godzinie je założyłem. Sama. Na chorą rękę też sama.

Zapomniałem, że na chorą zawsze zakładaliśmy rękawiczkę – ja, albo Nadia (służąca).

Służąca gdzieś poszła.

– Możesz założyć mi płaszcz?

Szybko włożyłem na nią szary kostium angielski (uszyty dla Neuheima).

– Jedziemy.

– Poczekaj. Najpierw do Barbary Andriejewnej (w pobliżu kliniki). Ona mnie codziennie odwiedzała, więc złożę jej pierwszą wizytę.

Odwiedziliśmy.

– Teraz przejedziemy się?

– Nie. Najpierw do cerkwi (na Szpalernej).

– A przejażdżka? Odpoczynek?

– Potem będzie przejażdżka.

(21 stycznia 1913 r.)

 

* * *

 

961. Grzywa siwych włosów sprawiała wrażenie lwiej głowy i kiedy odwróciła dość masywną głowę, to (stała naprzeciw posągu Katarzyny) nie mogłem nie zachwycać się tym „widokiem” surowej, brązowej twarzy. Była ona piękna tą szlachetną wulgarnością, która niekiedy podoba się bardziej, niż skromność. Po obejrzeniu pleców doszedłem do wniosku, że ona jakby trzymają królestwo. Mąż – chudy, wąski. Drugi rząd krzeseł, po 10 rubli – chyba „doradca ministra” lub poważny handel. Wyraźnie widać – wykształceni. Ile lat? 60, a najmniej 22. Żadnej starości, słabości, kruchości.

Doczekałem się, że jeszcze się i odwróciła: łabędzia pierś była odkryta „do jak tylko można”. Biust był nagi, ale dekolt współczesny, który ukrywa główną zaletę piersi – początek ich rozdzielania się i pozwala widzieć jedynie potężna spadzistość.

– Jakaż to niewłaściwość, patrzeć uważnie na dekolt.

Nigdy nie patrzę wprost na biust.

Ale te 60 lub 55 lat mnie zbulwersowało. Dlatego, że wydało mi się czymś niewłaściwym patrzeć wprost, a byłem zdziwiony, że ona tak się wydekoltowała w wielu 55 lub 60 lat.

„Jeśli jednak obnażyła biust, to w tym celu, żeby widzieli. Patrzenie na dekolt w takiej sytuacji nie tylko nie obraża, a raczej obraża, jeśli się nie patrzy na dekolt”.

Po raz pierwszy pojawiła się myśl: „Ameryka”, „Eureka”.

Patrzyłem wprost, jak nigdy dotąd. Chociaż ona skierowała na mnie wzrok, dalej patrzyłem.

Nagle, kierowany jakimś instynktem oblizałem językiem wargi… Górną wargę… Raz… trzy… cztery… Teraz ona siedziała tak, że mogła widzieć jedynie moją szyję i policzki. Dziwny instynkt: ona, jak lwica, otworzyła usta, też wysunęła język, oblizała górną i dolną wargę, a nawet trochę i policzki. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego „na zebraniu” – w całym życiu nie widziałem! – Ale ona tak oblizała wargi, że nie było to odrażające.

Na bałałajkach grano „Jesień” Czajkowskiego. Dźwięki szeptały i wyły jak jesienny wiatr. Cudna muzyka. Taka maniera – czyż nie jest to wzajemny somnambulizm? Przecież nie mogę uwierzyć, żeby ona czytała w moich myślach. Ona siedziała w drugim rzędzie, a ja – w trzecim, nieco na ukos. Na prawo od niej.

Mąż siedział prosto. Chudy i prosty. Urzędnik.

Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że w pełnej Sali nie zauważyłem żadnej kobiety, poza nią, 55-letnią.

(22 stycznia)

 

* * *

 

962. Jestem – wielkim metodologiem. Potrzebuję metody duszy, a nie dowodów rozumowych.

A ta metoda to – łagodność.

Do mnie przyjdą (jeśli kiedykolwiek przyjdą) łagodni, płaczący, smutni, zmęczeni… Przemęczeni. Przyjdą nierządni (słabi)… Tylko pijanych nie trzeba…

Powiem im: zawsze byłem tak samo słaby, jak wy wszyscy, a nawet słabszy od was, i bardziej nierządny, i lubieżny. Moja dusza zawsze płakała nad tą słabością. Chciałem być wiernym i silnym, bezpośrednim i godnym… Jedynie nigdy nie chciałem być wspaniałym…

„Przygotujemy Wieczerzę Pańską… Wieczerzę czystą – jeden dzień z siedmiu niech będzie bez nierządu…

I zaśpiewamy nasze pieśni, pieśni Słabości Człowieka, pieśni Bólu Człowieka, pieśni Niegodności Człowieka. W tych pieśniach wszystko to będziemy opłakiwać…

W tym dniu Pan będzie z nami”.

 

A potem sześć dni znowu na ziemi z dziewczynkami.

 

* * *

 

963. Chrześcijaństwo musi zawsze żyć obok pogaństwa: we wsiach – bieda, potrzeby, nieuleczalne choroby, praca. Oczywiście, tam jest chrześcijaństwo. W miastach – Newski, „takie magazyny”: chrześcijaństwo nie ma gdzie się podziać, wszyscy są zajęci – marnością, wygodami. Wydaje mi się, że nie ma co nad tym ubolewać. To jest naturalna sytuacja planety. Chrześcijaństwo nawet wygrywa z tego powodu, ponieważ w „wiecznej walce z pogaństwem” tym samym jest ono wiecznie in statu nascentis.

(na koncercie Andriejewa)

 

* * *

 

964. Jako pierwszy z ludzi i aniołów zobaczyłem jego granicę.

Zobaczyć granice – to zobaczyć to, co nie jest Boskie.

Jako pierwszy zobaczyłem to, co nie jest Boskie.

I nie zwariowałem.

Dlaczego nie zwariowałem?

Być może, zwariowałem.

 

* * *

 

965. W duszy zawsze odczuwam jakąś mieszaninę balu i pogrzebu.

Twórczość – to, oczywiście, bal. A niespełniony obowiązek w stosunku do ludzi – straszny pogrzeb.

Co dałem ludziom? Napisałem „utwory”? W „Rozumieniu” pocieszałem sam siebie. Zresztą zawsze pisząc – pocieszałem siebie.

Czy kogoś nakarmiłem?

Ostatecznie rzeczywiście 10 ludzi ogrzałem i nakarmiłem – to jest najlepsze w moim życiu.

 

* * *

 

966. Jestem szczęśliwa…

(po wyjściu z kliniki. Matowa twarz. Bez uśmiechu.

I nagle: „Jestem szczęśliwa”. Po raz pierwszy od trzech lat.

29 stycznia)

 

* * *

 

967. Najgorszy mężczyzna jest jednak lepszy, niż sytuacja „nie ma mężczyzny”.

I kobiety rzucają się.

Najgorsza kobieta jest jednak kobietą.

I mężczyźni – szukają.

Tak zrodziła się prostytucja i wszelkie „okropne małżeństwa”.

(na występie Isadory Duncan)

 

* * *

 

968. Oto dwie rzeczy zupełnie niepodobne do siebie.

Bóg zechciał je połączyć.

Wtedy wziął w nocy coś z jednej rzeczy i przeniósł w drugą. Z drugiej też coś wziął i przeniósł do pierwszej.

Po przebudzeniu każda poczuła, że czegoś jej brak. Wstała i zdenerwowała się. Poczuła, że jest nieszczęśliwa. Poczuła, że cierpi i nie jest potrzebna światu.

Zaczęła szukać tego, co straciła.

Te poszukiwania są tęsknotą marzeń miłosnych.

Wszystko przemieniło się w błądzenie, wędrówkę.

Wszyscy zaczęli szukać, tęsknić.

– Gdzie jest to, co moje? Gdzie jest moje?

Po znalezieniu kobiety całowały.

Po znalezieniu mężczyźni uśmiechali się i całowali.

Tak zrodziły się pocałunki miłosne, i nie tylko miłosne.

Zrodziły się objęcia, zrodziły się westchnienia.

Świat się zarumienił. Świat zaczął wzdychać i pobladł.

Świat stał się brzemienny.

Świat urodził.

 

* * *

 

969. Dlaczego ja, taki maleńki, uważam, że Bóg stoi przy mnie?

Czy Bóg zawsze stoi przy chorym?

Ten, kto jest silny, pokłada nadzieję w sobie, Bóg nie jest mu potrzebny. Jako niepotrzebny Bóg odchodzi od niego.

A maleńki człowiek gdzie się podzieje bez Boga? Bóg jest – z maleńkimi. Bóg jest ze mną, gdyż jestem mały, słaby, głupi, złośliwy, ale nie chcę tego wszystkiego.

 

* * *

 

970. Strachow nie zdołał wyjaśnić, dlaczego „walczymy z racjonalizmem”[1]. Przedstawiwszy jego idee, „racjonalnie wyjaśniające przyrodę” (w artykule „Idea racjonalnych nauk przyrodniczych”) poczułem coś nieprzyjemnego, ciężkiego i tęsknego.

Rzeczywiście – „walczymy z racjonalizmem” przy pomocy rozumu. Dlaczego? Co to za zagadka?

W przyrodzie zostaje uśmiercona wszelka poezja, wszelki jej kaprys i żądza, wszelkie „odejście od normy” i geniusz, „zbrodnia i kara” (które są w przyrodzie). Zlikwidowany zostaje obraz i cnota.

Jeśli tak „zbudujesz” (w swoim umyśle) „racjonalną przyrodę” – pluniesz i odejdziesz. „Idź do diabła”. „Zamknijcie sad – nigdy do niego nie pójdę”. „Spuście Azora z łańcucha – nie mogę na niego patrzeć”.

Przyroda staje się bardzo racjonalna, ale też bardzo wstrętna.

 

Opadły kwiaty

I zgasły ogniska.

 

Przyroda – nie oddycha. To jest jej – trup, a nie ona sama. A kto zechce długo pozostawać „z trupem” i „zapalić papieroska”?

W „lesie według Strachowa” nie zapali się papierosa.

A przecież palimy. To znaczy, że przyroda nie jest „według Strachowa” i wcale nie jest „racjonalna”.

Prawdopodobnie Strachow zapożyczył swoje idee „od Niemców” i jedynie je zreferował. Albo też „nazbierał” z różnych ich dzieł, z Schellinga, Ockhama lub z pomniejszych autorów. Ta „niemiecka przyroda” rzeczywiście nie oddycha.

Skąd więc „tęsknota”? A jak tu nie tęsknić nad grobem i jak nie tęsknić po popełnieniu przestępstwa? Jeśli w racjonalizmie zabijamy przyrodę, to dokonujemy w stosunku do niej przestępstwa, chociaż tylko w swoim rozumie. Ale ten sam rozum, który też żyje, niepokoi się, tęskni, buntuje z powodu logicznego spreparowania żywego organizmu.

Nie, przyroda nie jest racjonalna. W niej jest racjonalizm, ale to jej – bok, a nie ona sama, to nie jest jej brzuch. Newton rano i wieczorem pił herbatę, był w tym regularny i racjonalny. Gdyby jednak ktoś wszedł w nocy do jego pokoju i wskazawszy na jego pochyloną nad stołem postać, powiedział:

– To jest Newton, niezwykle regularny człowiek w Oksfordzie. Codziennie rano o 7 godzinie i wieczorem o 8 godzinie pije kawę. Dlatego nazywa się „Newton” i jest uważany za najszlachetniejszego i najmądrzejszego człowieka w mieście…

…to wysłuchawszy takiej opinii, zawołalibyśmy:

– Idiota! Co za idiotyczne wyjaśnienie mądrości i szlachetności. Dlaczego „wziąłeś się” za Newtona, kiedy mogłeś podać jako przykład jego lokaja, a jeszcze lepiej – jak jest skonstruowany barłóg, na którym śpi ten lokaj![2]

 

* * *

 

971. Kto nauczył mnie przeżegnać poduszkę przed pójściem spać (i samemu też się przeżegnać)?

Mama.

A mamę – Kościół. Jakże można spierać się z nim.

(przed pójściem spać)

 

Ja doświadczam (gdy przeżegnam krzyżem poduszkę) coś prostego, jasnego, niezrozumiałego: że odpędzam złe myśli, że całemu światu jest dobrze.

 

* * *

 

973. Jedynie ten człowiek, który pomodli się rano i pomodli się wieczorem jest człowiekiem: inaczej jest – zwierzęciem. Udoskonalonym, wyuczonym, ale zwierzęciem.

 

* * *

 

973. Kościół jest budowniczym dusz i budowniczym życia. Kościół jest budowniczym domów.

Kościół jest – ziarnem cywilizacji.

(2 lutego)

 

Jutro trzecia transfuzja.

 

* * *

 

974. Wszyscy oni są – słodcy i demokratyczni.

I bezlitośni.

(pedagodzy nowej generacji)

 

N. siedzi na podłodze, zeszyt położyła na kanapie, nad czymś się męczy. Godzina 2 w nocy.

Wstałem. Popatrzyłem.

„Twierdzenie. Kwadraty dwóch liczb są kwadratami najmniejszego kwadratu (?? W. R.) dwóch z nich i trzeciej liczby” (!!?? W. R.).

(Bilibin, „Matematyka teoretyczna”)

 

Nic nie rozumiem. Wczytuje się, myślę, usilnie myślę i nie mogę zrozumieć, wyobrazić sobie, co tu „trzeba udowodnić” („twierdzenie”) – nawet nie usiłuję zrozumieć sensu tego twierdzenia. Mam 57 lat, moja córka ma 15 lat. Skończyłem klasyczne gimnazjum i uniwersytet, ona jest w 7 klasie gimnazjum N-oj.

Gimnazjum z kursem „nauk przyrodniczych”, fizyki i chemii, racjonalne – i z dzikimi kpinami nauczyciele religii N. z cudów biblijnych oraz mówieniem wprost przed klasą, że „w Biblii powiedziano wiele głupot” i świadomego fałszu.

A „ja”, „my” – nic nie rozumiemy…

– Może Musin Puszkin[3] rozumie?

Przecząco kiwa głową.

– To może Kasso?

Też przecząco kiwa głową.

– Przecież jesteśmy dobrze rozwiniętymi ludźmi!

Potakująco kiwa głową.

– Dlaczego to, czego nie rozumieją minister i kurator, powinna „koniecznie” zrozumieć blada dziewczynka, która ma 15 lat?

 

* * *

 

975. Człowiekowi bez twarzy program zmienia twarz. Program z daleka wydaje się być twarzą. Dlatego w miarę upadku społeczeństwa, zwyrodnienia, gdy jest w nim coraz mniej i mniej zdolnych ludzi – programy rozkwitają, wszyscy przywdziewają jakieś programy – wydaje się, że żyjesz nie wśród ludzi, a wśród programów. W istocie rzeczy i w ich głębi program jest po prostu czymś nieprzyzwoitym.

Przecież program – to coś „nie mojego” na „mnie”. Zawsze jest plagiatem i oszustwem „na korzyść tej postaci, która ma program”.

Czy można sobie wyobrazić Kolcowa trzymającego się „partii reform demokratycznych”? Gogola lub Puszkina „z programem”? – coś zadziwiającego. Przeciwnie, Kutlera nie można sobie wyobrazić bez programu. Jeśli jest on „bez programu” – jest niczym.

Bez krawata, kapelusza, po prostu goły. Goły i nędzny. Bez „programu” on jedynie śpi. Kiedy jednak się budzi i otwiera jedno oko, zaraz mówi do lokaja lub do żony: „Duszko – jak najszybciej daj mi program!”

Oto genealogia Nabokowów i Rodiczewych. To z nich składa się parlament.

 

* * *

 

976. Trywialność N. – to coś historycznego.

Z pięściami, z bębnami i z dzwonami – domaga się od wszystkich, aby witali się ze służącą przez podanie jej ręki, nie pytając nawet, czy służąca sobie tego życzy. W domu wszystko zostało tak urządzone, żeby służąca natychmiast zniknęła za drzwiami, jak tylko postawi potrawy na stojącym z boku stole (odrębnym od tego, przy którym siedzą goście). Przez to osiąga się, że goście w ogóle nie widzą służącej i „dom” jakby „sam sobie usługuje”, obchodzi się „bez niewolników”. Goście – każdy – sami nakładają sobie na talerze potrawy i nalewają zupę z wazy. Tym sposobem osiąga się „braterstwo, równość i wolność”. Po obiedzie goście koście wspólnie taszczą ogromną tacę z napisem (czarną farbą, ogromne litery): kooperacja… Ja też taszczyłem, żeby pani domu czuła się dobrze.

Teraz wygłasza odczyty, żeby wszyscy jedli tylko roślinki – jakby przed nią nie było wegetarian. Domaga się asocjacji i wyznacza wielkiemu malarzowi rolę stróża w swojej trywialnej sztuce, aby grał w furażerce, z miotłą i w brudnej marynarce. Przekształca jego wspaniałą rękę – każdy dzień jej pracy jest dla Rosji nieoceniony – w środek do ilustrowania swoich powieści, sztuk i dzienników, wydawanych pod krzykliwymi tytułami – „Dlaczego jesteśmy niewolnikami?”, „Ta” i jeszcze coś z jej życia, ni to rosyjskiego, ni to amerykańskiego. Nie dopuszcza na terenie swego majątku, noszącego nazwę „Cerera”, oraz w listach i licznych ogłoszeniach pisania pewnych liter, które uważa za anachroniczne… To ktoś taki, który nie ma nazwy, albo też można tę nazwę znaleźć w jakimś okrzyku… Ją można po prostu nazwać – „Dziewica-O-jeśli-by!!!”…

A przy tym – zdrowa, spokojna, zrównoważona. Żadnych oznak choroby nerwowej. Wszystko w najwyższym stopniu rozsądne i przemyślane.

„Bijcie głośno w tam-tamy!” – „Śmiało wchodźcie na skrzydło w środy od 3 do piątej godziny” i tabliczka Wjazd na słupie bramy… Wszystko to jest godne pędzla K. lub wierszy Kuźmy-Prutkowa…

Zwyciężony i zakochany Goliat pędzla bez przerwy rysuje amazonkę, która go zwyciężyła… zawsze z jakiegoś powodu maluje jej plecy… Nie może nie rzucić się w oczy, że jej twarz, wypukła, duża, wyrazista, a dzięki temu jakaś „zgarbiona” – ma daleki związek z plecami. A on maluje tę twarz z tej wyłącznie treściwej strony, albo też – interesującej, znaczącej, rozumnej, „nieprzekreślonej”. Z jedynej – której nie przekreślił Bóg. Tu jednak nota bene, ale o malarzu: w centrum jego talentu i rozumu tkwi właśnie „uchwycenie pleców człowieka” – pleców, bioder, nóg – ale nie twarzy człowieka. Czy przypadkiem nie w tym tkwi tajemnica jego dziwnego zniewolenia?

Utrzymywałem z nimi kontakty przez 1 ½ roku i byli oni moim koszmarem. W domu ciągle myślałem: „Co to takiego? Dlaczego? Skąd?” Rozwiązania nie znajdowałem i nie znajduję.

……………………………………………………………………………………

……………………………………………………………………………………

 

* * *

 

977. Zdecydowanie jest cechę wyróżniającą Rcy. Inne wspaniałe umysły, które spotykałem w życiu, wahały się, wątpiły, zmieniały poglądy. Rcy zdecydowanie nie zmieniał się, nie rósł, nie malał – nie zmienił ani jednej swojej opinii. Równocześnie miał pewne błędne opinie, a właściwie zabobony, nawyki życiowe, metody życia – na przykład „nic nie robienie” – ale w pełnym przekonaniu o wielkich zaletach owego „nic nie robienia”, pomimo strasznych cierpień jego samego z tych powodów, a także cierpień jego gorąco kochanej rodziny – nic w nim nie zostało zachwiane w ciągu 20 lat, gdy go znam, widzę, spotykam się z nim. Można by to nazwać „zacofaniem”, „konserwatyzmem”, „wsią”, co byłoby prawdą w odniesieniu do każdego, ale w Rcy – wcale tego nie ma, a przy tym tylko w nim. On bez przerwy, nawet w klozecie pracuje intelektualnie, ciągle w napięciu, „ręce i nogi” rozumu (wcale nie fizyki!) w wiecznym ruchu. Jego życie molekularne jest tak napięte, jak nieruchoma jest jego anatomica.

 

Tu est Petrus… to o nim powiedziano.

Kamień.

Uderzają o kamień fale ze wszystkich stron, a kamień jest nieruchomy.

Świeci słoneczko. A kamień jest tak samo ciemny i nieprzenikalny dla słońca.

Przejeżdżała kareta. Zahaczyła kołem o kamień. Rozbiło się koło, rozbiła się kareta, ludzie wypadli z niej i krzyczą z bólu.

A kamień milczy.

– O czym myślisz, kamieniu?

– Myślę o tym, co było od stworzenia świata i co będzie do końca świata. Leżę bowiem tutaj od stworzenia świata. I będę leżał do końca świata.

– Czy słuchasz muzyki Rosji?

– Tak, słucham (Rcy ją lubił).

– Czy lubisz pojeść?

– Tak, lubię pojeść.

– Tfu… wilkołak, boruta, czarci początek świata. W tobie nie ma Boga. Sumienia nie ma. Wstydu nie ma.

– Bóg jest we wszystkim.

Tak leży sobie kamień, ciemny, w ciemnym zakątku świata. Łóżko. Stół. Obraz. I „Nowoje Wriemia” (na wierzchu stare NºNº).

– Co czytasz w tych nowych czasach?

– Ostatnie plotki.

– A obraz?

– To starożytne motywy.

– Łączycie je?

– Oczywiście. Ostatnią plotkę należy znać tak samo koniecznie, jak koniecznie należy znać najstarszą modlitwę.

– I bucik pani?

– Tak… Kiedy, obejrzawszy się, ona poprawia podwiązki, spod podniesionej sukienki widać było białe festony halki[4].

– A potem „Panie, zmiłuj się”?

– Dlaczego „potem”? Równocześnie.

 

* * *

 

978. Wieczność jest – w chwilach. Wieczne nie są – wieki, czasy, a „teraz”.

Trzeba je zapisywać jako najważniejsze, co kiedykolwiek widziałeś w życiu.

Dlaczego ma być ważne, że „aresztowano studenta” i „co on myślał, kiedy prowadzono go na policję”? Tego typu pawich piór – jest bardzo dużo. Ale tylko Puszkowi przyszło do głowy, żeby na listach wysyłanych do słynnego „Husarzyka” pisać – „polecony”. Właśnie to – gdyż jest „jedyne” – godne jest książki i druku. To piękne życie w całej jego Boskiej wspaniałości. Reszta – to śmieci. Śmieci wyrzucam, a wspaniałość zapisuję.

(jak powstało „Odosobnione”)

 

* * *

 

979. Cała moja natura – mokra. Nie ma we mnie nic – suchego.

Przypominam brudną wodę w korycie, w którym praczka wyprała bieliznę. To we mnie Bóg „prał bieliznę” z całego świata. Jestem z tego bardzo zadowolony. Wiele dowiedziałem się o świecie z tego prania i wiele pokochałem w świecie, „nawąchawszy się starych spodni” wszystkich rzeczy.

 

* * *

 

980. Dlaczego jest ważne, co „ja myślę o Czernyszewskim”? Dzisiaj myślę o tym, gdyż mignęła mi przed oczyma jakaś strona jego działalności, twarzy i sposobu pisania[5]. Jutro mignie zupełnie inna strona i napiszę coś innego. I jedno, i drugie nie ma innego znaczenia, jak „chwile mego życia”, i nie jest też ważne dla samego Czernyszewskiego, gdyż w żadnym wypadku go nie określa. Bowiem my wszyscy

 

Oto – niewolnik, oto – robak.

 

Kiedy jednak Wiera cieszyła się ze znalezionego pod poduszką pudelka (automatyczna zabawka), ten fakt – był, i – nie przeminie, jak chwila jej zachwytu. Co jest ważniejsze: jej zachwyt, czy też jak A. W. Tyrkow zaczyna swoją powieść opowieścią o rewidowaniu studenta – a później, oczywiście: „zabrali go” i „co on myślał”?

Nasze myśli, jak trawa, wyrastają i umierają. Ale w radości i smutku jest coś, co odkłada się w Magazynie Wieczności.

Właśnie to opisuję w „Odosobnionym”.

Wszystko, co przeżyliśmy jest wieczne. A co przemyśleliśmy – przemija.

 

* * *

 

981. Nasza młodzież jest po części głupia, a po części upadła. Nie ma się co z nią liczyć. Brylanciki, które do niej trafiły (a raczej są w niej), same to najlepiej rozumieją, cierpią w tajemnicy, w tajemnicy pozostają w opozycji do kolegów, ale w tajemnicy myślą to samo, co „upadła” młodzież.

Młodzież jest w rękach Izgojewych. No i niech noszą ją na rękach, jak i ona ich nosi na rękach. Są to mrówki noszące puste słomki, zupełnie nieinteresujące.

 

* * *

 

982. W istocie, pisarz nie powinien patrzeć na to, że napisał wiele stron, a nawet nie powinien pocieszać się tym, że swoim pisarstwem lub swoją osobowością wywołał w światku pisarskim wiele poruszenia, – w końcu w samym życiu, w polityce lub kulturze. A – „co ostatecznie z tego wyszło” lub „co ostatecznie stworzył i pozostawił po sobie”. To zupełnie coś innego, niż „dobrze napisane strony”, a nawet „bardzo dobrze napisane” i „bardzo dużo”. Pisarz nie zadaje sobie takich pytań do końca życia. „Szumi wiatr, niesie liście, a ty, pisarzu, jak Drzewo Życia, ciągle zradzaj nowe i nowe – liście”. Ten upojny stan młodości zamienia się na inny: „A gdzie cnota?” – to znaczy, w czym sens napisanych tekstów? Niekiedy nie ma go po tym całym szumie. Właśnie to chciał powiedzieć Strachow w dedykacji napisanej na podarowanym mi swoim portrecie („Lękam się, że pomimo całego utalentowania nic z pana nie będzie”). Nie potrafię o tej „cnocie” powiedzieć ani „tak”, ani „nie”. Powiem jedynie dobremu nauczycielowi w grobie: „Walczyłem, Mikołaju Mikołajewicz, a najbardziej walczyłem o idealizm w filozofii i o mężną wiarę w Rosji”.

(w wieczór wysłania portretu Strachowa

do fototypii Prokudina-Gorskiego)

 

* * *

 

983. Pustynna ziemia jest głodną ziemią. Rolnik, sadząc ogrody, zasiewając pole – syci jej głód.

Za to, że on ją syci, ziemia odpłaca mu, wydając „sam 24” kłos.

Oto Demeter.

 

* * *

 

984. Demeter się uśmiechała,

A Baubo z nią żartowała.

 

Minęło już kilka lat od tej chwili, gdy dobry Turenski (urzędnik kontroli – pochodził ze stanu duchownego) podarował mi III tom archimandryty Chrysanfa – „Religie starożytnego świata”, a ja od razu zauważyłem opisane tam zdumiewające zdarzenie:

„Kiedy Demeter, lamentująca z powodu porwania jej córki Persefony przez Plutona, dotarła w jej poszukiwaniach do Eleusis, to Baubo, która mieszkała tam razem z Triptolemosem i Eumolposem, ugaszczając boginię (dalsze podkreślenia moje) przygotowała jej odwar z pszenicy, cucewna: ale bogini, udręczona żalem, nie chciała pić. Wtedy zmartwiona Baubo (słuchajcie! słuchajcie! uważajcie! uważajcie!) anastelletai ta aidoia kai epideiknuei th qef (to znaczy obnażyła swoje wstydliwe części i wskazała na nie bogini). Po tym bogini poweselała i przyjęła napój. (Klemens Aleksandryjski w „Admonitio ad gentes”). Arnobiusz opowiada o tym nieco inaczej, niż Klemens Aleksandryjski. Powiada, że Baubo partem illam corporis, per quam secus foemineum subolem solet prodere, facit in speciem laevigari nondum duri atque striculi pusionis, redit ad Deam tristen et retegit se ipsam” (Aglaaph., t. II, s. 819-820; Chrysanf, t. III, s. 550-551 – przypis).

Przed tym – nieco powyżej – u archimandryta Chrysanfa:

„W misteriach eleuzyjskich i dionizyjskich – mówi z oburzeniem św. Teodor – ton tou Dionusou fallon ismen proskunoumenon kai ton ktena (to a’idoion) ton gunaikaion paqa gunaikon timhV azioumenon”.

Przecież to jest – w opowieściach Klemensa Aleksandryjskiego i Arnobiusza – modus vivendi inter se virginum aeternarum sive virginum utriusque sexus?!! Przez mit i „jakoby żarty” Baubo, jak i w „misteriach Dionizosa”, Grecy wyrazili admirationem, adorationem et divinationem (bogini Demeter) tej, jak ją nazywamy, „anomalii płci”…

My natomiast przez określenie „anomalia”, czyli „dziwność”, „coś nieoczekiwanego”, mówimy: „Nie ro-zu-mie-my”… Co jest dla nas niezrozumiałe – oni mieli prawo wyjaśnić. Natomiast my z naszym „nie rozumiemy” nie mamy nawet prawa protestować.

Wracając do „żartów Baubo” powinniśmy podkreślić, że „uśmiechająca się” Demeter „zaczęła pić” wcale nie „odwar pszenicy”, gdyż ten napój jest „dla odwrócenia uwagi” „niewtajemniczonych” – tych, którym nie można było cokolwiek „opowiadać o treści misteriów”!… Mówiono im: „Ona piła po prostu pszenicę!”, „wywar z jęczmienia”! A gdyby zapytał, z ciekawości, dlaczego Baubo wyszła do bogini w takiej dziwnej postaci i wykonała nieprzystojny gest – to, popatrzywszy w oczy pytającego „wtajemniczony” odpowiedziałby: „Baubo po prostu żartowała” – „Żartowała? Dlaczego?” – „Dlatego, że bogini była smutna”. W ten sposób „wtajemniczony” odczepiał się od pytającego. Jest godne uwagi, że Demeter „uśmiechnęła się” i pocieszyła w swoim cierpieniu po stracie córki – nie na widok pszenicy, a – spojrzawszy na dziwny ubiór lub rozebranie się Baubo… Czy należy jeszcze coś dodać, aby wyjaśnić myślącemu „uczniowi”, co właściwie zaczęła „pić” bogini i jakie były autentyczne relacje Baubo i Demeter? Mit w określony sposób mówi, uczy, objawia, że „pijący tę wilgoć życia dotykają nieśmiertelności i stają się mieszkańcami nieba”. Myśl mitu idzie dalej i naucza o pochodzeniu bogów: być może Baubo i Demeter były prostymi i równymi sobie kobietami – ale równość i podobieństwo zostały naruszone, kiedy Demeter nie zechciała pić i przez rezygnację z „pszenicy” pokazała, że chce innego napoju. Baubo była Greczynką i żyła w greckich czasach, musiała więc zrozumieć, czego chce gość. Wyszła do drugiego pokoju, przygotowała się i wróciła do gościa, a swoim jednoznacznym gestem powiedziała, że „się zgadza” i jest „gotowa”.

– Gość uśmiechnął się i zaczął pić…

W tejże chwili, jakby oddzielając się od ziemi, …ona pozostawiła Baubo na dole, a sama wzniosła się do mieszkańców nieba na Olimpie, do Zeusa, Kronosa, Hery, Uranowa, Heliosa, Apollona, otrzymując imię wielbionej „Demeter”.

W ten sposób mit… mit i „misteria” greckie… nauczały i objawiały wybranym i nielicznym, że to, przy czym my od dziewiętnastu wieków piszemy „nie wiem” – istnieje i nie mogło być zlikwidowane przy pomocy wszelakich prześladowań, gdyż przeciąga nić między ziemią i niebem… Pochodzenie „istoty człowieka” nie jest przypuszczalnie – Boskie, a de facto – niebiańskie i Boskie, co ujawnia się w niezniszczalnym instynkcie ludzi, choćby bardzo nielicznych, powtarzać nieodparcie „nikomu niepotrzebne”, „z niczego niewynikające”, w pełni „anormalne”, jeśli nie uznać w nim istoty nieba: a wtedy adoratio et divinatio staje się zrozumiałe, normalne i naturalne.

§ 1. Ale to – jest.

§ 2. A tym samym ma – istotę niebieską.

Archimandryta Chrysanf ani jednym słowem nie skomentował informacji podanej przez Klemensa Aleksandryjskiego i Arnobiusza. Jest też godne uwagi, że Katkow w „Zarysie filozofii greckiej” także mówi o „żartach Baubo”: uważa je za „żarty”, „żartobliwość”, za „zabawę” z boginią i nie domyśla się, że pod postacią żartującej Baubo Grecy wyjaśniali misteria. Należałoby sprawdzić w „Metafizyce starożytnej Grecji” Sergiusza Trubieckoja, ale jestem zbyt leniwy. Być może moi przyjaciel sprawdzą.

 

* * *

 

985. Egipcjanki, odprowadzając do Serapeum nowego Apisa, zaglądały w oczy młodzieńcom i śpiewały z Tołstoja –

 

Konie porywcze poznajemy

Po pewnym ich piętnie.

Zakochanych młodzieńców

Poznajemy po ich oczach.

 

Nagle spotkał je pijany Kambizes:

– Z Tołstoja? Zakazane! Przez Święty Synod!

I przebił Apisa mieczem.

 

*

 

W Monachium widziałem resztki mumii Apisów. Niestety, martwe Apisy były okropne. Monstrualne boki i przerażające rogi. Zmarły biskup jest mniej wart, niż żywy diaczek. Kiedy Apis zmarł, zaśpiewano o nim pieśń:

„– Umarł!… Umarł, Ukochany!…” – „Kobiety rwały na sobie szaty i posypywały głowy ziemią” (historia religii).

 

*

 

Tak i Egipcjanki, wspominając długowłosego Włodzimierza Sołowjowa, przy wybryku pijanego Kambizesa – zacytowały:

 

Teraz tak samo, jak i dawniej,

Adonisa pogrzebiemy…

Mroczny jęk stał nad pustynią,

Smutne kobiety łkały.

 

A diakon ciągnie:

– I teraz, i zawsze, i na wieki wieków.

 

* * *

 

986. Dlaczego tak opieram się „†”? Czyżbym lubił życie?

Niezwykle piękny jest poranek. Niezwykle piękny jest wieczór. I „człowiek spotkany przy drodze”.

I moje trzy miłości.

(czekając na tramwaj: jedziemy do Sacharny,

jasny słoneczny poranek)

 

* * *

 

987. Pijany szewc i pijany klecha – cała Rosja.

Trzeźwy jest jedynie urzędnik, a i to z przymusu. Z powodu trzeźwości strasznie się nudzi, wścieka na petentów i nic nie robi.

(na otrzymanym liście z wierszem, w tramwaju)

 

* * *

 

988. …przecież kończy się sutkiem, jak w zwykłym dziecięcym „smoczku” („wykarmili dziecko na smoczku”). U dołu jest nawet takie samo wgłębienie – dla położenia języka: czego nie ma w dziecięcym sutku.

Przystosowanie, odpowiedniość, zharmonizowanie – większe, niż tylko dla konieczności karmienia dzieci. Po co?

5 000 lat patrzyli i nie widzieli. Rozanow zobaczył. Pierwszy.

……..Cóż za zdumiewające odkrycie Niebiańskiej Harmonii.

(w drodze do Sacharny)

 

* * *

 

989. Nigdy miłości nie róbcie wyrzutów.

Rodzice: „Gdy zobaczycie miłość swoich dzieci, to nie mówcie im, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas”. One kochają, a jeśli tak, to znaczy – przyszedł ich „czas”. To jest inny „czas”, niż wasz, nie jest wam znany, gdyż jesteście z innego pokolenia, macie inną duszę i inne gwiazdy (horoskop).

I wy, dzieci, kiedy będziecie już brodate i wychowywały własne dzieci, nie pozwalajcie sobie na zdziwienie oczu, gdy zobaczycie, że ojciec lub matka zaczyna się rumienić. Nie zabierajcie starości jej wesela. Sara miała 90 lat, kiedy usłyszała słowa: „Ona urodzi syna”. I zaśmiała się. A Bóg usłyszał, że ona zaśmiała się za drzwiami i powiedział do jej męża, stuletniego Abrahama: „Dlaczego ona się śmieje? Chociaż ma 90 lat, twoja żona urodzi tobie syna, który będzie ojcem wielkiego narodu”.

Ona już nie chciała, ale teraz zechciała, widząc i dowiedziawszy się od męża, czego zapragnął Bóg.

Gdyż Bóg jest – Wielkim Ogrodnikiem. Nie pozostawia pustej ani jednej kępki ziemi. Podlewa pustynie i zajmuje się kamienistym gruntem, wszystkiemu nakazuje wydawać swój owoc.

Wierzcie, ludzie, w Wielkiego Ogrodnika.

Lękajcie się Jego pomsty, gdyż On mści za pohańbioną miłość, nigdy się nad nią nie uśmiechnie.

Gdy usłyszycie o miłości, gdy ją zobaczycie – błogosławcie i bądźcie poważni.

Co byście nie usłyszeli – nie śmiejcie się.

Śmiać się z miłości – to znaczy pozbawiać miłość nadziei. A przecież sama miłość już jest nadzieją, a nadzieja już jest miłością dla tego, kto ma na coś nadzieję.

Nie zabierajcie miłości skrzydeł: ona zawsze wzlatuje. Ona zawsze jest aniołem – dla każdego.

(10 maja, po wysłuchaniu opowieści

o G. Eliocie i T. Daj im, Boże, szczęście)

 

* * *

 

990. To ja spowodowałem, że chrześcijaństwu odrosły sutki…

One były maleńkie, dziecięce, nierozwinięte. „Do niczego”.

Pieściłem je, pieściłem: pieściłem słowami. Dotykałem ręką. I one urosły. Stały się ociężałe, napełniły się mlekiem.

To wszystko.

(moja rola w historii.

17 maja, czekając na tramwaj)

 

* * *

 

991. „Ona ma niebieskie oczy” – powiedziało najstarsze przymierze o miłości i zasadziło dla niej raj rozkoszy.

– Nie, ona ma czarne oczy – powiedziało o miłości drugie przymierze. I wskazało dla niej mogiłę.

Od tego czasu kochają w tajemnicy, a wtedy są szczęśliwi. Jeśli kochają się jawnie, to „wszystko już zaczarowali”.

(8 maja, w wagonie; jedziemy do Sacharny)

 

* * *

 

992. Cnotliwe wąchania…

Cnotliwe próbowania…

Te same w lesie, co i tu.

Jeśli są one niewinne w lesie, to dlaczego są winne tutaj?

(w wagonie, w pobliżu Baranowicz, 9 maja)



[1] Interesujące i „chwytające za serce” są jego rozważania we wstępie do książki „Świat jako całość”.

[2] Obecnie, w 1916 r., myślę inaczej: nasz mózg jest – falliczny (drugie, poza mózgiem, centrum pobudzenia płciowego w rdzeniu kręgowym, a mózg działa przez marzenia) i równocześnie jest „źródłem rozumu”, ale buntuje się przeciwko „racjonalizmowi”, gdyż racjonalizm, będąc „czystym”, wstydzi się wziąć pod uwagę przy wyjaśnianiu świata „nieczystość” płciową. Wtedy mózg czuje się stłamszony i tęskni, jest bowiem przymusowo pozbawiony swojej formy i „wysuszony”. Stąd w wypadku wyjaśnień racjonalistycznych odczuwa wręcz ból fizjologiczny i tęsknotę, „wywichnięcie mózgu”. Natomiast „mistyczne” i „religijne” wyjaśnianie świata i przyrody raduje mózg, oświeca, karmi, gdyż w głębi swej są to zawsze wyjaśnienia falliczne („Stwórca rzeczy” oraz „Dawca życia”).

[3] Kurator okręgu petersburskiego.

[4] To nie „dla przykładu”, to jest autentyczne – kupił taką kartkę – opowiedział o niej w domu, wszyscy się śmiali i opowiadali o tym innym.

[5] W „Odosobnionym” są o Czernyszewskim myśli być może słuszne, a być może niesłuszne.

tłumaczenie Henryk Paprocki

Cała książka w pdf

 

Wasyl Rozanow